czwartek, 20 października 2016

PIKNIKI Z KLASYKĄ: Słodki dom irytującej neurotyczki


Okładka pierwszego wydania (Źr. Wikipedia)




Witam na październikowym Pikniku z klasyką! Dziś w programie „Pat ze Srebrnego Gaju” („Pat of Silver Bush” Lucy Maud Montgomery. „Pat...” jest dziewiętnastą książką w dorobku autorki, wydaną po raz pierwszy w 1933 r. Poprzedziła ją powieść „Dzban ciotki Becky” (inny tytuł „W pajęczynie życia”). Jeżeli przypominacie sobie nasz poprzedni Piknik z L.M.M. na którym właśnie o „Dzbanie...” była mowa, to wiecie, że nie znajdujemy się w złotym okresie jej twórczości. Niestety, „Pat...” jest chyba książką jeszcze mniej udaną, a Pat – prawdopodobnie najbardziej irytującą bohaterką, jaka wyszła spod pióra L.M.M.


Daleko, daleko, za siedmioma górami, za siedmioma morzami, a właściwie za wielkim oceanem, leży cudowna wyspa, poprzecinana czerwonymi drogami, zanurzona w srebrzysto połyskujących wodach. Zwie się Wyspą Księcia Edwarda. Na wyspie są wdzięczne strumyki, urokliwe gaiki, jest też piękna stara farma.  Na farmie mieszka pewna niezwykła dziewczynka o poetycznym usposobieniu, która „kocha mocniej” niż inni ludzie – być może dlatego żyje w pewnym osamotnieniu. Brzmi znajomo? Idźmy dalej. Dziewczynka ma przyjaciółkę i wiernego przyjaciela, który jest wzorem wszelkich cnót chłopięcych i którego rola w fabule jest jasna od początku dla każdego, kto zetknął się z „Anią z Zielonego Wzgórza”.  W ogóle cała powieść wydaje się jakby posklejana z wątków obecnych w innych książkach L.M.M. i postaci z nich wyjętych. Najbardziej rzuca się tu w oczy Judy Plum – jedyna lepiej zarysowana bohaterka powieści, która jest mniej udaną wersją Zuzanny z serii o Ani – stara wierna służąca, kochająca i oddana stara panna. Czas jednak zająć się główną bohaterką.

Pat poznajemy, gdy ma około sześciu lat i śledzimy jej – waham się, żeby użyć słowa rozwój, bo tego właściwie nie da się zaobserwować – dorastanie do lat 18. Szmat czasu, na przestrzeni którego coś się oczywiście dzieje, wydarzenia codziennego życia, czasem nawet dramatyczne, ale który pozostawia bohaterkę dokładnie taką samą, jaka była na początku. O Pat można powiedzieć tylko dwie rzeczy: kocha swój dom i nienawidzi zmian. Oczywiście te zmiany i tak przychodzą, ale samej Pat nic nie zmieni. Natomiast co do jej miłości do domu... tak wydaje się, że to właśnie dom rodzinny, a nie rodzina go zamieszkująca jest głównym adresatem uczuć... to autorka przez pierwszą połowę książki wręcz katuje czytelnika, dając mu raz po raz po raz kolejne dowody tego, co już zostało udowodnione. I chodź jest to rzeczywiście wspaniały dom, gdzie w piekarniku zawsze piecze się ciasto, pranie dumnie łopocze na sznurach w ogrodzie i zawsze znajdziemy jakiegoś kociaka skłonnego do zabawy, to czytelnika ogarnia poczucie przesytu, a zachowanie Pat może uznać za chorobliwe.  

Pat jest wykreowana trochę na podobieństwo Ani i Emilki Starr, ale tamte bohaterki miały talent, ambicje, humor i inteligencję, Pat jest tych cech pozbawiona, zostaje jej tylko nieznośna poetyczność nadwrażliwość, skłonność do uniesień. I rzekoma zdolność do głębszego odczuwania, z tym, że mam wrażenie, że te „głębsze uczucia” są zaskakująco płytkie – w gruncie rzeczy Pat jest egoistką, która nie umie zaakceptować, że ktoś z rodziny może mieć inne niż ona pojęcie szczęścia. Dla Pat szczęście to pozostanie na zawsze w domu rodzinnym, z rodziną, która też nie może się zmienić. Cała konstrukcja psychiczna Pat wydaje mi się wysoce niewiarygodna, pomijając już sam fakt, że jest wyjątkowo jednowymiarowa. Skąd u dziecka, które wychowuje się w spokojnym domu, w szczęśliwej rodzinie – to też różni Pat od Ani i Emilki – taki strach przed zmianami? Słynne „chwilo trwaj, jesteś tak piękna” jest zrozumiałe w wieku zaawansowanym. Dziecko, które nie zaznało w życiu cierpienia, w naturalny sposób dąży do tego co nowe, nieznane, fascynujące.

Dlaczego L.M.M. w ogóle „Pat...” napisała? Potrafię to zrozumieć tylko w odniesieniu do biografii autorki. Tęskniąca za domem, zmagająca się z własną depresją i jeszcze bardziej dotkliwymi problemami psychicznymi męża, stworzyła Srebrny Gaj na podobieństwo własnego, wyidealizowanego domu dzieciństwa, który chciałaby zachować niezmienionym na zawsze.

Zapraszam do dyskusji o Pat i o „Pat...” tym razem na blogu Pyzy, dokładnie TUTAJ. (Dodawanie komentarzy pod moją notką jest wyłączone). A za miesiąc zmieniamy klimat, nie będzie już tak sielankowo. Książka na listopad to „Rebeka” Daphne du Maurier.


---
L.M. Montgomery, "Pat of Silver Bush". Project Gutenberg Australia.

Brak komentarzy: