środa, 29 lipca 2015

Naiwna panienka, upiorny staruszek i straszny dwór



Z postacią Josepha Sheridana Le Fanu zetknęłam się, szukając klasycznego horroru do wspólnego przeczytania z Pyzą na naszym sierpniowym Pikniku. Ten dziewiętnastowieczny irlandzki pisarz był autorem opowieści niesamowitych - głównie opowiadań, często inspirowanych irlandzkimi podaniami ludowymi, ale również powieści. Mało znany u nas Le Fanu rzeczywiście wywarł duży wpływ na twórców angielskiej literatury grozy i jest zaliczany do klasyków horroru. Jego najsłynniejszym do dziś utworem jest nowela „Carmilla” o lesbijskiej wampirzycy (chyba dosyć odważna jak na wiktoriańskiego pisarza), znane i czytane są również jego dwie powieści: „Dom przy cmentarzu” i „Stryj Silas”. I choć ostatecznie Sheridan Le Fanu nie zakwalifikował się do naszego piknikowego cyklu, z tą drugą powieścią, jako że znajduje się w księgozbiorze mojej lokalnej biblioteki, postanowiłam zapoznać się na własną rękę.



Czy było warto? Nie będę ukrywać: to nie jest wielka powieść. Świetne otwarcie całej historii zdawało się dobrze wróżyć, ale ostatecznie książka mnie rozczarowała. Nie dlatego, że w moim odczuciu nie jest to żadną miarą horror. To mógłby być wspaniały thriller psychologiczny albo filozoficzna powieść o naturze zła. Czegoś jednak zabrakło i ostatecznie „Stryj Silas” nie należy do żadnej z tych kategorii. Być może autorowi nie starczyło talentu, śmiem twierdzić, że przynajmniej częściowo jest to prawda, bo utwór zdradza pewne braki warsztatowe. Ale chyba też ta powieść po prostu się zestarzała. Być może całkowicie satysfakcjonowała współczesnych jej czytelników, ale czytelnik dzisiejszy, któremu tak dobrze znane są wszelkie schematy, występujące przecież już nie tylko w literaturze popularnej, ale także w filmie i innych dziedzinach popkultury, zbyt łatwo przejrzy całą intrygę i domyśli się przebiegu fabuły, przy okazji irytując się na bohaterów, że nie wiedzą, jak dodać dwa do dwóch. A intryga jest tu kluczowa, bo powieść z całą pewnością miała utrzymywać czytelnika w napięciu i przyprawiać o dreszcz emocji. Dlatego nie mogę polecić lektury „Stryja Silasa” każdemu i bez zastrzeżeń. Ale dla osób zainteresowanych powieścią wiktoriańską będzie to zapewne interesująca lektura, a dla wszystkich – świetny materiał ilustracyjny do nauki historii społecznej, a ściślej: historii emancypacji kobiet.  Bo tym, co w powieści przeraża najbardziej, nie są ponure, ciemne korytarze starego dworzyszcza i to, co może czaić się w mroku, tylko ubezwłasnowolnienie głównej bohaterki i wszechwładza, jaką prawo dziewiętnastowiecznej Anglii dawało nad nią stryjowi Silasowi.

Bohaterką i jednocześnie narratorką powieści jest osiemnastoletnia Maud Ruthyn, osierocona przez matkę jedynaczka, dziedziczka wielkiego majątku. Niewinne dziewczę wychowywane w odosobnieniu, za towarzystwo mające jedynie służbę i – czasem – zdziwaczałego, stroniącego od towarzystwa ojca. Pan Ruthyn, którego życie dobiega już kresu, ma tylko jedno pragnienie: oczyścić imię rodu, splamione skandalem, w którym główną rolę odegrał jego młodszy brat, tytułowy Silas. Otóż Silas, od młodości utracjusz i hulaka, był wiele lat temu podejrzewany o morderstwo. W jego domu, w zamkniętym od wewnątrz pokoju, znaleziono wykrwawione ciało gościa. Ostatecznie zgon uznano za samobójstwo, ponieważ nie zdołano dowieść, że ktokolwiek mógł wejść do pokoju, ale kto popełnia samobójstwo, podcinając sobie gardło brzytwą, a wcześniej tnąc palce lewej ręki? Sprawa w końcu przycichła, ale Silas Ruthyn w oczach społeczeństwa nie zdołał oczyścić się z podejrzeń i zmaza na honorze rodu pozostała. Maud nigdy nie poznała stryja, gdyż jej ojciec od dziesięcioleci nie utrzymywał z nim kontaktu innego niż listowny, unikał też rozmów na jego temat. Ta postać osłonięta nimbem tajemnicy zajmuje dużo miejsca w jej wyobraźni.

