11. stycznia świat wyglądał całkiem inaczej niż dziś. Krym był ukraiński, pojęcie "zielone ludziki" nie nabrało jeszcze obecnego złowieszczego znaczenia, media nie donosiły o okrucieństwach "państwa islamskiego" na Bliskim Wschodzie. Straszyła w nich za to poseł Kempa. Z dzisiejszej perspektywy ten czas wydaje mi się niemal sielanką, choć wtedy byłam nieźle... wkurzona.)
***
Przyznam się, że tej książki nie ma na mojej półce. Wypłynęła z głębin mojej pamięci na fali dyskusji społecznej, która przetacza się ostatnio przez nasz kraj (jeżeli to, co się przetacza, można nazwać dyskusją). Czytałam tę książkę bardzo dawno temu, prawdopodobnie u schyłku lat 80. Znajdowała się wtedy na liście lektur szkolnych. Streszczam z pamięci.
Uwaga! Poniższy tekst adresowany jest wyłącznie do osób dorosłych! Zanim zaczniesz czytać dalej, sprawdź, czy wydano ci już dowód osobisty!
1. |
Zbliżają się wakacje, które oczywiście zaplanował dla wszystkich tata. Mama pojedzie na wczasy do Ciechocinka, Tosia do cioci Isi, której pomoże w opiece nad młodszymi kuzynkami, a Tomka tata wysyła do wujka (czy też stryjka) leśniczego, który ma wziąć chłopaka w ryzy - ówczesna wersja programu "Surowi rodzice", jeszcze bez udziału kamer. W leśniczówce Tomek ma nauczyć się dyscypliny i oczywiście zakuwać do poprawki z historii. Tata nigdzie nie pojedzie, zostaje w Warszawie, musi pracować nad ważnym projektem. Oczywiście, tak robią ojcowie.
2. |
Nie będę opisywać wszystkich bezeceństw przedstawionych w tej książce. Dość napisać, że Tosia w leśniczówce wujka uprawia sporty, jeździ konno, bierze udział w męskich zajęciach i, niestety, mężnieje (dobór słowa nieprzypadkowy) - czego dowodem jest to, że nie boi się już sama spać w ciemnym pokoju. W końcu jednak się dekonspiruje. Tomek w roli dziewczyny radzi sobie świetnie, do końca pobytu nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Dla kuzynek zostaje autorytetem, a nawet wyrocznią w dziedzinie mody i fryzjerstwa. Najgorsze jednak jest to, co dzieje się po powrocie dzieci z wakacji, kiedy w końcu opowiadają rodzicom o całej maskaradzie. Ci, zamiast porządnie złoić skórę swojemu potomstwu, wydają się całą sprawą rozbawieni, a może nawet w duchu gratulują pomysłowości swoim pociechom!
3. |
Trudno przecenić szkody, jakie przez ponad pół wieku ta książka wyrządziła w umysłach pokoleń młodych Polaków. Można zrozumieć, że wydawano ją wielokrotnie w czasach PRL, kiedy komunistyczne władze robiły wszytko, żeby zniszczyć ducha Narodu, a atak na podstawowe wartości, takie jak rodzina, małżeństwo i niezachwiana tożsamość płciowa był środkiem do tego celu. W tamtych czasach nakręcono również serial telewizyjny i film na podstawie tej książki. Nie można jednak pozostać obojętnym wobec faktu, że ta szkodliwa książka wciąż jest wznawiana, nie wspominając o starszych wydaniach dostępnych w antykwariatach czy na portalach aukcyjnych! Kto dopuścił do tego, że w 2003 roku w Warszawie wystawiono musical dla dzieci oparty na tej książce? Dlaczego wydaje się audiobuki?
4. |
Przy okazji chcę również zwrócić uwagę na twórczość dżenderysty Henryka Sienkiewicza. Zauważmy, że w "Krzyżakach" Jagienka przebiera się za giermka czy pachołka, w "Trylogii" Helena Kurcewiczówna podróżuje jako chłopak, pozbywszy się warkocza przy pomocy szabli pana Zagłoby. A jakże szkodliwym przykładem dla młodych dziewcząt jest postać Hajduczka! Nie wiem, czy to niedopatrzenie, czy celowe działanie MEN (podejrzewam to drugie), że książki te wciąż pozostają w kanonie lektur szkolnych (co prawda tylko jako lektury uzupełniające i czytane we fragmentach, ale jednak). Domagajmy się od naszych parlamentarzystów podjęcia zdecydowanych działań na rzecz całkowitego usunięcia tych niebezpiecznych dla młodzieży pozycji z listy lektur szkolnych!
Postscriptum
I. Znaczki ;) w powyższym tekście proszę sobie wstawić w miejscach, które uznacie za odpowiednie.
II. Jeśli przypadkiem jesteście znajomymi pani poseł Beaty Kempy, bardzo proszę, podeślijcie jej link do tego wpisu. Myślę, że może jej się przydać.
5. |
Nie potrafię osądzić, po której stronie obecnego sporu o "ideologię DŻ." ustawiłaby się autorka, ale chyba nie ma takiej potrzeby, bo spór jest pozorny - "ideologia" gender nie istnieje. Termin gender co prawda jest stosunkowo nowy, ale określa coś, co istnieje od zawsze, odkąd istnieje człowiek: kulturowe aspekty płci. Gdyby gender nie istniało, skąd wiedzielibyśmy, że mężczyźnie "nie przystoi" chodzić w spódnicy? To kultura, a nie biologia o tym decyduje, zresztą są kultury, gdzie właśnie przystoi. (Nawiasem mówiąc, biorąc pod uwagę anatomię i fizjologię, spodnie dla mężczyzn to bardzo niedobre rozwiązanie - wbrew naturze). A gender studies to po prostu program badawczy z zakresu humanistyki, na polskich uniwersytetach obecny już od co najmniej kilkunastu lat. Czym się tu emocjonować? Natomiast książeczkę Ożogowskiej (i wiele innych podobnych książek), która w gruncie rzeczy, nie mogę tego ująć inaczej, traktuje o gender, czytali nasi rodzice, czytaliśmy my i jakoś przez to nasze społeczeństwo nie uległo degeneracji.
IV. Sienkiewicza uznałabym raczej za antyfeministę... ale chwileczkę. Postaciom kobiecym wątłym i pasywnym są jednak przeciwstawione kobiety silne i aktywne, np. Danusi Jagienka, a Krzysi Basia-Hajduczek. Oleńce zdecydowanie bardziej do twarzy z kądzielą niż z mieczem, ale daleko jej do bezwolnej istoty z pokorą czekającej na los, jaki zgotują jej mężczyźni. Więc może jednak i Sienkiewicz przyznawał kobietom prawo do samostanowienia?
V. Prywatnie jestem za "kobiecymi" kobietami i "męskimi" mężczyznami, ale nie czuję się uprawniona do narzucania innym swoich subiektywnych przekonań. Cudzysłowy były konieczne, bo odnoszę się do dominującego obecnie w naszej kulturze wzorca (czyli wzorca w zakresie gender, rzecz jasna), a nie do jakichś prawd objawionych. (Mogę się zresztą założyć, że każdy z nas widzi ten wzorzec nieco inaczej).
A jeśli biegam po obejściu z piłą, wiertarką czy łopatą, robię to z konieczności, a nie żeby zademonstrować jakąkolwiek tezę. Rzecz jasna, wolałabym w tym czasie haftować na tamborku.
VI. Nasze społeczeństwo boryka się obecnie z tyloma realnymi problemami, że wynajdywanie problemów urojonych uważam za, delikatnie mówiąc, wysoce niestosowne.
VII. Życzę wszystkim miłego weekendu i zdrowego dystansu do tego całego szumu. Nie dajmy się zwariować.
A w ogóle to heca na 14 fajerek ;)
***
1. Właśnie to wydanie wypożyczyłam wiele lat temu ze szkolnej biblioteki. Wydanie I, Warszawa 1961. Zdjęcie: http://klub7.w.interia.pl.
2. Wydawnictwo Nasza Księgarnia. Rok wydania nieznany. Zdjęcie: allegro.pl (archiwum)
3. Audiobuk. Czyta Zofia Gładyszewska. Wydawnictwo MTJ. Dostępny w księgarnich internetowych.
4. Plakat musicalu na podstawie powieści Hanny Ożogowskiej. Teatr Muzyczny Tintilo (tintilo.com). Premiera: Warszawa 2003.
5. Wydawnictwo Akapit Press, 2013. Książka aktualnie dostępna w ksiegarniach.
Świetny tekst! Niestety nie jestem znajomym Beaty Kempy (a może na szczęście?...)
OdpowiedzUsuńDziękuję :). Cóż, posłanka Kempa jakby przycichła ;)
Usuń