piątek, 1 maja 2015

Sarah Waters "Za ścianą" - recenzja


Historia opowiedziana w najnowszej powieści Sary Waters rozpoczyna się od pewnego niedzielnego popołudnia wiosną 1922 roku, kiedy w monotonne życie Frances Wray i jej owdowiałej matki - oraz do ich domu - wkracza młode małżeństwo z "klasy urzędniczej", Leonard i Lilian Barberowie. Panna i pani Wray były zmuszone przyjąć lokatorów do swojego niegdyś eleganckiego, a obecnie podupadającego domu na przedmieściach Londynu. Od wybuchu wojny ich styl życia bardzo się zmienił, służące odeszły jeszcze w 1916, skuszone ofertą pracy w fabryce amunicji, i nie udało się znaleźć nowych. Zresztą nie byłoby za co ich nająć. Niefortunne inwestycje pana Wraya bardzo nadszarpnęły rodzinne finanse, choć dopiero jego śmierć ujawniła ich opłakany stan. Barberowie wprowadzają się więc na piętro, a Frances i jej matka muszą przywyknąć do obecności obcych, w dodatku ludzi z niższej sfery społecznej, w ich domu.

Obecność lokatorów, wiążąca się rzecz jasna z szeregiem drobnych, acz dotkliwych niedogodności, i ich sposób bycia irytują i krępują Frances. Jednocześnie Barberowie wzbudzają jej ciekawość, a szczególnie pani Barber, nowocześnie piękna dziewczyna o "artystycznym" usposobieniu. Młode kobiety nieoczekiwanie dla samej Frances i ku dezaprobacie pani Wray zaprzyjaźniają się. Są codzienne rozmowy, wspólne spacery po parku, dyskusje o "Annie Kareninie". Ich relacja zacieśnia się, a jej charakter wkrótce ulega zmianie.

Powieść podzielona jest na trzy części, każda z nich jest napisana w innym tonie i posiada inny "motyw przewodni". Część pierwsza to powieść obyczajowa, opowiadająca z jednej strony o "docieraniu się" (jak zapewne określiłby to Leonard, myśli Frances, w rozmowach z nią zawsze używający wyrażeń z podtekstem) lokatorów i gospodyń, z drugiej o przemianach w społeczeństwie brytyjskim w wyniku I wojny światowej. W części drugiej historia obyczajowa przeradza się w namiętny romans. Treść części trzeciej pozostawię Czytelnikom do samodzielnego odkrycia.

Sarah Waters znana jest z powieści osadzonych epoce wiktoriańskiej i w latach 40. XX w. "Za ścianą" to jej szósta powieść i jednocześnie pierwsza wyprawa w lata 20. Bezbłędna. Realia epoki są odtworzone do najdrobniejszych szczegółów, począwszy od strojów: niemodnych spódnic z wysokim stanem Frances i nowoczesnych dopasowanych kapelusików Lilian, poprzez wysokość dwutygodniowego czynszu i polisy na życie, na melodiach granych przez kataryniarzy i gwizdanych przez Leonarda skończywszy. Autorce udało się przywołać klimat tego okresu, pokazać świat, który nie zdążył się jeszcze otrząsnąć z wojny, a już targany jest kolejnymi konfliktami. Świat, w którym porządek społeczny definiowany jest na nowo, zmieniają się role płci i relacje między klasami społecznymi. Choć w gruncie rzeczy to mogłaby być kameralna opowieść, rozgrywająca się pomiędzy czworgiem mieszkańców domu na Champion Hill, to właśnie kontekst społeczny jest w tej powieści najciekawszy. Tło społeczne jest wnikliwie przedstawione, a postaci drugiego planu ciekawie zarysowane, każda z nich dopełnia obraz przedstawionego świata.

Sarah Waters doskonale oddała również atmosferę ponurej egzystencji dwóch kobiet, doświadczających społecznej degradacji, których życie utknęło w martwym punkcie.
Zjadły lunch - kalafior z serem - i usiadły razem w salonie. Pani Wray robiła notatki do gazetki parafialnej. Frances zajęła się cerowaniem, z "Timesem" na poręczy fotela. Co tam nowego w świecie? Niezdarnie przewracała kartki, które brudziły jej palce. Ale wyczytała tylko to, co zawsze. […] Francuzi strzelali do Syryjczyków, Chińczycy do siebie nawzajem, a konferencja pokojowa w Dublinie spełzła na niczym, bo w Belfaście doszło do kolejnych morderstw... Ale ksiązę Walii tryskał dobrym humorem na wyprawie wędkarskiej w Japonii, a markiza Carisbrooke miała wydać bal "na rzecz przyjaciół ubogich". Czyli wszystko w jak najlepszym porządku, pomyślała Frances. Nie przepadała za "Timesem", ale brakowało jej funduszy na inną, mniej konserwatywna gazetę. Zresztą doniesienia prasowe ostatnio wprawiały ją w przygnębienie. W czasach jej burzliwej, wojennej młodości pchnęłyby ją do działania: pisałaby listy, chodziła na wiece. Dziś odnosiła wrażenie, że obecny stan świata nie dawał widoków na poprawę. Nic tylko chaos sprzecznych interesów, który odbierał wszelką nadzieję. Odłożyła gazetę. Jutro podrze ją na podpałkę.

