wtorek, 7 października 2014

Z MOJEJ PÓŁKI: Tristan 1946



To moja ulubiona książka Marii Kuncewiczowej. Parafraza celtyckiej legendy o Tristanie i Izoldzie. Jest smagane wiatrem wybrzeże Kornwalii, jest dwoje młodych kochanków i stary król. Ale zamiast mitycznego średniowiecza mamy rok 1946, świat powoli otrząsa się z koszmaru wojny, ludzie próbują odnaleźć się w tym świecie, zaleczyć wojenne rany - te na ciele i te na duszy - i zacząć życie od nowa.

On jest Polakiem i ma na imię Michał; nie zabił Morhołta ani smoka (choć "smoczy język" pojawia się i w tej historii), walczył z innym przeciwnikiem - w konspiracji, w partyzantce, wreszcie w Powstaniu. "Po upadku powstania w 1944 wywieziono go z Warszawy jako jeńca, ale znalazł się w bardzo cywilnym obozie i kiedy go Amerykanie wyzwolili, nie umiał chodzić, więc długo przebywał w szpitalach. Potem uciekł Amerykanom i robił różne rzeczy." - relacjonuje Wanda, jedna z narratorek powieści, list od syna, w którym prosił ją, żeby sprowadziła go do Anglii, dokąd Wanda wyjechała w 1939 r.

Ona, złotowłosa Irlandka o imieniu Kathleen, pracuje jako laborantka w szpitalu. Ma za zadanie nakłonić Michała, by poddał się badaniom i leczeniu. Tak się poznają. A potem Michał robi z Kasią, jak ją nazywa, to co Tristan zrobił z Izoldą: rzuca ją w ramiona starego króla. W roku 1946 jest nim sławny i bogaty profesor, patronujący Michałowi. Dalej wszystko toczy się jak w legendzie. W wielkomiejskim gąszczu Londynu można ukryć się jak w lesie moreńskim.

Jest to wszystko melodramatyczne, może nawet zbyt (czy jednak historia Tristana i Izoldy może nie być melodramatyczna?) i powieść Kuncewiczowej bardzo zbliża się do romansu. Ale są też wnikliwe portrety psychologiczne, autorka mistrzowsko operuje stylem, przekazując narrację kolejnym bohaterom i prowadząc ją częściowo w formie ich monologów wewnętrznych. Jest bogate tło obyczajowe. "Tristan 1946" to nie tylko opowieść o tragicznej miłości i namiętności, mit przeniesiony w realia XX wieku. Kuncewiczowa pokazuje środowisko i sytuację polskiej emigracji w powojennej Wielkiej Brytanii, a przede wszystkim analizuje zawikłane losy Polaków w dwudziestym wieku, ich wybory (wyjechać, czy zostać; walczyć, czy starać się przetrwać) i cenę, jaką za te wybory płacili.

Mitycznych kochanków na zawsze połączyła dopiero śmierć. Jak zakończy się historia Tristana i Izoldy z roku 1946?

"[...] w nocy z grobu Tristana wybujał zielony i liściasty głóg o silnych gałęziach, pachnących kwiatach, który wznosząc się ponad kaplicę, zanurzył się w grobie Izoldy. Ludzie miejscowi ucięli głóg: nazajutrz odrósł na nowo, równie zielony, równie kwitnący, równie żywy, i znowuż utopił się w łożu Izoldy Jasnowłosej. Po trzykroć chcieli go zniszczyć, na próżno. Wreszcie donieśli o cudzie królowi Markowi. Król zabronił odtąd ucinać głóg."
Joseph Bédier "Dzieje Tristana i Izoldy", przekład: Tadeusz Boy-Żeleński

*** Głogi jesienią. Beskid Wyspowy, październik 2014 ***

---
Maria Kuncewiczowa, "Tristan 1946". Spółdzielnia Wydawnicza "Czytelnik", Warszawa 1980.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz.