sobota, 20 czerwca 2015

PIKNIKI Z KLASYKĄ: Stefan Żeromski, "Popioły"











Jeszcze wczoraj nie byłam pewna, jak podejść do pisania o „Popiołach”. Czy odnosić się do wizji historii przedstawionej w powieści? Odczytywać przesłanie Żeromskiego, zastanawiać się nad tragizmem losów polskich żołnierzy, którzy związali się z Napoleonem? Sensem lub bezsensem ich walki, jej wymiarem moralnym? Zdecydowałam jednak, że te wszystkie wielkie kwestie (prawie) pominę, bo kiedy się czyta „Popioły” – dzisiaj – wielkie sprawy i pytania zostają przysłonięte przez szereg spraw małych. Skupię się więc na walorach literackich „Popiołów”.

Zastanawiałam się, kiedy przedstawić moją opinię na temat tego wielkiego fresku historycznego, tej rozległej panoramy polskiego życia na przełomie XVIII i XIX w. Trzymać przez jakiś czas w zanadrzu, czy ujawnić na początku? Ponieważ jednak podejrzewam, że nie mam talentu do budowania napięcia, przyznam się od razu: „Popioły” zapamiętam jako tę powieść, przy której znielubiłam Żeromskiego. Czy wobec tego warto ją czytać? Tak, ale dziś już tylko jako zabytek literatury, który odcisnął wyraźne piętno na naszej kulturze narodowej. W końcu była to powieść, do której szereg pokoleń się odnosił, i o której zawzięcie dyskutowano, choć mam wrażenie, że ostatnia taka dyskusja odbyła się pół wieku temu, przy okazji premiery filmu Andrzeja Wajdy (tak, w tym roku mija dokładnie 50 lat). „Popioły” przyniosły Żeromskiemu sławę i pieniądze, spotkały się więc z entuzjastycznym przyjęciem czytelników. Wynikało to oczywiście z tego szczególnego momentu w historii – powieść odpowiadała na ówczesne oczekiwania czytelników. Dzisiaj, po iluś kolejnych zakrętach dziejowych, można spojrzeć na „Popioły” bez emocji, chłodnym okiem, i bez szkolnego przymusu uznania wielkości dzieła. Warto się z tym zabytkiem kultury narodowej zapoznać, ale dziś już trudno się nim zachwycić. Nic dziwnego, że ta powieść trafiła do lamusa, bo szczerze mówiąc, pod pewnymi względami „Popioły” są dosyć słabe.

Co mi się nie podoba? Epika rządzi się pewnymi prawami, które Żeromski zlekceważył. Właściwie „Popioły” mogłyby służyć za przykład, jak nie pisać powieści historycznej. Kompozycja jest bezkształtna i nużąca, narracja rozwlekła, brak znaczącego bohatera, brak wyraźnego nurtu akcji, który byłby w stanie porwać czytelnika i przeprowadzić go przez te wszystkie męczące, drobiazgowo opisane historyczne wydarzenia. Psychologiczne prawdopodobieństwo zastępują patetyczne opisy gwałtownych stanów emocjonalnych, z tym że trudno w głębię owych emocji uwierzyć. No i to nieznośne opisowe rozbuchanie. Nie jestem przeciwniczką kunsztownych opisów przyrody, dozowanych umiejętnie, ale w „Popiołach” Żeromski przekroczył wszelkie granice. Owszem, niektóre z nich są językowo ciekawe, na przykład taki, ze zręcznie zastosowaną synestezją: „Jasna woń miodu spłynęła z lepkiej koniczyny, a szorstka woń z cząbrów”, ale nie wszystkie są tak udane. Nagromadzenie opisów w powieści jest niezwykle nużące, a język Żeromskiego jest, ogólnie rzecz biorąc, daleki od eleganckiej, zdyscyplinowanej prostoty. Powiedzieć, że czasem ociera się o grafomanię, to eufemizm, bo w niektórych fragmentach Żeromski po prostu jest grafomanem. Niestety nie wynotowywałam sobie co bardziej soczystych fragmentów, ale zapamiętałam na przykład, jak Rafał dopadł księżniczki Elżbiety i „zatopił w niej dziób i pazury oczu”. W posłowiu znalazłam jeszcze taki ciekawy cytat: „ogarniał go chichot wyłaniający się z płonących bebechów wściekłości”. Ale „truchlał jak zabity trup” nawet mi się podoba, z tym że niekoniecznie w tego typu literaturze.

Podeszłam do książki z pozytywnym nastawieniem, ale podczas lektury narastało we mnie nieodparte uczucie niechęci. I wobec powieści, i wobec świata w niej przedstawionego. Polska w „Popiołach” jest krajem zacofanym i barbarzyńskim, zamieszkałym przez prymitywnych ludzi, w którym dominuje tyrania: rodziców wobec dzieci, panów wobec chłopów. Panuje ciemnota, tylko utrwalana przez system szkolnictwa, i niesprawiedliwość. Czytając, doszłam do wniosku, że upadek takiego kraju nie był tragedią, a jedynym możliwym rozwiązaniem historycznym. W rozmowie starego szlachcica Nardzewskiego z austriackim urzędnikiem, to ten drugi jest przedstawicielem systemu łagodzącego (nieco) niesprawiedliwość społeczną, u Polaka patriotyzm łączy się ze zniewoleniem chłopa. Oczywiście można też w powieści znaleźć przykłady innego myślenia, nowoczesnego i moralnego, jak chociażby w postaci Piotra Olbromskiego. Ale Piotr Olbromski pojawia się tylko po to, żeby zaraz umrzeć. Nie zarzucam Żeromskiemu antypolskości, krytyczne spojrzenie na własną historię jest więcej warte niż pławienie się w samozadowoleniu. W opisie wojen Napoleońskich i udziału w nich Polaków Żeromski też nie ogranicza się do samych kart chwalebnych, opisuje bestialstwo i brutalność armii maszerującej pod sztandarami wolności, równości i braterstwa, a odbierającej wolność innym narodom. Ale powieść kończy się cukierkowym obrazkiem: „Dotrzymał Cesarz słowa honoru, danego pod Madrytem najsłabszemu ze swych żołnierzy, konającemu w polu kalece. Dla tego jednego słowa wielkie pułki złączył, umundurował, wyżywił i poruszył. Sprzągł ze sobą obce narody…” Aha. Później jeszcze Napoleon napotka wzrokiem oczy Krzysztofa Cedry. Dla mnie to jednak kicz i wyraz pewnego tchórzostwa Żeromskiego, zamykającego powieść w roku 1812, podczas wymarszu wojsk napoleońskich na Rosję.

Powoli zbliża się godzina 12.00 i czas publikacji wpisu. Nie zdążę już opisać bliżej Rafała Olbromskiego, głównego, pożal się Boże, bohatera „Popiółów”. Wspomnę tylko, że Rafał walnie przyczynił się do mojej niechęci wobec powieści. Prymitywny chłopaczek, egoista bez żadnej idei i moralności, który właściwie przez całą powieść zachowuje mentalność siedemnastolatka. Dzieje jego „miłości” i ich obiekty są równie żałosne, jak on sam, i naprawdę żałuję, że Żeromski zamieścił te wątki „miłosne” (w cudzysłowie, bo choć autor nie szczędził opisów mąk duchowych tudzież przepełniającego dusze kochanków szczęścia, trudno w ogóle uwierzyć, że posiadają oni dusze). Oczywiście samo w sobie jest ciekawe, że Żeromski tak mizerną postać uczynił głównym bohaterem powieści, a więc niejako również symbolem polskości.

W tym miejscu kończę wpis i zapraszam do dyskusji. Koniecznie przeczytajcie też dzisiejszą notkę Pyzy o „Popiołach”.
***

Na następnym pikniku zmienimy całkowicie klimat i tematykę. W wakacje postanowiłyśmy sięgnąć po literaturę kojarzącą się z urlopem, czyli kryminał i horror. Za miesiąc (20 lipca) będziemy omawiać "Tajemnicę Czerwonego Domu", kryminał autorstwa A.A. Milne'a (tak, tego od Kubusia Puchatka). A w sierpniu planujemy sięgnąć po jakąś klasyczną opowieść z dreszczykiem. Zapraszamy!

---
Stefan Żeromski, "Popioły. Powieść z końca XVIII i początku XIX w.". Oprac. Stanisław Pigoń, posłowie Henryk Markiewicz. Czytelnik, Warszawa 1966.

19 komentarzy:

  1. Dokładnie tak. Zresztą już Pigoń pisał, że Żeromski kilka razy dokonywał dopisków na rękopisie -- i po rewolucji 1905 roku dodał wszystkie te wstawki bogoojczyźniane. Przy czym i zakończenie samo jest z tej właśnie, moim zdaniem, parafii. Bo Cedro, który widzi bestialstwo swoich żołnierzy w Hiszpanii i bezsens tamtej wojny mimo to w Napoleona wierzy -- czemu? Drażni go Wyganowski, który widzi bezsens i chce się wycofać. Cedro nie umie, bo zaszedł za daleko. Ale tej refleksji w zakończeniu nie ma. Jest tylko rzut oka na Napoleona i na marsz na Moskwę, który wiemy, jak się skończy, ale tego w tym zakończeniu też nie ma. Wobec całości jest, moim zdaniem, zbyt optymistyczne.

