piątek, 27 lutego 2015

Jak się robi okładkę albo znajdź pięć różnic


Co decyduje o tym, czy sięgniemy w księgarni po nieznaną nam książkę? Oczywiście okładka. A polscy wydawcy jakby zmówili się, żebym kupowała jak najmniej książek. Oczywiście zdarzają się chlubne wyjątki, ale wyglądem publikowanych u nas książek niestety rządzi kicz i banał. Przeglądając zapowiedzi wydawnicze natknęłam się na ciekawy przykład tej choroby. Muzie i Prószyńskiemu przytrafiła się zabawna przygoda:





„Wyścig z czasem”
Justin Go
Muza, premiera 18.03.2015
---

Miłość, tajemnica i wielka historia...


Młody Amerykanin Tristan Campbell dowiaduje się, że może być spadkobiercą fortuny Ashleya Walsinghama, brytyjskiego oficera i weterana I wojny światowej, który zginął przed osiemdziesięciu laty podczas wyprawy na Mount Everest w 1924 roku. Ashley zapisał wszystko swej ukochanej, Imogenie Soames-Andersson. Ta jednak nigdy nie zgłosiła się po pieniądze. By odziedziczyć spadek Tristan musi dowieść, że jest spokrewniony z Imogeną - i z tym zadaniem wyrusza w podróż po Europie.


W londyńskich archiwach, na polach bitewnych Sommy i pośród islandzkich fjordów Tristan kawałek po kawałku składa historię życia Ashleya, historię namiętnych schadzek na kilka dni przed wyjazdem na front, służby wojskowej i odwagi w obliczu niebezpieczeństw, romansu wbrew sprzeciwom rodziny, wyprawy w Himalaje podjętej mimo złamanego serca.

(opis wydawcy)

„Wciąż czekam”
Louisa Young
Prószyński i S-ka, premiera 02.04.2015
---

Kwiecień 1919 roku. Minęło sześć miesięcy od podpisania rozejmu, który położył kres Wielkiej Wojnie. Ci, którym udało się przeżyć, będą teraz musieli stanąć do zupełnie nowej walki.
Zaledwie dwudziestotrzyletni były żołnierz, Riley Purefoy, oraz jego świeżo poślubiona żona, Nadine Waverney, mają przed sobą całe życie, ale rany odniesione przez Rileya podczas wojny zrodziły między obojgiem dziwne napięcie, a pozostałe po nich blizny mogą zniszczyć ich małżeństwo, zanim jeszcze na dobre się ono zaczęło.
Peter i Julia Locke też będą musieli zmierzyć się ze swymi demonami. Dręczony przerażającymi wspomnieniami wojennych potworności, Peter zamienia się w odludka, który szuka zapomnienia w alkoholu. Julia próbuje złagodzić nieco jego cierpienie. Jednak ich wspólna przyszłość stoi pod znakiem zapytania.
Losy obu par, które zetknęła ze sobą wojna, nadal pozostają splecione. Dręczeni przez poczucie straty i wyrzuty sumienia, nawiedzani przez mroczne wspomnienia, wszyscy czworo muszą sobie radzić ze zwątpieniem, wściekłością i bólem, próbując jednocześnie znaleźć odpowiedź na pytanie, czy miłość jest na tyle potężna, by pozwolić im uwolnić się od przeszłości?
„Wciąż czekam” to poruszająca, liryczna opowieść o niespokojnych czasach tuż po zakończeniu wojny – czasach ryzykownych początków, niepokojących prawd i przebłysków nadziei.

(opis wydawcy)


No tak, rozumiem, książki z parą w objęciach na okładce na pewno dobrze się sprzedają. I kto powiedział, że na każdej okładce musi być inna para? Najwidoczniej wcale nie musi - wystarczy, że raz kobieta opiera prawą skroń na ramieniu ukochanego, a raz lewą. Was te okładki zachęcają? Dla porównania poniżej wydania anglojęzyczne:


Simon & Schuster

Harper Perennial



A więc da się inaczej - szkoda, że nie u nas. Na marginesie dodam, że obie książki wydają się znacznie ciekawsze niż ich polskie okładki.

15 komentarzy:

  1. Ale jakiż kunszt, obrócić objętą parę raz przodem, raz tyłem ;-)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To akurat, sądzę, był przypadek - wydawnictwa szukały w banku zdjęć czegoś pod hasłem: wwI i romans, i znalazły zdjęcia z jednej sesji, ale wybrały inne ujęcia. Chyba, że zatrudniły do zaprojektowania okładki tę samą - zapewne cyniczną i leniwą - osobę ;)

      Usuń
    2. No tak, nie pomyślałam, że w sumie to mogło być kilka ujęć ;-). I czy ja wiem, czy cyniczną, po prostu taką, która nie wkłada wielkiego wysiłku - może nauczona doświadczeniem (tak sobie czasem myślę, że to musi wyglądać jakoś tak: "A co mi tu pani wymyśla, żołnierza z kobietą proszę dać, a nie takie nie wiadomo co! O wojnie przecież, romans, a nie góry jakieś albo Niobe!").