Dwudziestosześcioletnia Frances Wray jest już tylko cieniem dawnej siebie. Jej obecne życie ogranicza się do wiązania końca z końcem w napiętym do granic możliwości domowym budżecie, usługiwania zupełnie bezradnej w nowej sytuacji matce, gotowania i sprzątania (a czynności te musi wykonywać tak, by nie narazić oczu matki na widok córki zredukowanej do roli służącej). Ale to nie trudności finansowe złamały Frances, ani bezsensowna śmierć braci na wojnie, która wciąż jest otwartą raną. Kiedyś miała szansę na inne życie, ale własne tchórzostwo, wtedy ukryte pod pozorem powinności, wepchnęło ją w pułapkę, z której nie ma wyjścia. Dopiero pojawienie się Lilian Barber budzi Frances z letargu. Tym razem będzie odważna. Ale czy szczęście warte jest każdej ceny?

Część pierwsza tej powieści jest doskonała i pełna napięcia, choć wydarzenia w niej opisane nie wykraczają poza błahostki codzienności. Obserwowanie interakcji między bohaterami, ich niejednoznacznych relacji, których charakteru do końca nie jesteśmy pewni, jest fascynujące. Świetna jest scena mocno podlanego alkoholem wieczoru, spędzonego przez Frances w towarzystwie Barberów na grze w węże i drabiny, podczas którego bariery klasowe i dawne pojęcia o poprawności legły w gruzach. Części druga i trzecia, w których autorka buduje napięcie za pomocą innych środków, odchodzi od powszedniości na rzecz dramatyzmu, paradoksalnie są już mniej interesujące, ale powieść utrzymuje wysoki poziom do samego końca.



I już zupełnie na marginesie dodam, że Prószyński nareszcie zdobył się na dobrą okładkę, lepszą od wydania angielskiego (projekt okładki: Anna Pol). Wielbicieli twórczości Sary Waters zapewne ucieszy wiadomość, że wydawnictwo planuje wznowienia wszystkich jej powieści w tej szacie graficznej. W maju ukazuje się "Pod osłoną nocy".

Moja ocena: 5 (w skali szkolnej)

---
Sarah Waters, "Za ścianą". Przekład Magdalena Moltzan-Małkowska. Prószyński i S-ka, Warszawa 2015.

4 komentarze:

  1. O, jak cudnie! Od dłuższego czasu chciałam sięgnąć po którąś z powieści Sarah Waters, ale nigdy nie mieli jej w mojej bibliotece. A teraz w sumie mam dostęp do bogatszej biblioteki i tak się jakoś nie złożyło, ale to, co piszesz jest bardzo zachęcające (zwłaszcza to oddanie realiów i opis codzienności -- przyznam, że tęsknię trochę za taką właśnie akcją, gdzie nic się nie dzieje, a jednak człowiek śledzi ją z zapartym tchem). Muszę się rozejrzeć!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, jednak się dzieje, ale to dopiero potem :) A tło epoki przedstawione jest, na ile mogę to ocenić, perfekcyjnie. W porównaniu z "Wciąż czekam" Young, którą czytałam poprzednio, jest to zrobione znacznie lepiej, wręcz czuje się atmosferę tamtych lat. Nie czytałam jeszcze powieści wiktoriańskich Waters, ale mam na nie wielką ochotę.

      Usuń
  2. Ostatnio to nazwisko pojawia się na blogach a dla mnie ta pisarka jest zupełnie nie znana.
    Myślę jednak po tym co dowiedziałam się z Twojej opinii, że książka przypadła by mi do gustu.
    Gdybyż jeszcze biblioteka się w nią zaopatrzyła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obecność na blogach jest zapewne wynikiem wydania tej nowej książki. Ja Sarę Waters znałam wcześniej z powieści "Ktoś we mnie", która trochę mnie jednak rozczarowała - bo sądziłam, że mam do czynienia z powieścią obyczajowo-psychologiczną, a okazało się, że to historia z dreszczykiem. W "Za ścianą" Waters osuwa się w stronę kryminału, co też, jak już wspomniałam, nie jest dla mnie tak interesujące, ale ogólnie powieść jest bardzo dobra.

      Usuń

Dziękuję za komentarz.