    Co do opisów -- o, właśnie, brakowało mi tego słowa. Są cudnie synestetyczne, miał też Żeromski rękę do świetnych przymiotników. Ale im bardziej egzotycznie się robi(góry! Hiszpania!) tym gorzej dla partii opisowych, bo są wydumane i, dokładnie tak!, szczerze mówiąc ocierają się o grafomanię. I też zapamiętałam te pazury oczu -- ale tak sobie myślę, i może warto o tym porozmawiać?, że to jest szukanie sposobów jak napisać o erotyce, i to takiej wiesz, "dirty", nie wprost, a jednak dać wyraźnie znać, co też się tam dzieje.

    O właśnie, właśnie, Piotr: jak już się pojawi ktoś sensowny, to jest "mazgaj", wątły, no siłaczka taka, a nie morowy chłopak, więc kto by takiego słuchał. Prawdziwy mężczyzna chłopa biczuje, a nie z nim rozmawia. Bardzo mi to przeszkadzało w czasie lektury, bo ta koncepcja jest, mam wrażenie, nieprzemyślana.

    No i jeszcze o tej krytyce Polski przedzaborowej -- wiesz, ostatnio czytałam sporo na ten temat i uważam, że to akurat Żeromskiemu można zaliczyć bardzo na plus. Nie idealizację, nie wychwalanie "panie, kiedyś to były czasy", ale to celne wypunktowanie krok po kroku, co z tym systemem było nie tak i czemu zabory nie dla wszystkich były wielką tragedią (choć jeden z chłopów mówi, że "kiedyś to przynajmniej do wojska nie brali").

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie zastanawia w ogóle dlaczego Cedro zdecydował się na udział w wojnie. Stało się to wysłuchaniu opowieści weterana Ojrzyńskiego, ale to była przecież bardzo gorzka opowieść (Haiti). Więc już wtedy miał powody, żeby wątpić w Napoleona, i już wtedy miał dowód, że wojna to bardzo brudna sprawa - a był przecież młodzieńcem pełnym ideałów. I mogłabym przyjąć, że po zważeniu za i przeciw zdecydowałby, że jednak tego wymaga ojczyzna, ale jego decyzja była zupełnie bezrefleksyjna (oczywiście u Olbromskiego ta bezrefleksyjność w tym momencie już nie dziwi). Zakończeniem powieści... no cóż, robi wrażenie pisanego "pod publikę". Dosyć już smętów, dajmy wreszcie coś "ku pokrzepieniu". I tak, wymowa całości powieści nie usprawiedliwia takiego optymizmu.

      Zgadzam się z Tobą, że to, że Żeromski nie upaja się mitem Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, ale patrzy realnie (czyli krytycznie) na przeszłość Polski jest tu plusem. Z drugiej strony, ten obraz jest chyba zbyt jednostronny, nie twierdzę, że zbyt krytyczny, ale właśnie zbyt jednostronny, zabrakło tu jakiegoś pozytywnego wzorca. Z jednej strony Żeromski przytłacza czytelnika beznadzieją, z drugiej np. w zakończeniu serwuje mu ten krzepiący obrazek wodza, który dotrzymuje "słowa honoru". To wszystko robi na mnie wrażenie, że autor sam sobie przeczy.

      Przyjrzyjmy się jeszcze postaci Rafała Olbromskiego (świetnie go scharakteryzowałaś w swojej notce). Jaki właściwie jest stosunek Żeromskiego wobec niego? Bo nie wydaje mi się, żeby oceniał go tak krytycznie jak my. Po co on w ogóle Żeromskiemu był? Oczywiście jest taką postacią spajającą te różne scenki rodzajowe w pierwszym i częściowo drugim tomie, które mają dać panoramę życia w Polsce. Ale dlaczego właśnie ktoś taki? Żeromski nie zdawał sobie sprawy, jaką koszmarną postać stworzył, czy zrobił to celowo?

      Zmieniając temat: "dirty" erotyka: "utopienie dzioba i pazurów oczu" rzeczywiście obrazuje dzikość żądzy, takiej bardzo fizycznej, ale jednak ten stylistyczny wygibas mi zgrzyta. Mógł chociażby napisać, że to pazury i dziób spojrzenia ;) Ale tak się zastanawiam, co właściwie opisuje Żeromski, np. w tej scenie nocnej wyprawy Rafała do Heleny, z którą przedtem rozmawiał raz jeden w życiu? Bo dziewczę młode, panienka z dobrego domu, a tam mowa o całowaniu łona, piersiach odkrytych itp. To tylko taka retoryka ówczesnego języka, gdzie "kochanka" znaczyło tyle, co obecnie ukochana, a "odkryte piersi" to po prostu głębszy dekolt, czy Żeromski rzeczywiście opisuje seks?

      Usuń
    2. Tak, to jest duży problem, bo motywację bohaterów można by tu wyjaśnić chyba tylko imperatywem narracyjnym, bo opowieść Ojrzyńskiego jest raczej pacyfistyczna (w tym sensie, że raczej nie wzmaga wojennego zapału, a nawet odwrotnie).

      Myślę, że tych pozytywnych wzorów trochę jest (Gintułt, Trepka, młody Cedro), ale one są napisane mocno niekonsekwentnie. Na przykład ten obraz chłopskiej beznadziei nie zostaje wbrew pozorom przełamany przez tego Michcika, który mimo wszystko idzie do wojska i walczy za "ojczyznę" (bo w sumie za co on walczy, trudno powiedzieć -- chyba za swój własny honor jako żołnierza, bo bycie żołnierzem jest dla niego pierwszym wyznacznikiem tożsamości), więc wyróżnia się z tłumu. Głównie dlatego nie zostaje przełamany, że brakuje tutaj tej refleksji: z chłopami zawsze jest coś nie tak, ze szlachtą też. Wszyscy są cyniczni, patrzą tylko na swój interes, nie interesuje ich nic poza wyznaczonym sobie celem (niezależnie od tego, co to za cel: uwiedzenie kobiety, zwyciężenie w bitwie, zyskanie tytułu i tak dalej). I to zakończenie ten wydźwięk, jakoś przecież interesujący, psuje.

      To jest pytanie, które sama chciałam zadać! Nie wiem, naprawdę nie wiem, po co ten bohater jest taki, jaki jest. Chyba trochę z braku laku -- przez to złe prowadzenie to tu, to tam, z jednej sytuacji w drugą -- i powiedziałabym, że zupełnie mimochodem. Może nas po prostu oburza zamiast wzruszać to jego życie uczuciowe, i stąd nie widzimy tego, co Żeromski w nim naprojektował? A Ty masz jakiś pomysł?

      Doskonałe pytanie: jak to jest z tym seksem u Żeromskiego. Bo że w tych scenach tatrzańskich wszystkie te wydumane, napuszone frazy ukrywają w sumie sytuacje pożycia bohaterów, tego jestem pewna. Ale co z tą nocną wyprawą: no bo czemu takie oburzenie rodziców? Czemu wywożą córkę? Czy tylko dlatego, że sam fakt zezwolenia chłopakowi na nocną wizytę jest kompromitujący? Skłaniałabym się ku tej interpetacji, a te odkryte piersi to moim zdaniem raczej właśnie głębi dekolt albo nisko zawieszona na ramionach koszula nocna.

      No i jeszcze nurtuje mnie jedna kwestia: czemu to się nazywa "Popioły"? Jak sądzisz?

      Usuń
    3. Jeśli chodzi o tytuł, to interpretowałabym go przy pomocy zdania, które wypowiada Wyganowski do Cedry pod koniec sceny w klasztorze: "Jestem proch i popiół.", więc "Popioły" to będzie metafora odnosząca się do polskich napoleońskich żołnierzy.

      Co do Olbromskiego... Mamy bohatera, którego poznajemy we wczesnej młodości i śledzimy jego losy do wieku męskiego. Podczas tego okresu nasz bohater wiele przeżywa, zarówno w wymiarze osobistym, jak i społecznym/narodowym/historycznym. Taki opis sugerowałby bildungsroman, ale jest zupełnie inaczej, bo przecież bohater "Popiołów" ani nie dojrzewa, ani się nie rozwija, ani się nie zmienia. Cały czas pozostaje tym samym samolubnym chłystkiem. Interpretacje postaci Rafała Olbromskiego przychodzą mi do głowy dwie, nie wiem, która jest trafniejsza, bo stosunek autora do niego pozostaje dla mnie zagadką. Żeromski opisuje go w wielu miejscach z ironią i dystansem, ale nie wiem, czy to jest ironia, która ma Rafała zdyskredytować w oczach czytelnika, czy raczej taki pobłażliwy uśmieszek. Bo jeśli stosunek autora do Rafała jest krytyczny, to jego postać będzie służyła dalszej charakterystyce (krytycznej) kraju, którego "kwiat młodzieży" Olbromski reprezentuje, i zrywu, w którym uczestniczy. Ale wydaje mi się, że może być też odwrotnie. To znaczy Żeromski pokazuje wady Rafała, ale bardziej w charakterze śmiesznostek, przywar (nikt nie jest doskonały), niż czegoś, co by go moralnie dyskwalifikowało. I nie wiem, czy Żeromski nie umieścił Rafała w powieści jako takiego everymana, z którym czytelnik mógłby się identyfikować. To dosyć przerażające, ale obawiam się, że Olbromski może być odbierany jako dosyć neutralny obraz młodego mężczyzny.

