czwartek, 20 kwietnia 2017

PIKNIKI Z KLASYKĄ: "Zakochane kobiety" D.H. Lawrence'a



Środkowa Anglia, początek XX w., lata przed pierwszą wojną światową. Dwie siostry Brangwen, córki rzemieślnika z małego miasteczka, lecz same już należące do innej, choć raczej nieokreślonej sfery - obie wykształcone, starsza, Ursula, nauczycielka, młodsza, Gudrun, artystka - szukają siebie i spełnienia. Zawierają znajomość z dwójką mężczyzn z lokalnej elity: Geraldem Crichem, właścicielem kopalń i Rupertem Birkinem, szkolnym inspektorem. Związki między nimi stopniowo - lub nagle, jak kto woli - zaczynają się zacieśniać: narasta wzajemna fascynacja Gudrun i Geralda, rozwija się relacja Ruperta i Ursuli, początkowo skomplikowana uwikłaniem Birkina w toksyczną znajomość z arystokratką Hermione Roddice. Całość oplata jeszcze niedookreślona intymność pomiędzy oboma mężczyznami, bliskość duchowa, ale ze śladami erotyzmu.
Kolejne dwa zdania pozwoliłyby mi streścić fabułę tej powieści do końca, ale nie o to przecież chodzi, więc tu postawię trzy kropki...

Być może błędem jest zaczynać znajomość z twórczością D.H. Lawrence'a od "Zakochanych kobiet". Jest to kontynuacja jego wcześniejszej powieści, "Tęczy", w gruncie rzeczy zaplanowana jako jej część. Być może błędem jest zaczynać znajomość z twórczością D.H. Lawrence'a, gdy czasy, powiedzmy sobie, pierwszej młodości ma się już za sobą. Zapewne gdybym przeczytała tę powieść, gdy byłam młodsza, pseudointelektualne dysputy bohaterów mogłabym uznać za ciekawe, kto wie, może nawet inspirujące. Moje obecne wrażenia mogę podsumować w trzech słowach: nie, nie, i jeszcze raz nie. Już dawno żadna książka tak mnie nie znudziła. Bo oczywiście o oburzeniu nie ma mowy. "Tęcza" była objęta zakazem publikacji ze względu na śmiałe podejście do kwestii seksu, o wydanie "Zakochanych kobiet" Lawrence walczył przez kilka lat, ale dziś już trudno zrozumieć, co w tej powieści mogło tak bardzo zgorszyć jego współczesnych. Mnie poraża sztuczność i jałowość, którą ocieka ta książka. To nie jest powieść o miłości. Ani o seksie. To opowieść - zbudowana na zasadzie serii następujących po sobie scenek-obrazów, właściwie pozbawiona akcji, o grupce niedojrzałych egocentryków, którzy nic nie czują i nie przeżywają, a jedynie odgrywają czucie i przeżywanie, bardzo wiele o tym mówiąc. Bohaterowie odgrywają swoje rozmowy - a każda scena to właściwie zapis jakiejś rozmowy. Odegrany jest nagły atak pasji, przejęta którym gospodyni zadaje swojemu gościowi cios w głowę bryłą lapis lazuli, ze szczerym (?) zamiarem zabicia go. Równie teatralna jest jego reakcja na ten czyn. Sztuczne jest samotne tarzanie się nago w pierwiosnkach albo wspólne, podczas zapasów, sztuczne niespodziewane wymierzenie komuś policzka i błądzenie w śniegach Alp. Mam wrażenie, że autor, podobnie jak jego bohaterowie, jedynie odgrywa chęć poznania prawdy o życiu, w rzeczywistości pławiąc się w uwielbieniu dla głębi swoich przeżyć i oryginalności poglądów.

Znowu czytanie w zimowej scenerii. Ale zdjęcie nieaktualne - żonkili już nie widać spod śniegu...



  

Koniecznie sprawdźcie co o "Zakochanych kobietach" myśli Pyza, jej wpis znajdziecie TUTAJ. U Pyzy również możecie przyłączyć się do dyskusji o książce, do czego gorąco zachęcam.

A za miesiąc zapraszamy na Piknik z "Podróżą sentymentalna przez Francję i Włochy" Sterne'a.

Brak komentarzy: