"Jest coś jałowego w tej glinie, z której Bóg stworzył Płoszowskich, skoro na niej tak łatwo i bujnie wszystko porasta, a nic nie wydaje ziarna. Gdybym istotnie przy tej jałowiźnie, przy tej niemocy czynu, posiadał nawet genialne zdolności, to byłbym jakimś szczególnym rodzajem geniusza bez teki, jak bywają ministrowie bez teki. [...] Ach, i znowu ta pociecha! Oto nie sam jeden, dalibóg, nie sam jeden będę nosił to miano. Imię moje jest legion! [...] geniusz bez teki, to nasz, czysto nadwiślański, płód. Raz jeszcze powtarzam, że imię moje jest legion. Nie znam zakątka ziemi, w którym by tylu marnowało świetne zdolności - w którym by ci nawet, którzy coś dają, dawali tak mało - tak niesłychanie mało, w stosunku do tego, co im Bóg dał."*
Geniusz bez teki, sceptyk sceptyczny nawet wobec swojego sceptycyzmu, wyrafinowany dyletant, błyskotliwy bywalec salonów, dekadent rozmieniający swoje życie na drobne. Poznajcie Leona Płoszowskiego.
"Bez dogmatu" to jedna z tych książek, która dobitnie pokazuje, że dobry czytelnik, to tylko czytelnik wielokrotny. Po jednokrotnym przeczytaniu czuję wyraźnie, że tylko prześlizgnęłam się po jej powierzchni i nie jestem w stanie zdobyć się na jakąkolwiek głębszą analizę. Pozwólcie że streszczę, będą spojlery, ale to nie szkodzi, sądzę, że lepiej można się skupić na lekturze, jeżeli nie trzeba wyławiać z potoku myśli bohatera rzadkich okruchów akcji. "Bez dogmatu" ma formę intymnego dziennika spisywanego przez 35-letniego Leona Płoszowskiego. Płoszowski ma wszystko oprócz jednej (a w zasadzie dwóch) rzeczy: celu w życiu i woli silnej na tyle, by ten cel sobie obrać i do niego dążyć. Mieszkający na emigracji dekadent na wezwanie ciotki (chcącej go wyswatać) przyjeżdża do kraju, poznaje piękne i szlachetne dziewczę, które się w nim bez pamięci zakochuje, i które on też zaczyna darzyć uczuciem i zamierza się mu (jej) oświadczyć. Wezwanie chorego ojca zmusza go jednak do powrotu do Włoch. Ojciec umiera, a Leon zaczyna wątpić w swoje uczucie do Anielki. Nawiązuje romans z mężatką Laurą, zrywa z niedoszłą narzeczoną. Zrozpaczona Anielka wychodzi za mąż za innego. Leon wraca do kraju i znów próbuje rozkochać w sobie nieszczęśliwą w małżeństwie Anielkę. Jest jeszcze zakochana w nim Klara, jej uczucie Płoszowski wykorzystuje, żeby odzyskać Anielkę. Rozdarta wewnętrznie Anielka choruje i umiera. Leon też chce umrzeć.
Prawdę powiedziawszy, wydaje mi się, że "Bez dogmatu" to bardzo dobra powieść, ale jej czytanie tak mnie znużyło, że nie jestem w stanie stwierdzić tego na pewno. Zaciekawia, ale czytając czekam z wytęsknieniem, kiedy wreszcie dobrnę do końca. Winę za to ponosi główny bohater, postać niby nietuzinkowa, ale zarazem okropnie nudna. Jako czytelnik pozostałam wobec niego całkowicie obojętna, oczywiście nie ma za co go lubić, ale równocześnie nie jest na tyle antypatyczny, pomimo niezaprzeczalnych win, żeby niechęć do niego mogła podsycać czytelniczy zapał. Nie pomaga obrana przez Sienkiewicza forma, czyli pamiętnik bohatera. Płoszowski dokonuje szczegółowo autoanalizy, snuje długie rozważania filozoficzne, rozwodzi się nad swoją erudycją (a jednocześnie określa siebie jako dyletanta), obyciem i talentami, które pozostaną niespożytkowane. Oczywiście zdarzają mu się myśli ciekawe i błyskotliwe, ale całość wystawia jednak czytelnika na ciężką próbę. Można rzecz jasna argumentować, że tu właśnie uwydatnił się kunszt Sienkiewicza, że potrafił w przekonujący sposób oddać sposób myślenia i patrzenia na siebie i świat egoistycznego i egotystycznego nihilisty z weltschmerzem.
Przypominam, że piknikowy wpis znajdziecie dzisiaj również u Pyzy na Pierogach pruskich i tam właśnie (a dokładnie TUTAJ) zapraszam wszystkie osoby, chcące włączyć się do dyskusji o książce (zgodnie z naszą zasadą naprzemienności komentarze pod moim dzisiejszym wpisem są wyłączone).
Za miesiąc spotykamy się na kolejnym Pikniku z klasyką. Będziemy rozmawiać "Miasteczku Middlemarch" George Eliot, co wydaje się najodpowiedniejszym wyborem na marzec ;)
---
* Henryk Senkiewicz, "Bez dogmatu". Wolnelektury.pl