      Usuń
    4. A co do seksu, to odpowiem w innym kontekście, cytując pewien opis przyrody:

      "Słońce jaśniało. Złotobiałe połyski szły w zabłąkaniu po lesie. Spoczęły na brzozach nagich i żałośnie uroczych, jakoby prześliczne niewiasty zhańbione i obdarte z szat przez brutalną moc..."

      Bezlistne drzewa kojarzą się facetowi (nie wiem, czy autorowi, czy Olbromskiemu, którego oczom ukazał się pewnego ranka ten obrazek) ze zgwałconymi kobietami. Czy to nie jest chore? I jeszcze te "zhańbione niewiasty" mają być "żałośnie urocze". No słów brak. I nigdy bym wcześniej nie pomyślała, że Żeromski może promować kulturę gwałtu.

      Usuń
    5. Dokładnie na tym fragmencie zaczęłam myśleć, skąd tytuł. Bo może też to jest metafora w ogóle tego świata w trakcie przemianiany, że to, co zostaje, to tylko popioły (też z idei: Piotra, Trepki, w końcu i z tej myśli o wolnym państwie). Jak sądzisz?

      To Hannah na Pierogach zwróciła uwagę, że w dziennikach Żeromskiego są te niepokojące cytaty, które wskazywałyby, że Twoja druga interpretacja postaci jest słuszna. A jeśli to faktycznie jest obraz neutralny, to tylko przychodzi załamać ręce. Na szczęście jakoś Żeromski przeewoluował ten typ bohatera i w "Przedwiośniu" wyszło mu już dorzecznie. Dla mnie właśnie w ogóle "Popioły" miejscami są bardzo "Przedwiośniu" bliskie, tak jak pisałam u siebie. Może Baryka to taki Olbromski 2.0, co poszedł po rozum do głowy (a autor przemyślał jego kreację) ;)?

      A ten opis przyrody -- w ogóle to Żeromski odwołuje się tutaj chyba jeszcze do głębszych pokładów paskudnej symboliki (wszystkie te nimfy gonione przez bogów, zamieniane w drzewa -- bo nie chciały się poddać bez walki), ale tak, zgadzam się: koszmarny opis. Przy czym ta seksualność epoki to jest właśnie ten rys: pasywność kobiet przede wszystkim, ta uległość, o której się tam trąbi przez cały czas. A do tego gwałt jawi się tutaj jako już zupełne obnażenie, odarcie -- które zauważ, że wystawia tę kobietę już zupełnie dla męskiego oka (tu Rafała patrzącego na brzozy) i dla wątpliwej "opieki" jako "silniejszego". W pewnym momencie zaczęłam przelatywać wzrokiem przez te opisy, bo wahały się od złych po grafomańskie, także sama na niego nie trafiłam. Dobrze, że go wydobyłaś!

      Ale w sumie to wychodzi nam na to, że w kwestiach społeczno-ustrojowych głos Żeromskiego w "Popiołach" jest nawet ciekawy, ale w obyczajowo-społecznych, zwłaszcza jeśli chodzi o relacje damsko-męskie i pozycję kobiet, to jakiś koszmar!

      Usuń
    6. To by była bardzo pesymistyczna interpretacja, biorąc pod uwagę "pokrzepiające" zakończenie nie wiem, czy nie zbyt pesymistyczna, ale zgadzam się, że ten symbol można odczytywać szerzej. Zresztą popioły pojawiają się jeszcze w innych miejscach, raz w odniesieniu do Heleny, i raz w rozmowie Gintułta z Sokolnickim: "święte popioły rujnujesz i depcesz" - "zburzę święte popioły dla ocalenia żywego miasta"; konfrontacja tych postaw jest zresztą bardzo ciekawym tematem, idealnym na wypracowanie ;). No tak, zdecydowanie tę metaforę można odczytywać szerzej.

      To samo sobie pomyślałam, rzeczywiście Rafał kojarzył mi się trochę z Cezarym Baryką, który też nie był takim kryształowym, jednoznacznie dającym się lubić bohaterem, z tym że postać Baryki jest dużo ciekawsza. I on jest rzeczywiście napisany jako bohater szukający swojej drogi i rozwijający się, a u Rafała tego nie widać.

