piątek, 20 października 2017

PIKNIKI Z KLASYKĄ: "Pożegnania" Stanisława Dygata





   – Kto pan jest właściwie?
   – Ba! – odpowiedziałem – sam chciałbym to wiedzieć.
   – Jak to? Sam pan nie wie, kim pan jest?
   – A nie wiem.
   – Tak pan mówi czasem jak mój poeta. Bez sensu, ale ładnie. No, niech pan powie? Co pan robi w życiu? Czym pan się zajmuje?
   – Szukam pozytywnych wartości.
   – Czego?
   – Szukam pozytywnych wartości.
   – Co to znaczy?
   Nie potrafiłem wytłumaczyć jej, co to znaczy, i zastanawiając się nad sensem tego zdania doszedłem do wniosku, że to nic nie znaczy, że powtarzam zdanie zasłyszane, pod które kiedyś podłożyłem zapomnianą treść.

Bohater-narrator "Pożegnań" Dygata,  który w powieści pozostaje znacząco bezimienny, jest młodym buntownikiem, trochę w typie "Buszującego w zbożu" Salingera. Chłopak z "dobrego domu", szukający własnego "ja" w świecie, w którym obowiązującą religią jest konwenans i poza. Ten świat u schyłku międzywojnia bardzo go uwiera, jest mu niewygodnie pomiędzy uniwersytetem, gdzie "tęgi, rumiany korporant okładał laską małego, rudego Żydka" a czwartkowymi przyjęciami u rodziców na których stały zestaw gości wraz z gospodarzami cyklicznie odgrywa wyuczone role. Jego bunt wyraża się jednak dosyć jałowo usunięciem fotela spod pupy podstarzałej, nieznośnej damulki, "oficjalnie najlepszej przyjaciółki jego matki" w chwili gdy ta właśnie zamierzała na nim usiąść. W brzęku potłuczonej wskutek tego zastawy stołowej bohater wybiega z domu, w kieszeni mając niezapłacone pieniądze na czesne, które w kolejnym stadium swojego buntu zamierza roztrwonić. Trafia do nocnego klubu, gdzie poznaje młodą fordanserkę Lidkę (a może Genowefę?), dziewczynę równie równie zbuntowaną i nieprzystosowaną do świata jak on sam. Jednak spotkanie dwojga młodych szukających autentyczności przeradza się w kolejną pozę, specyficzną grę. Rankiem wychodzą z klubu, jadą na wycieczkę, spędzają razem kolejną noc w wynajętym pokoju w upiornej willi w Podkowie Leśnej (w osobnych łóżkach). Rankiem młody buntownik dzwoni do rodziców z informacją o swoim miejscu pobytu. Znajomość z Lidką kończy się interwencją ojca bohatera, który dziewczynie wyrabia "uczciwą" posadę, a syna wysyła na studia do Paryża.

W czasie, gdy bohater zamiast studiom oddaje się w Paryżu hulankom z piękną Dodo i jej przyjacielem, Hitler zajmuje Czechosłowację. Pobyt w Paryżu dobiega końca, czas wracać do Warszawy. Akurat wypada czwartek, dzień przyjęcia u rodziców, nieznośna Lola jak zwykle zanudza towarzystwo swoimi opowieściami. Jest 31 sierpnia 1939 r. Kończy się część pierwsza powieści.

W części drugiej mamy wrzesień, ale jest już pięć lat później, bohater jest w podwarszawskim Komorowie, a kilkanaście kilometrów dalej dogorywa w powstaniu stolica. Wkrótce znów spotka Lidkę, już mężatkę, która tymczasem z fordanserki awansowała na arystokratkę.

W "Pożegnaniach" odchodzi w przeszłość stary świat. Jego umieranie jest pełne cierpienia, ale samego świata nie ma co żałować, bo i tak nie dało się w nim żyć. To nowe, które właśnie nadchodzi jest niewiadome, czy lepsze, pokaże przyszłość.

Koniecznie zajrzyjcie do Pyzy, jej notkę o "Pożegnaniach" znajdziecie TUTAJ. Dyskusja dziś u Pyzy. Zapraszam!