sobota, 27 sierpnia 2016
PIKNIKI Z KLASYKĄ: Gaskell po raz drugi
O ile dobrze pamiętam, Elizabeth Gaskell i jej "Panie z Cranford" były bohaterkami naszego pierwszego piknikowego spotkania. Dzisiaj Gaskell występuje w roli autorki opowiadań, w naszym zamierzeniu miały być to opowiadania grozy, ale okazało się, że zbiorek, który wybrałyśmy, pomimo obiecującego tytułu zawiera w dużej mierze opowieści innego typu, niektórym z nich całkiem zresztą blisko do ciepłych obrazków z życia obywatelek Cranford. (Tym, którzy mają zapoznać się z Gaskell w jeszcze innej roli, polecam moje notki o „Północy i Południu”).
“The Grey Woman and other Tales” to zbiór ośmiu opowiadań. Najciekawsze (i najbardziej przystające do miana opowieści grozy) jest to tytułowe, zostawię je sobie na koniec. Właściwie „Szara kobieta...” jest kompilacją pozbawioną motywu przewodniego, na upartego mogłabym się pokusić o stwierdzenie, że jest nim kobieca przyjaźń – ten wątek występuje w większości opowiadań, choć nie we wszystkim. Widoczne jest także, jak we wspomnianych wyżej powieściach Gaskell, pewne feministyczne zacięcie.
Pokrótce: “Six Weeks at Heppenheim” to urocza opowiastka o złożonym niemocą Angliku i rodzinie właściciela gospody w pewnej niemieckiej wiosce, która otacza go opieką. Za którą to opiekę bohater potrafi się odwdzięczyć.
„Libbie Marsh’s Three Eras” – samotna kobieta odnajduje sens i cel życia w przyjaźni z chorym chłopcem i jego matką.
“Christmas Storms and Sunshine” – opowieść o dwóch skłóconych i nieco zawistnych rodzinach, a przede wszystkim o kobietach z tych rodzin, które w obliczu Świat odkrywają, że życzliwość, pomoc i przyjaźń są znacznie przyjemniejsze od rywalizacji i zazdrości, i że znacznie więcej je łączy niż dzieli.
„Hand and Heart”. Historia osieroconego chłopca, z zaskakującym przesłaniem o roli społecznej kobiet i mężczyzn. Tom, syn ubogiej wdowy, która dla zapewnienia utrzymania sobie i dziecku była zmuszona do pracy zarobkowej, otrzymał dosyć nietypowe wychowanie. Od małego przyuczany do prac domowych, stał się prawdziwym kapłanem domowego ogniska, a nawet kilku ognisk, z którymi przyszło mu się zetknąć, ponieważ matka wpoiła mu również życzliwość i uczynność wobec innych. Gdy zostaje całkowicie osierocony, trafia pod opiekę wuja o odmiennych niż jego matka zapatrywaniach na wychowanie właściwie dla chłopców. A jednak to właśnie te „kobiece cnoty”, które przejawia, okazują się zbawienne dla przybranej rodziny.
“'Bessy's Troubles at Home” – pozbawiona ojca rodzina z szóstką dzieci i chorowitą matką. Kiedy matka musi wyjechać dla podratowania zdrowia, piecze nad rodzina przejmuje pietnastoletnia Bessy.
W “Disappearances” powraca dreszczyk grozy. Opowiadanie dotyczy zagadkowych zaginięć w Anglii.
„Courious, if True” to z kolei dosyć dziwna opowieść o baśniowych postaciach.
Ale najciekawszym opowiadaniem jest tu „The Grey Woman”, opowieść nawiązująca do postaci Sinobrodego. Tak, tu zdecydowanie czuć grozę, ale wiążącą się nie z nadprzyrodzonym, ale, mówiąc górnolotnie, z mrokiem w ludzkiej duszy. Mąż zmienia się po ślubie – to problem nieobcy wielu kobietom również w naszych czasach, ale bohaterka opowiadania żyje pod koniec XVIII w., więc odczuwa go dużo bardziej boleśnie. Córka niemieckiego młynarza zostaje wplątana w małżeństwo z na pozór czarującym i oddanym jej francuskim arystokratą. Gdy jednak przybywa do swojego nowego domu, wszelkie ciepłe uczucia, jakie mogła żywić wobec swojego męża, zostają szybko zastąpione przez strach, poczucie osaczenia i osamotnienia. Mamy ty tradycyjną „damę w opałach”, często pojawiające się w wiktoriańskiej literaturze niewinne dziewczę, na które czyha pozbawiony skrupułów i zasad moralnych mężczyzna (przypomina mi się „Stryj Silas” Le Fanu). Wybawcą okazuje się być jednak nie książę w błyszczącej zbroi, ale druga kobieta. Jest nią służąca bohaterki. Obie kobiety, gdy już odsłania się prawdziwe oblicze pana domu, podejmują ryzykowną ucieczkę, ścigane przez gnanego żądzą mordu męża dziewczyny. Przyjaźń, pomoc i poświęcenie drugiej kobiety pozwalają bohaterce przetrwać, choć cena jest wysoka. Musze przyznać, że aurę grozy, nieokreślonego niebezpieczeństwa czającego się na bohaterkę w wielkim zamku, którego zaledwie mały fragment wolno jej było poznać, udało się Gaskell stworzyć całkiem sprawnie. Ale tym, co najbardziej uderza w tym opowiadaniu, podobnie jak we wspomnianej powieści Sheridana Le Fanu, jest właśnie poczucie niemocy, ubezwłasnowolnienia kobiety poddanej presji mężczyzny.
Z opowiadań spoza tego zbiorku, które również można zaliczyć do literatury grozy, na uwagę zasługuje “Lois the Witch”. Ale tu, choć mamy do czynienia z czarownicami, groza również nie wynika z nadprzyrodzonego, zło pochodzi z wnętrza człowieka. Rzecz dotyczy polowania na czarownice w Salem. Lois, obca w mieście, zostaje oskarżona o czary. Nieufność wobec obcych łączy się z histerią o podłożu religijnym i seksualnym. Gaskell przedstawia to wnikliwe i opowiadanie wydaje się całkiem aktualne (niestety).
Koniecznie przeczytajcie, co o strasznych bardziej lub mniej opowiadaniach Elizabeth Gaskell sądzi Pyza. Jej wpis znajdziecie TUTAJ i tam też zapraszam do dyskusji.
(Przepraszam, dzisiaj bez zdjęć - problemy z łączem internetowym).