      To jest taki maleńki fragment, właściwie zaniedbywalny, no bo jak się ma widok brzóz do losów Narodu. I oczywiście można powiedzieć, że to czepianie się słówek, tylko skąd się takie słówka biorą? (Pytanie retoryczne). Żeromski tutaj w taki naturalny i oczywisty sposób łączy erotykę z przemocą... Całe szczęście, że młodzież już tego nie musi czytać. Swoją drogą ciekawe, czy tego typu obrazowanie jest też w innych utworach Żeromskiego.

      Masz rację, a ja w ogóle określiłabym "Popioły" jako szalenie ciekawą powieść (i ciekawe są też te kwestie, które nas dzisiaj rażą, a u Żeromskiego są podane w sposób całkowicie neutralny), tylko niesłychanie nudną w czytaniu.

      Usuń
    7. Bo mnie się w ogóle wydaje, że "Popioły" są pesymistyczne ze wstawkami "ale nie traćmy ducha!" dopisywanymi chyba raczej ad hoc niż planowo.

      Zaczęłam się zastanawiać, jak to jest z tym opisywaniem krajobrazu w innych Żeromskich (ale podejrzewam, że tutaj mamy podobnie, czyli nie chce nam się na razie sprawdzać) i sądzę, że pod tym kątem można by poczytać "Dzieje grzechu". No, ale na razie się nie porwę na pewno ;).

      No i zaczęłam się tak zastanawiać, bo cały czas mnie nurtuje to, że doszłyśmy do wniosku, że "Popioły" są w sumie mizoginistyczne, a tu ta dedykacja dla żony... I tak się zaczęłam zastanawiać, czy to aby nie jest dedykacja dla pierwszej żony? No właśnie, dla tej pierwszej, z którą potem się rozwiódł -- to w ogóle jeszcze inaczej naświetla mi kontekst "Popiołów".

      I podpisuję się wszystkimi kończynami: "Popioły" są koszmarnie nudne. Uff, powiedziałam to ;).

      Usuń
    8. A może "Popioły" to jest powieść celowo napisana w ten sposób, żeby każdy mógł sobie ją interpretować zgodnie ze swoimi zapatrywaniami? Bo właściwie można ją interpretować na dwa zupełnie przeciwstawne sposoby.

      Cha, cha, mnie teraz Żeromski ciekawi, ale zgadłaś, jakoś nie mam ochoty po niego sięgać w najbliższym czasie ;) Ale - tu Cię zaskoczę - mam zamiar obejrzeć ekranizację Wajdy. 4,5 godz :)

      Oczywiście, chodzi o pierwszą żonę i jedyną zresztą (nigdy się nie rozwiedli). Tej drugiej może nawet jeszcze nie znał w tym czasie. Żona go bardzo wspierała, poświęcała się i robiła wszystko, żeby umożliwić mu pracę twórczą. I chyba jakoś wyratowała rękopis, kiedy został skonfiskowany, więc dedykacja jak najbardziej się należy. Ale sądzę, że on nie zdawał sobie sprawy, że dedykuje żonie mizoginistyczny utwór, i podejrzewam, że ówczesne kobiety też go tak nie odbierały.

      Usuń
    9. Byłoby mi miło w to wierzyć, ale wydaje mi się, że to akurat raczej przypadek -- za to dobrze pokazujący taką prawidłowość, że interpretacji w tekście jest duuużo więcej niż sam autor mógłby tam powkładać ;).

      Też myślałam o tej ekranizacji (straszne z nas masochistki! ;)). Ale chyba nie ma go jeszcze w wolnym dostępie, a ja nie wiem, czy aż taka jestem ciekawa, że będę szukała DVD (jeśli jest?) ;).

      Tak, tam była nawet taka historia, że żeby córka Żeromskiego z tego drugiego związku mogła nosić jego nazwisko, musiał interweniować sam prezydent Mościcki (co swoją drogą jest straszne, że tak to wyglądało). I zakładam, że masz rację: że ten mizoginizm mógł być wówczas "przezroczysty" dla czytelników i czytelniczek.

      Usuń
    10. Widzę, że moja wiara w talent Żeromskiego jest jednak silniejsza niż Twoja ;). To tylko przypuszczenie, ale pozwolisz, że jednak go nie odrzucę. Zresztą wydaje mi się to dosyć popularną taktyką twórców, zwłaszcza, jeśli się chce odnieść sukces finansowy.