Spokojne życie Maud zakłóca w tym czasie tylko jedna troska. Ojciec zatrudnił dla niej francuską guwernantkę, madame de la Rougierre, złośliwą i świadomie wzbudzającą w dziewczynie strach. Wkrótce okaże się, że Madame ma wobec Maud własne plany, ale zanim zdąży je zrealizować, zostaje zwolniona z posady i znika z życia Maud, a czytelnik zastanawia się, czy na tym jej rola w powieści się kończy. (O naiwności! Czy naprawdę uważasz, że po to wprowadza się postać diabolicznej, złowrogo łysej i brzydkiej Francuzki, której przeszłość kryje jakieś ciemne sprawki, żeby pozbyć się jej zaraz na początku? No więc dobrze: czytelnik wie, że madame de la Rougierre powróci. I domyśla się też, jaka będzie jej dalsza rola.) Niedługo po tym wydarzeniu pan Ruthyn umiera – z przyczyn całkowicie naturalnych.

Zgodnie z oczekiwaniami lwią część majątku dziedziczy Maud, jednak testament zawiera też zaskakujące rozporządzenie: do czasu osiągnięcia jej pełnoletniości, władzę rodzicielską nad Maud ma sprawować jej stryj Silas Ruthyn, a ona ma zamieszkać w jego domu. Ponury dom stryja jest zupełnie nieodpowiednim miejscem dla młodej wrażliwej dziewczyny, a człowiek, który całym swoim życiem dowiódł raczej czegoś zupełnie przeciwnego niż to, że można mu ufać (nawet pomijając sprawę niewyjaśnionego zgonu), stanowczo nie nadaje się na opiekuna. Ojciec Maud liczył jednak na to, że powierzając swoją (w domniemaniu: ukochaną) jedynaczkę Silasowi, demonstrując tak daleko posunięte zaufanie (gdyby Maud zmarła przed ukończeniem 21 lat, cały majątek przeszedłby w ręce jej najbliższego krewnego, czyli Silasa), przekona społeczeństwo o jego niewinności i zmyje plamę z honoru rodu Ruthynów. Dosyć to naiwna konstrukcja, ale nie to jest najważniejsze, istotne jest to, jak przedmiotowo Maud została tutaj potraktowana przez własnego (w domniemaniu: kochającego) ojca. Czego zatem Maud może spodziewać się po nieznanym stryju?

