środa, 28 listopada 2018

PIKNIKI Z KLASYKĄ: "Pożegnanie z bronią" Ernesta Hemingwaya. Historia pewnej znajomości.



"Pożegnanie z bronią" znalazło się na liście Pikników klasyką, ponieważ listopad 2018 to (między innymi) setna rocznica zakończenia I wojny światowej i z tej okazji postanowiłyśmy włączyć do naszego cyklu coś tematycznie związanego z tą rocznicą. Hemingway to oczywiście klasyka jak się patrzy, więc "Pożegnanie z bronią" wydało się wyborem idealnym. Jak wiadomo, Hemingway był jednym z tych chłopców, którzy ochoczo przyłączyli się do wojny, a potem nigdy całkiem się z niej nie otrząsnęli. Postać głównego bohatera, tenente (porucznika) Frederica Henry'ego, Amerykanina służącego na froncie włoskim jako kierowca ambulansu, dzieli elementy biografii z autorem. Obraz wojny, który wyłania się z powieści, rzecz jasna nie zaskakuje: demoralizacja, brutalność, bezsens i marnotrawstwo istnień ludzkich. Jednak (częściowo być może dlatego, że w literaturze dotyczącej I wojny światowej oczytałam się już trochę cztery lata temu) ten wątek nie zrobił na mnie wrażenia, właściwie odebrałam go jako tło do drugiego, równoległego wątku, którym jest historia pewnej znajomości.

wtorek, 25 września 2018

PIKNIKI Z KLASYKĄ: Virginia Woolf, "To the lighthouse"


"Do latarni morskiej" Virginii Woolf to powieść, z którą nie każdy i nie w każdym momencie jest w stanie się zaprzyjaźnić. Wpadniesz w zachwyt albo od pierwszej do ostatniej strony (albo do tej, która dla ciebie będzie ostatnią) będziesz się zastanawiać, o co właściwie tyle hałasu. Przez całą część pierwszą centralnym wydarzeniem jest planowana nazajutrz wycieczka do pobliskiej latarni morskiej, do której ostatecznie dochodzi po dziesięciu latach - krótka podróż łódką zajmuje cześć trzecią, a łącznikiem między nimi jest środkowa część składająca się z zadumy nad upływem czasu. Tylko tyle, a jednak aż tyle.

środa, 29 sierpnia 2018

PIKNIKI Z KLASYKĄ: wakacjez horrorem albo wczasy na zamku. Udolpho.

Tak. W końcu musiało do tego dojść. Musiałyśmy się w końcu zmierzyć z klasyczną powieścią gotycką, a że tradycją naszych piknikowych spotkań są wakacje z horrorem, postanowiłyśmy z Pyzą w roli tegorocznego horroru obsadzić "Tajemnice zamku Udolpho" Ann Radcliffe. Powieść była prawdziwym hitem w połowie lat 90. XVIII stulecia, o czym wie każdy, kto czytał "Opactwo Northanger" Jane Austen. Dla fana twórczości Austen - a do nich zdecydowanie się zaliczam - "Tajemnice..." to wręcz lektura obowiązkowa.

 
(Jako ilustracje dzisiaj wykorzystałam kolejne zdjęcia szkockich zamków - nie wiem, czemu Ann Radcliffe musiała szukać scenerii do swojej powieści we Włoszech i Francji, a właściwie wiem, ale nie zmienia to faktu, że znacznie bliżej miała doskonałą scenografię, zarówno jeśli chodzi o zamki, jak przyrodę).

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Wakacjez horrorem albo wczasy na zamku Udolpho chwilowo odroczone.


Z przykrością zawiadamiam, że zaplanowany na dzisiaj (a poprzednio na ubiegły poniedziałek) Piknik z klasyką i "Tajemnicami zamku Udolpho" znów zostaje przesunięty, z przyczyny choroby jednej z organizatorek. Nowym terminem - i mam nadzieję ostatecznym - jest środa. Zainteresowanych uczestnictwem za opóźnienia przepraszamy, a na osłodę zostawiam kilka ujęć zamków, co prawda szkockich, a nie francuskich ani włoskich, ale jeden z nich też ma nazwę na "U".