      Mizoginizm, czy może raczej antyfeminizm "Popiołów" dla (przynajmniej niektórych) czytelników jest przezroczysty do dziś, o czym świadczy dyskusja u Ciebie. Być może mężczyźni niezbyt się zmienili od czasów Żeromskiego, co jest dosyć przygnębiającą wizją, ale na pewno zmieniły się kobiety. I dlatego ta kwestia, przecież bardzo poboczna w powieści, tak bardzo nas zajmuje. Co ciekawe, w "Popiołach" kobiety w wielkiej Historii Narodowej (będącej przecież głównym tematem) w ogóle nie mają udziału, bo Żeromski odmówił im nawet tej tradycyjnej kobiecej roli wysłania dzielnego bojownika o wolność do walki i bycia depozytariuszką narodowych wartości, Matką Polką. Czy możemy w ogóle dyskutować o świadomości narodowej, politycznej, społecznej Elżbiety i Heleny? Nie, bo ich rolą w powieści jest tylko bycie obiektem seksualnym, dzięki ich obecności Rafał może wykazać się "męskością".

      Usuń
    11. A, tu bym dorzuciła właśnie ten cytat, który sobie wynotowałam, że "Białogłowom trudno jest zawsze i nie tylko w tych stronach przeżywać niepokoje, wstrząsające światem". On jest w ustach Elżbiety nieco ironiczny, ale dobrze podsumowuje tę bierność bohaterek Żeromskiego. Przy czym akurat tutaj bym jednak podtrzymała tę wiarę w talent Żeromskiego: bo akurat ten cytat można obrócić na korzyść tych bohaterek -- odstawionych na bok nie tyle przez autora, co przez historię.

      A tak na marginesie: zastanawiam się, w jakich klasycznych powieściach polskich kobiety biorą czynny udział w Sprawie Narodowej? Przychodzi mi na myśl Agnieszka Niechcicówna z "Nocy i dni" i jej zaangażowanie w socjalizm, ale poza tym? Może jeszcze Emilia Plater w "Śmierci pułkownika" Adama Mickiewicza, ale to nie powieść.

      Usuń
    12. Świetny cytat, tylko znów można go interpretować na różne sposoby. Np. tak: "nie zaprzątaj swojej ślicznej główki sprawami, których i tak nie pojmiesz". Fakt, że te słowa akurat wypowiada kobieta wydaje się takie stawianie sprawy legitymizować. Zgadzam się, że 200 lat temu kobiety nie miały zbyt wielu możliwości aktywnego działania, ale nie chodziło mi to u działanie, co o zainteresowanie kobiet czymś więcej, niż tylko flirtami i balami. Zresztą Elżbieta przecież działa, bo organizuje przeprawę Rafała i Cedry. Ale ona traktuje to jako emocjonującą zabawę towarzyską. Więc nie mogę się z tobą zgodzić, że to sama historia rozdała role bohaterkom "Popiołów", autor mógł je poprowadzić zupełnie inaczej.

      Należałoby najpierw zdefiniować "czynny udział". Nie przychodzi mi w tej chwili na myśl żadna powieść, ale jest taki obraz polskiej kobiety utrwalony w naszej kulturze, namacalnie przez Grottgera na obrazie "Pożegnanie powstańca", gdzie kobieta przypina ruszającemu do walki mężczyźnie biało-czerwoną kokardę. Na ile to jest czynna rola, to można by się wspierać, ale pokazuje zaangażowanie patriotyczne kobiet. W "Popiołach" niczego takiego nie ma (a w każdym razie nie u Polek).

      Usuń
    13. Jest właśnie ewentualnie ta Elżbieta -- muszę powiedzieć, że to była bardzo ciekawie napisana postać, póki jej autor nie dopisał tego zauroczenia Rafałem ni w pięć, ni w dziewięć, na zasadzie "zawszem cię kochała, ale zbyt dumna byłam, by się przyznać". Tyle że, no właśnie, to jest taka aktywność pozorowana, trochę niedopowiedziana, Elżbieta -- tu się z Tobą zgadzam jak najbardziej -- najpierw organizuje zabawę w (jakby to nazwać?) przybory toaletowe, kiedy jest dziewczyną, a kiedy jest kobietą -- w przeprawianie powstańców.

      No i tak, ten Grottger się w ogóle wżył w taką naszą wyobraźnię narodową. I nie wiem sama, czy to dobrze, czy jednak nie do końca, bo ta określona rola -- wysyłającej, czekającej, cierpiącej kobiety, to nie jest rola za bardzo ograniczająca. Nie odmawiam jej ważności, po prostu nie wiem, czy nie za bardzo się na niej autorzy nie zafiksowali.