„Stryja Silasa” można potraktować jako powieść o stosunkach panujących w wiktoriańskiej rodzinie. Ciepłe uczucie dziecka jest zastąpione przez niemal nabożną cześć oddawaną ojcu, a opieka przez władzę. Z chwilą wejścia w życie testamentu Maud znalazła się w matni, jej życie może być całkowicie kontrolowane przez stryja. Nie może on co prawda rozporządzać jej majątkiem, ale ma wszelkie możliwości pokierowania losem bratanicy zgodnie z własnym interesem. Kiedy Maud skończy 21 lat będzie wolna, bogata i niezależna, ale do tego czasu jeszcze wiele rzeczy może się wydarzyć. Na przykład… małżeństwo. Le Fanu o tym nie pisze (bo było to przecież oczywiste dla jego czytelników), ale Maud mogła zachować własny majątek tylko jako panna. Według ówczesnego prawa kobiety w Anglii mogły co prawda dziedziczyć, ale posiadać majątek i swobodnie nim rozporządzać mogły tylko panny lub wdowy. Z chwilą zawarcia małżeństwa cały majątek kobiety przechodził na własność jej męża. Dopiero w 1870 r. uchwalono w Anglii pierwszy akt prawny zezwalający mężatkom na posiadanie własnego majątku i dysponowanie własnymi zarobkami. Ślub, jeśli nie był poprzedzony zawarciem intercyzy określającej warunki finansowe, czynił z niezależnej majętnej kobiety żebraczkę. Mąż zyskiwał nad nią całkowitą władzę ekonomiczną. Kiedy uświadomimy sobie ten fakt, staje się jasne, dlaczego dziewczyna w typie Maud była częstą bohaterką wiktoriańskich powieści i dlaczego jej naturalnym uzupełnieniem był bezwzględny łowca posagu. Jasne też staje się, jakim niebezpieczeństwom Maud będzie musiała stawić czoła.

Niestety Maud nie jest postacią, której losem czytelnik może się naprawdę przejąć. Właściwie jest dosyć bezbarwna, bierna i bezwolna. Mimo tego, w kluczowym momencie wykazuje (oczywiście) niesamowity hart ducha i zdecydowanie. Maud nie posiada jednak żadnej cechy, która wyróżniałaby ją z tłumu innych wiktoriańskich panienek, a jej płaczliwość i naiwność jest nieco irytująca. Bardzo podobała mi się natomiast postać ciotki Moniki, kuzynki ojca Maud i Silasa. Monika jest energiczna, zdecydowana, niezależna. Robi to, co sama uznaje za słuszne i potrafi cieszyć się życiem. Nie jest słodką cioteczką, ma cięte poczucie humoru i wierzymy, że potrafiłaby pokazać pazur. Co oczywiste, ciotka Monika jest bogatą i bezdzietną wdową (warunek konieczny dla niezależności i cieszenia się życiem). Niestety ciotka Monika w pewnym momencie traci swoją przenikliwość i daje się zwieść, co wydało mi się niezgodne z jej osobowością.


Co do wspomnianych wcześniej braków warsztatowych, to Le Fanu również nie do końca poradził sobie z pierwszoosobową narracją powieści. W kilku miejscach postanowił bowiem wyposażyć czytelnika w wiedzę, której nie mogła posiadać Maud-narratorka. Zupełnie niepotrzebnie, dodam, bo zostawienie tych kwestii niedookreślonych wprowadzałoby niepokój i napięcie. Co wtedy robi? Ucieka się do prymitywnej sztuczki: opowiedziano mi to później – informuje czytelnika Maud, np. przytaczając rozmowę, której sama nie słyszała. Nie zostaje wyjaśnione, w jakich okolicznościach jej to opowiedziano, ani dlaczego świadek w ogóle tę rozmowę zapamiętał. Nie jest więc Joseph Sheridan Le Fanu mistrzem literatury, jeśli wolno mi sądzić po przeczytaniu jednego utworu. Niemniej inspirował wielu późniejszych twórców, więc chociażby w celach „badawczych” można się z nim zapoznać, a mimo rozczarowań (rozwiązanie "zagadki zamkniętego pokoju" też jest rozczarowujące) skłamałabym, twierdząc, że lektura „Stryja Silasa” była dla mnie całkowicie pozbawiona przyjemności. Mimo sporej objętości powieść czyta się szybko, więc jeśli macie ochotę posnuć się trochę mrocznymi korytarzami ponurego domostwa w towarzystwie nudnawej panienki, czemu nie?

---
Joseph Sheridan Le Fanu, "Stryj Silas. Opowieść o Bartram-Haugh". Przełożył Maciej Kozłowski. Prószyński i S-ka, Warszawa 1998.

9 komentarzy:

  1. Nie wiem, czy mam ochotę na snucie się w towarzystwie nudnawej panienki ;), ale czekałam bardzo, co powiesz po przeczytaniu. Samo studium panny wiktoriańskiej, które przeprowadzasz, jest frapujące: co dzisiaj bardziej straszy czytelnika -- pozycja kobiety czy ponure gmaszysko?