 


poniedziałek, 2 lipca 2018

PIKNIKI Z KLASYKĄ: Kiedy zmysły wypełzają na usta... czyli o "Trędowatej" Heleny Mniszkówny




Oczywiście, można się śmiać. Ale czy na pewno trzeba? I czy aż tak głośno?

Nie chcę przez to powiedzieć, że "Trędowata" to dobra powieść. Raczej to, że mnie przewrotnie rozczarowała, bo po tym symbolu romansowego kiczu spodziewałam się czegoś znacznie gorszego - lub lepszego, zależnie od kierunku patrzenia.

środa, 23 maja 2018

PIKNIKI Z KLASYKĄ: O kobiecie w wieku balzakowskim


Dobrze znane zdanie Stendhala, że „powieść jest zwierciadłem przechadzającym się po gościńcu” przywołuje się często w kontekście twórczości innego wielkiego pisarza francuskiego, Honoré de Balzaca. Jeśli Balzac naprawdę kierował się tą zasadą, to po lekturze „Kobiety trzydziestoletniej” mogłabym się zastanawiać, czy jego pojęcie o zwierciadłach nie było cokolwiek skrzywione, a także zachodzić w głowę, dlaczego uważa się go za wybitnego przedstawiciela realizmu. Czytając, momentami przecierałam oczy ze zdumienia, bo to, co początkowo brałam za wnikliwe studium obyczajowo-psychologiczne przerodziło się w pewnym momencie w wytwór doprawdy wybujałej fantazji.   

środa, 21 marca 2018

PIKNIKI Z KLASYKĄ: tym razem klasycznie o piratach, czyli "Wyspa skarbów"

W kwestii piratów bardziej klasycznie być nie może, bo choć marynarze na bakier z prawem pojawiali się w literaturze już wcześniej, to właśnie Robert Louis Stevenson stworzył wizerunek pirata, który zawładnął masową wyobraźnią jego współczesnych i króluje w popkulturze do dziś, będąc pożywką dla niezliczonych adaptacji, prequeli, sequeli itp. Na hasło: "pirat" wszyscy widzimy oczyma wyobraźni niezbyt świeżego osobnika w trójgraniastym kapeluszu, z drewnianą nogą i papugą na ramieniu, prawda? Możemy być za to "wdzięczni" właśnie Stevensonowi.
 
Logo wiosenne, Wiośnie na zachętę ;)

wtorek, 20 lutego 2018

PIKNIKI Z KLASYKĄ: "Wiek niewinności" Edith Wharton



W Nowym Jorku lat tysiąc osiemset siedemdziesiątych przyszłość Newlanda Archera rysuje się prosto i jasno: o karierę zawodową nie musi się martwić, w biurach kancelarii prawnej pojawia się tylko w celu zachowania pozorów posiadania odpowiedniego dla dżentelmena zajęcia, a jego prawdziwą profesją jest bycie członkiem nowojorskiej wyższej sfery. Jakiś czas temu wykaraskał się z niefortunnego romansu z mężatką, a w chwili obecnej nic już nie stoi na przeszkodzie jego rychłego małżeństwa z uroczą May Welland, uosobieniem wszelkich cnót oczekiwanych od młodej żony. W dodatku w małżeństwie tym połączą się dwa z najświetniejszych rodów miasta, czegóż więcej młody mężczyzna mógłby oczekiwać od życia? Spokój przyjemnej egzystencji Newlanda zostaje zburzony pojawieniem się w kręgu nowojorskiej socjety – w atmosferze skandalu – kuzynki jego narzeczonej, hrabiny Ellen Olenskiej, która właśnie wróciła z Europy, opuściwszy wcześniej swojego męża, polskiego magnata. 
  
„Wiek niewinności” ukazał się po raz pierwszy w roku 1920. Edith Wharton opisuje w nim Amerykę swojego dzieciństwa. Maluje obraz nowojorskiej „arystokracji” z dużą dozą artyzmu, bogactwem szczegółów i trafnością ironicznych obserwacji. Jednak „Wiek niewinności” powieść o tytule mocno ironicznym, a może nawet szyderczym, jest przede wszystkim znakomitym studium hipokryzji i konformizmu i tragedią rozpisaną na trzech aktorów, banalne z pozoru postaci miłosnego trójkąta. Młodzieniec będący idealnym wytworem i przedstawicielem swojej sfery, jego równie idealna, niewinna narzeczona i tajemnicza i egzotyczna kusicielka. Jednak każda z tych postaci ma „drugie dno”, jest fascynująca w swojej niejednoznaczności. Archer jest z jednej strony beneficjentem systemu społecznego, przyznającego całą wolność mężczyźnie, a na kobiecie wymuszającym życie w ściśle określonych ramach, a z drugiej strony jego ofiarą. May Welland może być niewinnym, nieszczęśliwym dziewczęciem, ale również wprawną i bezwzględną manipulantką. I wreszcie hrabina Olenska jest czymś znacznie więcej, niż femme fatale, pojawiającą się, żeby zniszczyć szczęście swojej młodej kuzynki, i znacznie więcej, niż ofiarą bezduszności i obłudy społeczeństwa.

Muszę przyznać, że porównanie z piknikową lekturą z ubiegłego miesiąca, czyli "Bostończykami" Henry'ego Jamesa, które samo się nasuwa ze względu na tło społeczne i obecny w obu powieściach "trójkąt", a także motyw "feministyczny" wypada bardzo na niekorzyść Jamesa. Wydanie tych powieści dzieli około 35 lat, ale wydaje się to całą epoką. Wharton przedstawia swoich bohaterów, ich emocje i motywacje z całą ich głębią, podczas gdy Henry James raczy czytelnika pustym efekciarstwem. 
 
Zachęcam gorąco do dyskusji o książce, tym razem pod wpisem Pyzy, który znajdziecie TUTAJ.W tym miesiącu dołączyła do nas również Marta z bloga "Między sklejonymi kartkami", jej wpis znajdziecie TU.

wtorek, 23 stycznia 2018

PIKNIKI Z KLASYKĄ: Emancypantki w Bostonie



Czytelnik sięgający po  „Bostończyków” Henry’ego Jamesa może doznać rozczarowania, jeśli spodziewa się szeroko zakrojonej fabuły ukazującej panoramę, co zdaje się sugerować tytuł, społeczności Bostonu drugiej połowy XIX w. Polskie tłumaczenie tytułu jest nieco mylące i powinno raczej brzmieć  „Bostonki” (nie dziwię się jednak, że tłumaczka/wydawca nie zdecydowali się na tę opcję), bo jest to właściwie kameralna – mimo pokaźnej objętości – powieść  o dwóch bostonkach oraz zamieszkałym w Nowym Jorku dżentelmenie z Południa. Basil Ransom, młody prawnik z Missisipi,  jest dalekim kuzynem Olive Chancellor, majętnej starej – choć młodej wiekiem – panny z Bostonu, zaangażowanej w ruch feministyczny. Na zaproszenie kuzynki Basil składa jej wizytę. Oboje nie przypadają sobie do gustu, łagodnie rzecz ujmując, jednak Basil towarzyszy Olive na spotkaniu „reformatorów” społecznych, gdzie oboje doznają objawienia, a tym samym poznają trzecią postać dramatu. Tym objawieniem jest Verena Tarrant, córka uzdrowiciela-mesmerysty, oczarowująca wszystkich zdolnością wygłaszania płomiennych przemówień. Pod urokiem Vereny są również Basil i Olive, przy czym w jego przypadku zauroczenie dziewczyną łączy się z równie silną dezaprobatą dla feministycznej treści wygłoszonej mowy; Ransom jest konserwatystą i gardzi emancypacyjnymi bzdurami. Powieść jest opisem walki stoczonej pomiędzy Olive Chancellor a Basilem Ransomem o względy Vereny i – pozwolę sobie ująć to w patetyczny sposób – rząd nad jej duszą.