      Usuń
    14. Szkoda, że blogger nie daje możliwości edycji komentarzy, bo zauważyłam, że w poprzednim napisałam "wspierać" zamiast "spierać", plus parę innych literówek, ale mam nadzieję, że moja wypowiedź była wystarczająco zrozumiała ;)

      Co do drugiej części Twojego komentarza, to oczywiście zgadzam się z Tobą, że to jest taki stereotyp, który współczesne (nam) kobiety będą raczej kontestować, ale jak sama napisałaś, nie można tej roli odmówić ważności. Nasz naród by nie przetrwał, gdyby nie było świadomych narodowo kobiet, bo przecież to one wychowywały mężczyzn. Dlatego trochę dziwi mnie, że w "Popiołach" żadna z kobiet nie jest "sprawą polską" w najmniejszym stopniu zainteresowana. Co można by było zrozumieć, gdyby kobiety w powieści nie występowały, ale niestety występują.

      Co do Elżbiety (i nie tylko jej)... jak uważasz, czy w "Popiołach" jest wątek, który można by było nazwać miłosnym? Od razu zaznaczam, że nie uważam, żeby brak wątku miłosnego w powieści w jakikolwiek sposób ją dyskwalifikował. Wiadomo jednak, że czytelnicy lubią takie wątki, dlatego autorzy starają się je wplatać w różne gatunki. I coś takiego zrobił też Żeromski w "Popiołach", tylko moim zdaniem bardzo nieumiejętnie.

      Usuń
    15. Była :). Ale fakt, szkoda -- myślę, że pójdą w końcu z duchem czasu i dodadzą taką funkcję.

      Bardzo dobre pytanie! Wydaje mi się, że to, co jest między Rafałem i Heleną jest tylko dodatkiem, a moją tezę opieram na tym, w jaki sposób to zostało napisane: dość kuriozalnie, strasznie manierystycznie i mocno "z doskoku". Już to chyba mówiłam, ale powtórzę, że gdyby wyciąć te sceny, to w zasadzie niewiele by się zmieniło. Może poza wyjściowym punktem wygnania Rafała z domu, ale to tyle. To, co się dzieje między Rafałem i Elżbietą też jest dość dziwaczne: na początku jeszcze w miarę spójne (=nie chce Rafała, jest niezależną kobietą, w dodatku z wyższej sfery), potem charakter Elżbiety zmienia się post factum na inny (=zawsze kochała Rafała). Także powiedziałabym, że niespecjalnie. A Ty jak sądzisz?

      Usuń
    16. No właśnie. Mnie też się wydaje, że Żeromski dodał te wątki dla "uatrakcyjnienia" powieści i nie mają one jakiegoś głębszego znaczenia - i nie nazwałabym ich watkami miłosnymi. Ale wydaje mi się, że wątek Elżbiety jest jednak bardziej spójny niż wątek Heleny - poza tą deklaracją, która pada z jej ust: "ciebie jednego kochałam", bo wiadomo, że chodzi tylko o seks. Natomiast cała historia z Heleną jest rzeczywiście kuriozalna. Helena powinna była zniknąć z powieści z chwilą, kiedy wilki zjadły Baśkę (swoją drogą, to Baśki najbardziej żal). Bo tutaj też o nic innego niż seks chodzić nie może, ale autor stara się to - bardzo nieumiejętnie - ubrać w szaty wielkiej romantycznej miłości, z bardzo nijakich bohaterów zrobić parę kochanków przeklętych przez los. To mnie właśnie w tym wątku najbardziej zirytowało, te opisy niebiańskiego szczęścia i DUCHOWEJ rozkoszy doznawanej przez bohaterów, którzy zostali skonstruowani tak, że zupełnie nie jestem w stanie uwierzyć, że do takich przeżyć są zdolni. Psychologia naprawdę szwankuje w "Popiołach", całe szczęście, że później autor się rozwinął ;)

      Usuń
    17. No to się zgadzamy (opis konania konia jest swoją drogą bardzo przejmujący i faktycznie najbardziej w całej tej sytuacji żal Baśki -- przy czym Rafał nie jest jeszcze wtedy taki okropny, nie wiemy, co też nas jako czytelników z nim czeka, ale muszę powiedzieć, że opis masakry dokonanej na wilku jest makabryczny). I zgadzamy się też co do tego, że się Żeromski znacznie poprawił -- chociaż nadal mam wrażenie, że jeśli chodzi o wątek pańszczyźniany i dekonstrukcję mitu napoleońskiego, to "Popioły" czytać bardzo warto -- szkoda tylko, że z bohaterami tak nie wyszło.

      Usuń
    18. Z pewnością "Popioły" warto czytać, właśnie ze względu na te wielkie tematy, całkowicie się z Tobą zgadzam, choć wymaga to sporo samozaparcia ;)

      Usuń

Dziękuję za komentarz.