tag:blogger.com,1999:blog-6078921970733221235.post7308073846916938662..comments2023-06-24T03:28:59.077+02:00Comments on Czytam to i owo...: Jeden dzień Dorriga Evansa. Richard Flanagan, „Ścieżki Północy” – recenzjaTarninahttp://www.blogger.com/profile/05403161134434208555noreply@blogger.comBlogger6125tag:blogger.com,1999:blog-6078921970733221235.post-31757119990197184352015-11-19T16:26:16.379+01:002015-11-19T16:26:16.379+01:00To bardzo ciekawe, co piszesz - że odczuwasz jakąś...To bardzo ciekawe, co piszesz - że odczuwasz jakąś presję, żeby nie pisać tego, co myślisz. Ciekawe, czy zachwyty nad książką to wynik autocenzury, autosugestii ("jeśli to arcydzieło, to na pewno mi się podoba"), czy jeszcze czegoś innego, np. uprzejmości wobec wydawcy. To nieładnie zabrzmi, ale naprawdę sądzę, że w przypadku recenzji na blogach kluczowym czynnikiem jest tzw. "współpraca recenzencka".<br />Zrobiłam sobie rundkę po recenzjach krytyków zagranicznych. I tutaj opinie są dużo bardziej wyważone. Generalnie przychylne, ale nie tak pełne uwielbienia.<br /><br />Ale - jeśli boisz się pisać krytycznie - polecam zapoznać się z recenzją z London Review of Books, powinna dodać Ci odwagi ;)<br /><br />http://www.lrb.co.uk/v36/n24/michael-hofmann/is-his-name-alwynTarninahttps://www.blogger.com/profile/05403161134434208555noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6078921970733221235.post-72574633571119106412015-11-19T16:07:24.293+01:002015-11-19T16:07:24.293+01:00Pewnie oprócz Remarque'a coś by się jeszcze zn...Pewnie oprócz Remarque'a coś by się jeszcze znalazło, nie jestem specjalistką od wojennej literatury.<br /><br />Okładka. Wiesz, jak ją zobaczyłam, to sobie pomyślałam, że to barbarzyństwo dać takiej książce (czyli arcydziełu) taka okładkę. A potem się okazało, że ona... pasuje ;)<br />Były inne do wyboru, Wyd. Lit. postanowiło przedrukować tę najgorszą. Ale dzięki temu książkę można sprzedawać miłośniczkom romansów.Tarninahttps://www.blogger.com/profile/05403161134434208555noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6078921970733221235.post-31589186257235939872015-11-19T15:02:54.048+01:002015-11-19T15:02:54.048+01:00No widzisz, ja skończyłam czytać tę książkę kilka ...No widzisz, ja skończyłam czytać tę książkę kilka dni temu i wstrzymuję się z recenzją, bo trochę obawiam się napisać to, co chciałabym o niej napisać. Bo mnie nie za bardzo przypadła do gustu - i tak, jak Ty nie uważam tej książki za arcydzieło. Za dużo było w niej dla mnie filozofowania - tej pseudopoetyczności, o której piszesz. joly_fhhttps://www.blogger.com/profile/06918832922851853943noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6078921970733221235.post-89123849329564505072015-11-19T13:02:12.746+01:002015-11-19T13:02:12.746+01:00Ależ wcale mnie do lektury nie zniechęciłaś! Od po...Ależ wcale mnie do lektury nie zniechęciłaś! Od początku, czyli od zapowiedzi i szumu związanego z Bookerem ("Australijska Wojna i pokój"!), miałam mieszane uczucia - bo raz, że nagrody, a to kusi, dwa - że pisarz australijski (więc okazja, żeby poznać literaturę z lądów niedostatecznie mi znanych), ale trzy - no właśnie, było jakieś "ale". Może nie było miłości od pierwszego wejrzenia (czyli od okładki)? Przy najbliższej okazji przyjrzę się książce na pewno.<br />Ha, jeden Remarque versus cała masa powieści, w których miłość i krew jedno mają imię! Ale narzekać nie będę, bo love story z wojną w tle zwykle dobrze się czyta - chodziło mi raczej o zauważenie powszechności tej kombinacji. leżę-i-czytamhttps://www.blogger.com/profile/11864020718415316520noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6078921970733221235.post-32999734457432267572015-11-18T18:22:22.797+01:002015-11-18T18:22:22.797+01:00Nagrody, właśnie. Tak się zastanawiam, może mnie j...Nagrody, właśnie. Tak się zastanawiam, może mnie jest z Bookerem nie po drodze, bo już drugi rok z kolei jestem rozczarowana zwycięskimi książkami. Ale cieszę się, że Wydawnictwo Literackie daje polskim czytelnikom możliwość wyrobienia sobie o nich własnego zdania.<br />Nie było moim zamiarem zniechęcanie nikogo do przeczytania tej książki, przeciwnie, chciałam wyrazić rekomendację, z pewnymi zastrzeżeniami. Bo tak jak napisałam na początku, warto przeczytać tę książkę. No i oczywiście w tle moich uwag jest to niepisane założenie, że mówimy o książce prezentującej wysoki poziom literacki (choć nie tak wysoki, jak twierdzą niektórzy ;)).<br />Co do "katharsis": wierzę, że rzeczywistym motywem pisania tej książki była chęć zostawienia tej historii za sobą, jednocześnie upamiętnienia ojca itd. I jestem skłonna uwierzyć, że to może działać. Ale jednocześnie wydaje mi się, że temat jest - to brzydko zabrzmi w tym kontekście, ale - chwytliwy, i część tych splendorów książka zawdzięcza właśnie tematyce, a nie jakości wykonania. Natomiast podejrzewam, że wątek miłosny został dodany z powodów merkantylnych. Raz, że sama powieść lepiej się sprzeda (tak, zgadzam się z Twoją hipotezą), a dwa, że może posłużyć za kanwę scenariusza filmu dla masowej widowni. Tak w ogóle to nie uważam, że łączenie motywów miłości i wojny w literaturze jest złe (i wcale mi nie przeszkadza, że "to już było"), one działają na zasadzie kontrastu wzajemnie się wzmacniając, tylko różnie to wychodzi. Tutaj -- nieszczególnie. Ale nie zawsze idą w parze. "Na zachodzie bez zmian" jest tylko o wojnie.Tarninahttps://www.blogger.com/profile/05403161134434208555noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-6078921970733221235.post-22068566035704606462015-11-18T14:01:57.580+01:002015-11-18T14:01:57.580+01:00Mamiły mnie i wodziły na pokuszenie zachwyty nad t...Mamiły mnie i wodziły na pokuszenie zachwyty nad tą powieścią, no i nagrody, nagrody - na informację o których często się łapię - ale nie na tyle skutecznie, żeby ją wreszcie przeczytać (co być może kiedyś nastąpi, mimo wszystko, czyli mimo tego, o czym piszesz).<br />W przypadku tezy o "literackim katharsis", którym powieść ma być dla autora, intryguje mnie zawsze, na ile taki zamysł się powiódł. I jeśli tak, to na ile powiódł się dzięki przelaniu historii i emocji na papier, a na ile pomogły mu w tym późniejsze literackie laury i splendory. <br />To ciekawe, że wojna i miłość zawsze muszą iść ze sobą w parze. Może to sposób na zrównoważenie grozy wojny - słodyczą i szczęściem miłości? Może to się po prostu lepiej "czyta" i lepiej "sprzedaje"? Tak czy inaczej, to kolejny z "ulubionych" literackich motywów, powielanych w nieskończoność (nie przychodzą mi na myśl żadne powieści o wojnie, czy choćby z wojną w tle, w których jednocześnie nie byłoby wątków miłosnych)...<br />P.S. Tarnino, you've got mail! ;-)leżę-i-czytamhttps://www.blogger.com/profile/11864020718415316520noreply@blogger.com