sobota, 18 października 2014

"For the poets of the future": Rilla ze Złotego Brzegu (Rilla of Ingleside) L.M. Montgomery w roku 2014


*** Simon & Schuster - okładka wydania z 2015 r. ***
Zanim przejdę do omówienia książki, uwagi techniczne. Tym razem czytałam "Rillę ze Złotego Brzegu" Lucy Maud Montgomery (L.M.M.) w wersji oryginalnej: "Rilla of Ingleside" (1921), tekst dostępny na stronie Project Gutenberg, i do tego tekstu się odnoszę. Najbardziej popularny polski przekład autorstwa Janiny Zawiszy-Krasuckiej, który zarówno ja, jak i zapewne wielu polskich czytelników zna z dzieciństwa, w wielu miejscach odbiega od oryginału. (O tych różnicach i o samym przekładzie, wobec którego, nie ukrywam, jestem dużo bardziej zdystansowana niż wobec oryginału, zamierzam napisać w osobnym poście). Wszystkie imiona bohaterów podaję za tekstem oryginalnym, a ich wersje z przekładu Zawiszy-Krasuckiej w nawiasie; wyjątek robię dla Anne Shirley Blythe, która na zawsze zostanie tylko i wyłącznie Anią. 
Zakładam, że "Rilla..." jest książką, którą większość moich czytelników już kiedyś czytała. Mimo to postaram się unikać  s p o i l e r ó w, ale nie mogę obiecać, że uda mi się to osiągnąć całkowicie.

Cytaty z książki przytaczam we własnym tłumaczeniu.
 
* * *
Myśl o przypomnieniu sobie tej książki po ponad dwudziestu latach towarzyszyła mi przez sporą część 2014 roku. Powodem była setna rocznica wybuchu I wojny światowej - "Rilla ze Złotego Brzegu", której akcja rozpoczyna się właśnie w roku 1914, była książką, która w dużej mierze ukształtowała mój obraz tamtej wojny i przez długi czas pozostała jedyną literacką relacją z I wojny światowej, jaką znałam. Nie pamiętam dokładnie, ile lat miałam, kiedy ją przeczytałam, prawdopodobnie pomiędzy 11 a 14. Pamiętam za to, że ta książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie, największe z całej serii o Ani Shirley. A jak się odbiera "Rillę..." w wieku trzydziestu paru lat?

Latem roku 1914 Ania i Gilbert Blythe są szczęśliwym małżeństwem już od dwudziestu kilku lat. Sześcioro ich dzieci właśnie zaczyna dorosłe życie. W planach na jesień mają studia medyczne, uniwersytet, szkołę. Wyjątkiem jest najmłodsza z rodzeństwa, piętnastoletnia Rilla, całkowicie pozbawiona tego typu ambicji. Rilla przez najbliższe lata ma zamiar dobrze się bawić, ładnie ubierać, chodzić na potańcówki, wzbudzać zachwyt u chłopców, dużo śmiać i ogólnie cieszyć życiem. Już wkrótce wojna zmieni plany ich wszystkich, a na Rilli wymusi przyspieszone dojrzewanie.

Napiszę to już na wstępie: to jest naprawdę bardzo dobra i ważna książka, która dużo bardziej zasługuje na miano powieści wojennej niż romansu dla nastolatek. Zamykanie jej w przegródce "literatura dla młodzieży" jest nieco krzywdzące, a już w żadnym razie nie zaliczyłabym "Rilli..." do literatury dziecięcej. Choć nic nie stoi na przeszkodzie, żeby z "Rillą..." zapoznali się młodzi czytelnicy, moim zdaniem począwszy od 13-14-latków, to jej lektura będzie co najmniej równie - a być może nawet bardziej - satysfakcjonująca dla osób dorosłych. W odniesieniu do "Rilli..." bez żadnej przesady można użyć określeń takich jak "poruszająca" czy "przejmująca". Można się na L.M.M. zżymać, można się wyzłośliwiać na jej zbyt kwiecisty język, na to, że jej bohaterowie spacerują po miejscach zwanych Dolinami Tęczy, górnolotnie zachwycając się przyrodą, np. "nagimi brzozami, które są niczym pogańskie dziewice"1 , na to, że w codziennych rozmowach cytują wiersze i wypowiadają pompatyczne zdania w stylu: "Rok 1914 minął. Jego słońce, które wzeszło pogodnie, zachodziło krwawo. Co nam przyniesie 1915?"2 Ale mimo wszystko to są prawdziwi ludzie, żyjący, myślący, czujący. I nie da się pozostać na to, co przeżywają, obojętnym. Można krytykować zbyt czarno-biały obraz I wojny światowej. Brak obiektywizmu, przedstawienia różnych punktów widzenia. Ale książka jest jednocześnie świadectwem czasów, o których opowiada i w których postała, nastrojów i poglądów sporej części kanadyjskiego społeczeństwa, jak też patriotycznych uczuć jej autorki. A wiara bohaterów w sens składanej przez nich ofiary, której dorosły czytelnik w roku 2014 nie może podzielać, tylko podkreśla tragizm tamtej wojny.


*** Canadian National Vimy Memorial - pomnik upamiętniający jedną z najkrwawszych bitew kanadyjskich żołnierzy w I wojnie światowej, w której zginęło ich ponad 3,5 tys., a 7 tys. zostało rannych. Brali w niej udział bohaterowie "Rilli...". Vimy, Francja.  Źródło zdjęcia ***


Wojnę widzimy z perspektywy maleńkiego miasteczka na Wyspie Księcia Edwarda, idyllicznego zakątka, który, jak mogłoby się wydawać, leży wystarczająco na uboczu, by omijały go szalejące na świecie zawieruchy dziejowe. Wojna dosięgnie jednak również mieszkańców Glen St. Mary i samego Złotego Brzegu - wielu pójdzie walczyć, niektórzy już nie wrócą. Obserwujemy ją oczami kobiet, to one, a nie mężczyźni są głównymi bohaterkami powieści. Wspierają mężczyzn, którzy idą na front i codzienną pracą uczestniczą w wysiłku wojennym swojego kraju. Kobiety organizują Czerwony Krzyż, zbierają fundusze na pomoc ofiarom wojny, organizują patriotyczne koncerty, przygotowują bandaże i dziergają skarpety dla żołnierzy, zastępują mężczyzn przy żniwach. A przede wszystkim - są dzielne.
"In my latest story, “Rilla of Ingleside,” I have tried, as far as in me lies, to depict the fine and splendid way in which the girls of Canada reacted to the Great War – their bravery, patience and self-sacrifice. The book is theirs in a sense in which none of my other books have been: for my other books were written for anyone who might like to read them: but “Rilla” was written for the girls of the great young land I love, whose destiny it will be their duty and privilege to shape and share."
(W mojej ostatniej opowieści, "Rilla ze Złotego Brzegu", starałam się przedstawić, jak pięknie i wspaniale dziewczęta Kanady zareagowały na Wielką Wojnę. Pokazać ich odwagę, cierpliwość i poświęcenie. Ta książka należy do nich bardziej niż którakolwiek z moich poprzednich książek, gdyż one były pisane dla wszystkich, którzy mogliby chcieć je przeczytać. "Rillę..." jednak napisałam dla dziewcząt tego wspaniałego młodego kraju, który kocham, i którego przyszłość ich obowiązkiem i przywilejem będzie kształtować.) 

– L.M. Montgomery, “How I Became a Writer,” 1921

*** I Wojna Światowa. Kanadyjskie kobiety robią na drutach skarpety i szyją dla żołnierzy na froncie. Zajmowała się tym również Rilla w swoim Młodym Czerwonym Krzyżu. Źródło zdjęcia ***


Postaci kobiecych w powieści jest bardzo wiele, ale autorka skupia się na czterech mieszkankach Złotego Brzegu. Na plan pierwszy wysuwa się oczywiście Rilla, książka jest opowieścią o jej dojrzewaniu, ale równie ważną postacią jest Susan (Zuzanna) Baker - o niej za chwilę. Początkowo Rilla, przytłoczona wiadomościami, jeszcze biegnie do Doliny Tęczy się wypłakać, ale wkrótce staje na wysokości zadania. A właściwie - bardzo wielu czekających ją zadań. Zadania te, oprócz wyżej wymienionych, obejmują też wychowywanie noworodka - "wojennej sieroty", z czego dziewczyna wywiązuje się znakomicie. I żegnanie braci, Jema (Jima), Waltera i Shirley'a, po kolei ruszających na wojnę. Obserwujemy transformację Rilli z rozpieszczonej nastolatki w dojrzałą, odpowiedzialną kobietę (w dodatku "całkowicie piękną i godną pożądania").

Kiedy czytałam "Rillę..." dawno temu, zapewne kwestia, czy uda jej się zdobyć przystojnego Kennetha (Krzysztofa) Forda, zajmowała mnie dużo bardziej niż obecnie. Tym razem ten wątek wydał mi się mało przekonujący, a nawet wprawił mnie w zakłopotanie. Kiedy Ken (Krzyś) "a bit of a lady-killer" zaczyna okazywać Rilli zainteresowanie, miałam wrażenie, że jest w nim coś z kota, bawiącego się małą myszką. Ona ma wówczas lat 15, on, jak sądzę, 20 lub 21. Potem wyjeżdża na front, wymuszając przedtem na dziewczynie - szesnastolatce - obietnicę, że do jego powrotu nie pozwoli się nikomu pocałować. Wyrusza za ocean, a biedna mała przez następne trzy lata przeżywa katusze, nie tylko bojąc się o życie ukochanego, ale też zastanawiając, czy właściwie są zaręczeni. (Kiedy w końcu Ania o wszystkim się dowiaduje, jest zaskoczona, ale orzeka: "Jeśli syn Leslie (Ewy) West prosił cię, żebyś zachowała swoje usta dla niego, to możesz uważać się za jego narzeczoną."3 Rozumiem, że tę ocenę Ania opiera na swojej opinii o przyjaciółce, a nie na zachowaniu Kena.) Ten wątek "romansowy" nie jest mocno wyeksponowany, ale książka niewiele lub zgoła nic by nie straciła, gdyby go pominąć.

To była dygresja, teraz wracam do kwestii centralnej. "Rilla ze Złotego Brzegu" jest niezwykłą kroniką czasu wojny. Książka ukazała się w roku 1921, a więc L.M.M. pisała ją tuż po wojnie. Ma wartość relacji niemal dokumentalnej, pisanej na gorąco. Rytm życia mieszkańców Złotego Brzegu wyznacza pora nadejścia poczty i gazety - codziennej porcji wiadomości, pilnie studiowanych z mieszaniną lęku i nadziei przez wszystkich: począwszy od dr Blythe'a, a na Susan skończywszy (napisać, że Susan jest służącą byłoby wielkim nietaktem, ona ma status członka rodziny). Możemy prześledzić ruchy wojsk na frontach (również na wschodnim, gdzie pojawiają się takie egzotyczne nazwy jak Łódź, Warszawa czy Przemyśl) i wydarzenia polityczne.

Niekiedy informacje mieszają się z propagandą. "Czytałam wczoraj - mówi Susan - że w Polsce nie ma już ani jednego żywego dziecka poniżej ósmego roku życia. Pomyśl o tym, Sophio Crawford!"4 Susan udziela kuzynce Sophii (Zofii) reprymendy, gdy ta stwierdza, że nie mogłaby synów innych kobiet zachęcać do pójścia na wojnę "żeby mordować i być mordowanym"4. Susan to prosta kobieta o złotym sercu. Jest wspaniałą postacią, opoką rodziny Blythe'ów i społeczeństwa, ale również... wydała mi się straszna w swoim zacietrzewieniu. Drugiej stronie konfliktu odmawia prawa do człowieczeństwa, nigdy nie najdzie jej dosyć oczywista refleksja, że żołnierze armii "Hunów" też mają matki. Nie wiem, co Susan mogła uważać za Polskę, ale jestem pewna, że gdyby dowiedziała się, że ojcowie niektórych polskich dzieci, których los tak ją przejął, walczyli po stronie "Hunów", jej świat ległby w gruzach.

L.M.M. umieściła w powieści kilka postaci, których stosunek do wojny nie jest tak jednoznaczny jak mieszkańców Złotego Brzegu. Do głosu dochodzą różne poglądy, czego dowodzi przytoczona powyżej wypowiedź kuzynki Sophii. Ale Sophia jest starą, jęczącą malkontentką. A jedyny w okolicy pacyfista jest postacią wręcz odrażającą. Zatruwał życie swojej żonie i wpędził ją do grobu, a teraz terroryzuje córkę. Dla mieszkańców Glen pacyfista = germanofil. Czytelnik nie powinien mieć wątpliwości, jaka postawa jest "właściwa", gdy kraj jest w stanie wojny. Ale dorosłego czytelnika w roku 2014 takie stawianie sprawy jednak razi.

Nie oznacza to, że L.M.M. w chwali wojnę. Przeciwnie, w "Rilli..." wojna pokazana jest jako wielkie zło, niewyobrażalna tragedia, mrok, który zagraża wszystkiemu, co w życiu piękne. Ale równocześnie I wojna światowa przedstawiona jest w kategoriach walki dobra ze złem i bohaterowie powieści nie mają wątpliwości, że wzięcie w niej udziału, a więc opowiedzenie się po stronie dobra, jest ich moralnym obowiązkiem. Jem Blythe, który zaciągnął się na samym początku wojny "poszedł z radością, jak na wielką przygodę", Walter "w płomieniu poświęcenia", Shirley "ze spokojnym, rzeczowym nastawieniem, jak ktoś, kto ma zrobić coś brudnego i nieprzyjemnego, co jednak zrobić trzeba"5. "To trzeba zrobić, tato, nieważne jak długo to zajmie i ile będzie nas kosztować. [...] Kiedy się zaciągnąłem, myślałem, że to będzie zabawa. Cóż, tak nie jest. Ale jestem we właściwym miejscu, nie miej co do tego wątpliwości" - pisał Jem w liście do domu6. "Nie napiszę tych wierszy, o których kiedyś marzyłem. Ale pomogłem zachować Kanadę dla poetów przyszłości. [...] Tak, cieszę się, że przyjechałem, Rillo. Nie chodzi tylko o los tej małej wyspy, którą kocham, ani o los Kanady, ani Anglii. Chodzi o przyszłość ludzkości. O to walczymy. I wygramy"7- pisał Walter.

Te słowa brzmią bardzo gorzko z perspektywy XXI w., kiedy wiemy, że w skali świata I wojna światowa nie dokonała niczego, poza przygotowaniem areny dla II wojny, jeszcze straszniejszej. "Nowy świat, rodzący się w bólach" na oczach bohaterów "Rilli ze Złotego Brzegu" nie będzie lepszy od starego. A przyszłość ludzkości w roku 2014 jest bardzo niepewna.


 *** Instalacja "Blood Swept Lands and Seas of Red" wokół Tower of London, upamiętniająca stulecie I Wojny Światowej. Otwarta 5 VIII, w dniu przystąpienia Wielkiej Brytanii do wojny, rozrastać się będzie do 11 XI. Każdy z 888 246 składających się na nią ceramicznych maków symbolizuje poległego brytyjskiego żołnierza. Około 60 tys. spośród nich było Kanadyjczykami. Źródło zdjęcia. ***
  

---
"Rilla of Ingleside" Lucy Maud Montgomery, 1921. Project Gutenberg.


1 Walter. Ale jest poetą, więc można mu wybaczyć.
2 Gilbert w Nowy Rok, w rozdziale XI "Dark and bright".
3 Tak, zdaję sobie sprawę, jak to brzmi, ale... tak właśnie powiedziała w rozdziale XXI "Love affairs are horrible".
4 Rozdział XVIII "A war wedding"
5 Rozdział XXV "Shirley goes"
6 Rozdział XI "Dark and bright"
7 Rozdział XXIII "And so, goodnight"

7 komentarzy:

  1. Moim zdaniem, Rilla jest najlepszą, najbardziej przejmującą i najdojrzalszą powieścią LMM. Nie ma wdzięku Ani z ZZ, ale to z powodu zupełnie innego ciężaru gatunkowego. Nie daruję LMM, że w Ani z Wyspy Ks. Edwarda podała tekst Kobziarza, ideał sięgnął bruku, niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się całkowicie z Twoją opinią :) Ciekawe, że nie przypominam sobie, żebym tę książkę w dzieciństwie czytała wielokrotnie, ale zapamiętałam ją bardzo dobrze, co chyba świadczy o tym, że jest bardzo mocna. Ale fanką tej Ani z ZZ to nigdy nie byłam, strasznie mnie irytowało, że tak się uwzięła na tego biednego Gilberta za jeden głupi wybryk, po którym tysiąc razy ją przepraszał ;)

      Tego ostatniego tomu nie czytałam, ukazał się w czasie, kiedy mnie to zupełnie nie interesowało, a teraz jest nie do dostania. Ale wierzę na słowo, niestety.

      Usuń
    2. Ja Anię zacząłem czytać dopiero na studiach, dlatego mgła sentymentu z dzieciństwa mi nie przesłaniała zasadniczych treści. A tłumaczenia polskie są straszne, o czym się przekonałem po sięgnięciu po oryginały. Szczególnie zmasakrowany był Błękitny zamek w wydaniu NK. Rillę mam po angielsku jeszcze nieczytaną, ale już wiem, ze mogę się mocno zdziwić rozbieżnościami.

      Usuń
    3. Ale w ramach studiów czy hobbystycznie? Nie znam tych nowszych tłumaczeń, te "klasyczne" wprowadzają dodatkowy element komiczny ;) "Rilla..." po angielsku też była wydawana w wersji ze skrótami, polecam czytać tę z Project Gutenberg, jest w całości.

      Usuń
    4. Hobbystycznie :) Sądząc po jakości tłumaczenia Ani z Wyspy Ks. Edwarda, nowsze tłumaczenia nie powalają. Nie czytałem jeszcze Beręsewicza.
      Mam papierową wersję, nie jest napisane, że "abridged", więc liczę, że nic nie wyrzucili potajemnie.

      Usuń
    5. No właśnie niekoniecznie, bo kiedyś, dawno temu, jeden z wydawców odchudził sobie książkę, nikogo o tym nie informując, i ta wersja rozpowszechniła się też w późniejszych wydaniach - a funkcjonowała jako pełna. Zresztą polskie wydania też nie informowały, że są wersją skróconą (skróconą inaczej niż angielska). Być może nowe wydania już się z tym uporały, ale wśród tych darmowych e-booków można znaleźć obie wersje.

      Usuń
    6. Na Ani na uniwersytecie jest chyba info, że skrócone (w wydaniu NK), ale poniekąd słusznie, bo dłużyzny tam okropne. A Rillę skonfrontuję w takim razie z wersją Gutenberga.

      Usuń

Dziękuję za komentarz.