      Usuń
    3. To na pewno są różne ujęcia, na pewno tej samej pary. Mogłoby być jeszcze śmieszniej, gdyby na tych okładkach pojawiło się to samo ujecie. Masz rację, pewnie było to wyraźne zalecenie: dawać żołnierza z kobietą, i tak tak się to skończyło ;) To już nawet "za komuny" okładki były bardziej różnorodne.

      Usuń
  2. Okładkowy kicz już mnie nie zaskakuje, choć niemożebnie irytuje. Książka bez postaci kobiecej na okładce to u nas prawie niemożliwe.;( Niektóre motywy stają się modne, niektóre zdjęcia są wykorzystywane przez różne wydawnictwa z drobnymi zmianami. Dla mnie to żenujące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też niestety nie zaskakuje, ale dziwi mnie, dlaczego wszyscy wydawcy chcą wydawać niczym się nie wyróżniające książki. Powinno przecież być odwrotnie. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że za tym do pewnego stopnia stoją pieniądze, że zamiast zatrudnić artystę grafika, wydawnictwa zlecają zestawienie okładki z gotowców co najwyżej rzemieślnikowi. Ale nawet w takiej sytuacji rezultaty mogłyby być znacznie lepsze i są chyba lepsze sposoby na oszczędność.

      Usuń
    2. Tak sobie myślę, że właśnie o to podobieństwo chodzi - na zasadzie "kupił takie, spodobało mu się, pewnie będzie szukał czegoś podobnego... hej, grafiku, obracaj parę!". Więc powstaje nagle cała szkoła robienia podobnych do siebie okładek, żeby zwabiły czytelnika (który, oczywiście, nie chce mieć okładki ładnej, ale okładkę podobną do innej...).

      Usuń
    3. Jasne, tylko w tej polityce jest jakiś błąd logiczny. Bo jeśli okładki mają być podobne, czyli sugerować, że książki są podobne, to po co mam wydawać pieniądze, żeby ciągle czytać to samo. Mogę sobie przecież w kółko czytać tę samą.

      Usuń
    4. @ Pyza

      Założę się, że masz rację. To samo widać po tytułach, było dużo klonów wg wzoru "Mężczyzna, który...", "Dziewczynka w .....", "Córka XZ". Wydawcy zdecydowanie nie doceniają czytelników.;(

      @ Tarnina

      Ale może w podobieństwie tkwi właśnie sekret? Prośba "polećcie coś w stylu "Psa w czerwonych skarpetach" (wyzłośliwiam się;)) jest dość częsta. Wydaje mi się, że to jest głęboko ludzka potrzeba.;) Ktoś dobrze poczuł się w jakiejś scenerii, atmosferze i chce odtworzenia tego stanu dla dobrego samopoczucia. To tłumaczy również popularność komedii romantycznych - wiadomo, jak się skończą, ale i tak widzowie chcą je oglądać. A marketingowcy sprytnie wykorzystują nasze słabości.;(

      Usuń
  3. Ja patrząc na większość okładek wzdycham do wydań socjalistycznych kiedy to jeszcze mimo mizerii na rynku wydawniczym ilustratorzy byli twórcami okładek i obwolut.
    Dzisiaj wydawnictwom szkoda wydać pieniędzy na ilustratorów więc powstają twory komputerowe i to powielane w różny sposób co kiedyś przy okazji "Wyroku" Zielkego odkryłam....

    Osobiście lubię takie nieoczywiste okładki i bez tego romantycznego podtekstu.....którym się szafuje w nadmiarze....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie się z Tobą zgadzam, ale chyba nie wszystko można wytłumaczyć finansami. Nie wiem, jak to możliwe, ale najwyraźniej wydawcy są zdania, że jak czyta mężczyzna - to kryminał, a jak kobieta - to romans, więc wszystkie typy powieści starają się czytelnikowi sprzedać jako jedną z tych kategorii.

      Usuń
    2. Nie brałam tego pod uwagę, ale to ciekawe, że właśnie dzisiaj, gdy na siłę chce się nas zrównać z facetami, albo facetów z nami wydawnictwa traktują nas jak głupie gęsi, które nie sięgną po książkę, gdy okładka nie będzie, że tak powiem "dosłowna".
      No chyba, że tak jest.
      Osobiście mnie otrząsa na te wszystkie zbyt jaskrawe, nie wytonowane okładki....

      Usuń
    3. Ja bym tu raczej użyła słowa "ujednolicić", bo równi to przecież jesteśmy.

      Ale to prawda, że są takie przeciwstawne tendencje, bo przecież nawet funkcjonuje taki termin "literatura kobieca" - koniecznie z kobietą, domkiem lub zakochana parą na okładce.

      Usuń
  4. Okazuje się, że podobne okładki to nie tylko polski problem:

    http://findabookreview.blogspot.com/p/same-cover-model.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ha, niezłe ;)
      Jednak okładki pokazane w tym linku w większości przypadków różnią się przynajmniej kolorem, typografią, kompozycją - za to zdjęcie jest to samo. W tym przykładzie z naszego podwórka są w tej samej tonacji kolorystycznej i mają bardzo zbliżone liternictwo. No i dodatkowo ukazują się mniej więcej w tym samym czasie, więc naprawdę mają szansę sąsiadować na półkach. A może wydawcy liczą na jakieś synergiczne oddziaływanie? ;)

      Usuń

Dziękuję za komentarz.