    Jak tak czytałam Twoje wrażenia, to wydało mi się, że Le Fanu wykorzystuje tutaj strategię dobrze znaną z dzisiejszych horrorów: oczywiście, że bohater zejdzie do piwnicy, chociaż wszystko wskazuje na to, że nie powinien. Nie wspominając już o tym, że ta niewinna panna zostaje wręczona potencjalnemu prześladowcy w imię imperatywu narracyjnego. Swoją drogą, nie kołacze się tam gdzieś duch de Sade'owskiej (jakże się z tego robi przymiotnik?) Justyny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciałam potencjalnemu czytelnikowi zdradzać wszystkiego z treści książki i zastanawiam się, czy mój opis nie okazał się przypadkiem mylący. Duch Justyny z całą pewnością się nie kołacze, co prawda nie czytałam, ale opierając się na tym, co mi o "Justynie" wiadomo, zaprzeczam. W "Stryju Silasie" w ogóle nie ma ani śladu erotyzmu, choć podobno proza Le Fanu była pod tym względem odważna (jak na wiktoriańską), ale widocznie dotyczy to innych jego dzieł. Jeśli ktoś czyha na Maud, to nie w kontekście seksualnym, a jeśli posuwa się do przemocy (aż do finału jest to jednak wyłącznie przemoc psychiczna) to robi to wyłącznie z pobudek finansowych. No i cnota nie zostaje ukarana, wręcz przeciwnie, bohaterka wychodzi cało z wszelkich niebezpieczeństw i zostaje nagrodzona szczęśliwym małżeństwem i macierzyństwem. Wybranek jest godny zaufania, majętny, z tytułem i na pewno będzie wypłacał Maud odpowiednie kieszonkowe (z jej majątku, hehe) i troszczył się o nią pod każdym względem. Zdradziłam zakończenie, ale właściwie od początku można się spodziewać, że tak się sprawy potoczą.

      To, że Maud zostaje wysłana do stryja jest w powieści dosyć dobrze umotywowane, to znaczy czytelnik jest w stanie uwierzyć, że jej ojciec wpadł na ten absurdalny pomysł, i przyjąć do wiadomości jego pobudki. Ale to właśnie oznacza, że jej rzeczywiste dobro w jego hierarchii ważności znajdowało się na dosyć odległym miejscu. Imperatyw narracyjny jest tu więc obudowany, ale naprawdę kochający ojciec, którym podobno pan Ruthyn był, tak by nie postąpił. Co do tego "wchodzenia do piwnicy" to rzeczywiście można coś takiego zaobserwować, z tym że raczej odwrotnie: bohaterka nie tyle robi to, czego nie powinna, co raczej nic nie robi, kiedy wszystko wskazuje na to, że powinna działać, a przynajmniej mieć się na baczności (a piwnica w ogóle w powieści nie występuje ;)

      O wiktoriańskich panienkach będę jeszcze pisać, bo niedawno (tzn. dawno, bo jeszcze w maju, ale mam opóźnienia ;)) czytałam współczesną książkę mocno, ale też przewrotnie, opartą na schemacie Maud. Tylko wtedy jeszcze nie znałam "Stryja Silasa", więc tę grę ze schematem mogę docenić dopiero teraz.

      Usuń
    2. A czy ten duch Justyny nie kołacze się właśnie w samym ustawieniu postaci -- biedna dziewczyna (biedna niefinansowo, ale -- powiedzmy -- losowo) wydana na pastwę demonicznego stryja? To mi się tak skojarzyło :).

      Może "kochający ojciec" to jest kategoria, która tutaj uległa zupełnej zmianie? To znaczy on jest jak na warunki historyczne i powieściowe kochający, ale zgrzyta strasznie dzisiejszemu odbiorcy? (Strzelam trochę, ale jestem ciekawa).

      Super, zapowiada się fascynująco :).

      Usuń
    3. Nie wydaje mi się, żeby to była inspiracja. W każdym razie przekaz filozoficzny jest zupełnie inny ;)

      Maud jest przekonana, że ojciec ją kocha i że ona kocha jego, ojciec też jest pewnie o swojej miłości przekonany. Być może według ówczesnych standardów relacja miedzy nimi mieści się w spektrum rodzicielskiej miłości, ale na pewno po tej chłodniejszej stronie. Maud praktycznie nie zna ojca, ani on jej; ojciec jest dla niej bardziej bóstwem niż osobą, której można się zwierzyć ze swoich problemów. Zwraca się do niego wyłączni "sir". No i Maud ma bardzo mocno wdrukowane posłuszeństwo. Być może ówcześni czytelnicy nie posunęliby się do tak daleko idących wniosków jak ja, ale na pewno widzieli, że jego rozporządzenie było krzywdzące dla Maud, bo widzieli to również niektórzy bohaterowie powieści.

      Usuń
    4. To jedna sprawa (to znaczy to, że i niektórzy bohaterowie widzą dziwność zachowania ojca), ale tak sobie myślę, że wiesz, i w polskich domach się mówiło swego czasu "panie ojcze", nie wspominając o tym, że te epoki, w których ojciec był obcą osobą dla córki nadal zbierają swoje żniwa dość często. W tym sensie chodziło mi o to, że jakoś to siedzi w realiach epoki -- to znaczy nie zdziwiło mnie do końca, kiedy o tym napisałaś, właśnie dlatego. Natomiast czy bohaterowie widzą też te relacje Maud i ojca jako dziwne, czy poddają krytyce tylko jego decyzję o powierzeniu jej bratu? (A w ogóle poświęcenie córki w imię honoru -- brr!)

      Usuń
    5. Tę uwagę "zawsze zwracałam się ojca: sir" robi Maud, więc widać, że chociaż oczywiście to się jak najbardziej mieści w realiach epoki, to jednak były już wtedy i inne wzorce. I znaczy to chyba tyle, że w tej relacji najważniejszy był szacunek Maud dla ojca, a serdeczność była na dalszym planie

      W powieści występuje jeszcze druga panienka, córka Silasa i kuzynka Maud. Jeden rzut oka na to, jak była wychowywana, powinien rozwiać wszelkie wątpliwości bohaterów co do tego, jakim człowiekiem był Silas, no ale najwyraźniej wiktorianie nie mieli w zwyczaju poddawać analizie relacji panujących w innych rodzinach (albo ten imperatyw narracyjny ;))

      Usuń
  2. Pana Le Fanu bardzo cenię. Za cudnie szaloną biografię, która sama nadaje się na gotyckie straszydlo i za literaturę miejscami deliryczną, więc mimo wszystko polecam jeszcze po tę sławną "Carmillę" sięgnąć, żeby wyrobić sobie opinię ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, zdecydowanie mam zamiar zapoznać się z "Carmillą". Zaintrygowała mnie, a ostatnio jakoś chętniej spędzam wolny czas w wieku XIX niż XXI. Chociaż "Stryj Silas" mnie nie zachwycił to jednak nie zniechęcił mnie jakoś bardzo do Le Fanu, więc dam mu jeszcze jedną szansę ;)

      Usuń
  3. Stryj Silas jest jedną z najwybitniejszych książek, jakie dotychczas czytałem w ogóle. Język i styl, jaki mógłby pozazdrościć...Dickens, tak Charles Dickens, który w swoich czasach bywał już nudziarzem, do tego często infantylnym. Powieść Le Fanu czytam właśnie trzeci raz, jeżeli chodzi o braki warsztatowe językowe, to ich zupełnie nie ma, a pewne wpadki(drobne tutaj), są w każdej książce. Od pierwszego zdania powieści, mamy mrożącą krew atmosferę, która jest jednolicie przerażająca i ciekawa przez całą książkę. Właśnie taką starą grozę polecam, a nie dzisiejszy horror! Czytajcie!!!:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz.