sobota, 19 grudnia 2015

Emma zilustrowana

O ile wiem, do rąk polskich czytelników nie trafiło jeszcze ani jedno ilustrowane wydanie żadnej z powieści Jane Austen - i raczej nie zanosi się na to w najbliżej przyszłości. Być może wiąże się to z faktem, że popularność Austen to w Polsce zjawisko zaistniałe dopiero w kilku ostatnich dekadach, kiedy czas świetności książek ilustrowanych (mam na myśli oczywiście literaturę przeznaczoną dla dorosłych czytelników) już dawno minął. Zupełnie inaczej ta sprawa przedstawia się w ojczyźnie pisarki (lub szerzej: w krajach anglosaskich), gdzie ilustracje jej dzieł pojawiły się kilkanaście lat po pierwszych wydaniach i wciąż powstają nowe. Jednak pierwsze w ogóle ilustracje powieści Jane Austen pochodzą z... Francji. "Pirackie" - najprawdopodobniej spadkobiercy pisarki nie byli świadomi ich istnienia - francuskie przekłady wydano z ilustracjami na frontyspisach już w latach 20. XIX w.



Pierwsze angielskie wydanie "Emmy" zawierające ilustracje ukazało się w roku 1833 nakładem londyńskiego wydawcy Richarda Bentleya. Każda z książek - w serii wydano wszystkie powieści Austen - zawierała dwie ilustracje wykonane techniką stalorytu, na frontyspisie i na stronie tytułowej. Ryciny wykonał William Greatbatch na podstawie rysunków George'a Pickeringa, o którym nie udało mi się dowiedzieć niczego, poza datami jego narodzin i śmierci (1794-1857). Poniżej frontyspis "Emmy". Ilustracja przedstawia scenę malowania portretu Harriet.

Emma, 1833. Frontyspis, fragment. Pickering/Greatbatch

Zwraca uwagę całkowite zlekceważenie realiów i estetyki epoki Jane Austen. Postaci są ubrane w stroje z lat 30. XIX w., a cała scena jest uromantyczniona; fałdy draperii w oknie i sukni kobiet są ciężkie, ale dynamiczne (już czuć ten wiatr hulający po wrzosowiskach), pozy teatralne, a pomieszczenie spowija tajemniczy mrok. Takie podejście jest do pewnego stopnia zrozumiałe. Niecałe dwie dekady po pierwszym wydaniu, czytelnicy wciąż mogli odbierać powieści Jane Austen jako utwory współczesne. Moda i estetyka uległy zmianie, ale styl życia nie zmienił się zbytnio, dlatego zapewne Pickering postanowił ubrać bohaterki we współczesne stroje i umieścić je we współczesnych dekoracjach, odpowiadających aktualnym gustom. Gorzej, że nadał postaciom tak nieprzyjemne rysy twarzy. A może to romantyczne fryzury są tak nietwarzowe? Wznowienia tej edycji wydawano aż do lat 90. XIX w. Wiecej ilustracji Pickeringa/Greatbatcha można znaleźć na moim Pintereście.

Ilustratorzy innych edycji, które pojawiały się w kolejnych dekadach, również przyjęli strategię uwspółcześniania ilustracji. Możemy więc natknąć się na Lizzy Bennet w sukni z lat 1850. i Fanny Price ubraną w strój z lat 1870. Prawdopodobnie istnieje też Emma w podobnych ubiorach, jednak nie udało mi się znaleźć ilustracji "Emmy" z tego okresu. Nad czym nie boleję, bo jestem zdecydowanie przeciw takim ilustracyjnym anachronizmom. Szybkim krokiem przejdę więc do przełomu XIX i XX w., kiedy na scenę wkraczją bracia Brock oraz Hugh Thomson, najsłynniejsi ilustratorzy Austen.

Hugh Thomson (1860-1920) był bardzo cenionym ilustratorem, jego prace wywarły duży wpływ na współczesnych mu kolegów po fachu. Kiedy przystąpił do ilustrowania "Emmy", miał już na koncie sporo prac, w tym "Dumę i uprzedzenie". "Emma" ukazała się w roku 1896 nakładem londyńskiego wydawnictwa Macmillan & Co. Thomson nareszcie odrzucił wiktoriańskie dekoracje i przedstawił bohaterów Austen zgodnie z realiami jej czasów. Jego ilustracje są do dziś najczęściej reprodukowane i można je znaleźć również we współczesnych wydaniach.





Emma, 1896. Hugh Thomson

Co ciekawe, ale i nieco irytujące, Thomson często wybierał do ilustracji sceny, które właściwie nie wydarzyły się w powieści, a zaistniały jedynie w relacji - lub nawet tylko wyobraźni - któregoś z bohaterów. Jest na przykład pędzący swoim powozem pan Suckling, a także "wesoła wdówka", która miałaby według pomysłu pani Elton zaopiekować się Emmą w Bath. Więcej ilustracji Thomsona można znaleźć TUTAJ.

Charles Edmund i Henry Matthew Brock, urodzeni w - odpowiednio - roku 1870 i 1875, interesowali się architekturą, wnętrzami i ubiorami końca XVIII i początku XIX stulecia. W swoim atelier, które dzielili z bratem Richardem, malarzem pajzażystą, zgromadzili kolekcję przedmiotów z epoki. To umożliwiło im oddanie realiów powieści Austen w historycznie wierny sposób. Ale dali Austen coś jeszcze: kolor. W 1898 roku nakładem J.M. Denta, wydawcy z Londynu, ukazała się 10-tomowa edycja wszystkich sześciu powieści Jane Austen, ilustrowana przez obu braci. Każda z książek (dłuższe powieści zostały wydane w dwóch tomach) zawierała pięć ilustracji i frontyspis, "Emma" otrzymała więc w sumie 12 ilustracji. Były to konturowe rysunki tuszem kolorowane akwarelą. Poniżej zamieszczam cztery z nich.

Emma, 1898. C.E. i H.M. Brock


    
Edycja okazała się dużym sukcesem i doczekała się kilku reprintów, także w Ameryce. Ugruntowała również pozycję obu braci jako ilustratorów. Przedstawione scenki są ciepłe i sympatyczne, a dbałość o szczegóły i historyczna akuratność godne podziwu.

W latach 1907-09 C.E. Brock, tym razem sam, ponownie przystąpił do ilustrowania dzieł Austen, również dla Denta. "Emma", teraz w jednym tomie, została wydana w r. 1909. Zawierała 24 kolorowe ilustracje wykonane akwarelą. Delikatne akwarele Charlesa Brocka do dziś pozostają ukochanymi przez fanów Austen ilustracjami.

Chwila, która przesądziła o przyszłości panny Taylor

W bawialni pań Bates

Emma, 1909. C.E. Brock
  

To, jak dobrze te słodkie obrazki korespondują z rzeczywistym klimatem powieści Jane Austen, pozostaje kwestią osobistych preferencji i interpretacji, ale trzeba przyznać Brockowi, że kostiumy uchwycił znakomicie, z dokładnością co do roku. Zastanawia mnie jednak dobór scen do ilustracji. Zabrakło kulminacyjnej sceny na Box Hill (w obu przypadkach), a znalazło się miejsce dla krowy Martinów.
Wszystkie ilustracje Charlesa i Henry'ego Brocków można znaleźć TUTAJ.

Teraz znów przeskoczę kilka dekad, do roku 1948, kiedy Macdonald & Co. wydaje w Londynie kolejną ilustrowaną edycję "Emmy". Ilustratorem jest Philip Gough, a ilustracji jest w sumie, łącznie z frontyspisem, siedem. Do początku lat 60. w serii Macdonald Illustrated Classics wydano również pozostałe pięć powieści Austen z jego ilustracjami. Nie wszystkie uważam za udane, np. "Mansfield Park" według mnie Gough zilustrował słabo. Jednak jego prace z "Emmy" należą do moich ulubionych. Nie tak dosłowne jak wcześniejsze ilustracje, właściwie dosyć schematyczne i pozbawione zbędnych szczegółów. Sentymentalizm został zastąpiony poczuciem humoru. Wyraźnie widać w nich czasy, w których powstały, styl lat 30. i 40., pobrzmiewają jakieś echa art deco, ale jednocześnie bardzo dobrze oddają klimat czasów Jane Austen.

Frontyspis



Emma, 1948. Philip Gough


Box Hill również tutaj brak, ale za to mamy "wycieczkę krajoznawczą" do Donwell Abbey. Więcej ilustracji Gougha można obejrzeć TUTAJ.

Przenosimy się teraz już do czasów zupełnie nam współczesnych i wreszcie znajdziemy słynną scenę z Box Hill, "nieładnie, Emmo!", najbardziej dramatyczny moment w relacji Emmy i Knightleya. Nie mam na myśli ilustracji do książki, choć być może takie też się pojawiły, ale serię sześciu znaczków wydanych w 2013 r. przez Royal Mail z okazji 200-lecia "Dumy i uprzedzenia". Każdą powieść Jane Austen reprezentowała jedna ilustracja, zamówiona specjalnie na tę okazję. Ich autorką jest Angela Barrett.

2013, Angela Barrett


Jeśli chodzi o współczesne lustracje książkowe, dosyć ciekawe są te autorstwa Jacqui Oakley do wydanej przez Amazon serii The Complete Novels of Jane Austen – the Heirloom Collection.


Emma, 2012. Jacqui Oakley

Styl przypomina kreskę komiksową, ale wydaje mi się, że mają też jakąś elegancję i wdzięk XIX-wieczny. (Więcej na stronie Jacqui Oakley). Ta druga ilustracja przedstawia, jak sądzę, Emmę i Harriet udające się do biednych i po drodze przyglądające się plebanii. Domostwo jest jednak zbyt okazałe jak na siedzibę pana Eltona (wątpię, by jakakolwiek plebania mogła tak wyglądać). Spójrzmy, co było inspiracją:


Jest to nawiązanie do miejsca urodzenia Austen. Ilustracja pochodzi z "Memoir of Jane Austen" Jamesa Edwarda Austen-Leigh i przedstawia dwór w Steventon w Hampshire. Za czasów Austen tę rezydencję zamieszkiwała rodzina Digweedów. Pisarka urodziła się oczywiście na plebanii, która była znacznie skromniejsza:


A więc, używając kluczowego w "Emmie" słowa, blunder?

Na koniec wisienka na torcie, najdziwniejsza książkowa adaptacja "Emmy". Cozy Classics, czyli "Emma" dla niemowląt. Książeczka streszcza "Emmę" w dwunastu słowach, którym towarzyszy dwanaście ilustracji. A są nimi zdjęcia filcowych kukiełek! Jest to na swój sposób urocze, choć osobiście nie widzę w tej publikacji większego sensu. Prawdę mówiąc, widzę raczej bezsens. Mimo wszystko - ciekawostka. Istnieją też różne edycje dla przedszkolaków i młodszych nastolatków. Poszperajcie w sieci, jeśli jesteście ciekawi.

 



























Kurier Festiwalowy Nr.4

Dziś o "Emmie" piszą jeszcze:

Rozkminy Hadyny - "Świętujemy! Austen polskim głosem, czyli o polskich tłumaczeniach Emmy"
Pierogi pruskie - "Ema Woodhouseová i Jane Austenová albo o przekładach Jane Austen na czeski"

A jutro, jak co miesiąc dwudziestego, zapraszam na Piknik z Klasyką. Spotkamy się oczywiście na Box Hill, będziemy spożywać truskawki, a przy okazji poplotkujemy z Pyzą o dżentelmenach z Highbury.

Linki do wszystkich festiwalowych wpisów znajdują się też w Archiwum Festiwalu.

---
Źródła ilustracji:
http://www.gettyimages.com
http://www.solitary-elegance.com/emma-03.htm
http://www.mollands.net/etexts/emma/emmaillus.html
https://www.fulltable.com/vts/aoi/g/emma/a.htm
http://jacquioakley.com
http://metro.co.uk
http://www.mycozyclassics.com/

14 komentarzy:

  1. Cudny wpis, tyle dobra w jednym miejscu! :D

    A mnie się nawet ta strategia Thomsona podoba: bo wtedy ilustracja nie jest taka zupełnie "służebna", ale dopełnia fabułę, pokazuje to, co znamy w niej "z drugiej ręki". Ciekawe, czy taki był zamiar? Czy po prostu autor miał ciągoty do pokazywania tego, co "poza kadrem"?

    No i ten Frank Churchill, co śpiewa znowu (tym razem z kolorze) -- świetna jest ta ilustracja. Czy tam za nim to zdegustowany pan Knightley :)? Ach, no i ten kocur później, w bawialni Batesów -- taki zadowolony z wyglądu, chociaż na podłodze przysiadł ;). Kukiełkowa "Emma" -- ciekawe i może nie do końca bez sensu? Wydaje mi się, że to jakoś interesujący sposób przybliżania klasyki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to bardzo ciekawe, co kieruje ilustratorami w doborze materiału. Jest też ilustracja pana Westona puszczającego latawce z Henryczkiem ;)
      Ale moim zdaniem, ilustracje zestawione ze sobą powinny opowiadać historię, Thomson wtrąca te błahostki, które z zasadzie sprowadzają na manowce.

      Masz na myśli tego młodego w niebieskim wdzianku? Trochę jakby za młody. Raczej stawiałabym na jakiegoś Cole'a czy Coxa.

      Usuń
    2. Rozumiem. Ale wiesz, teraz mam wrażenie, że to coś w rodzaju takiego ilustrowanego fanfika, całkiem przyjemnie tak zajrzeć za plecami bohaterów, co też porabiają. Nie da to co prawda żadnego pojęcia o całości i o fabule, ale jest jakoś... sympatyczne ;)? Przy czym rozumiem Twoje stanowisko :).

      Tak, tego właśnie. Ta naburmuszona mina kazała mi strzelać w Knightleya ;).

      Usuń
    3. Możesz mieć rację z tym Knightleyem. W końcu wiemy przecież, że dobrze się trzymał, a tu widać też, że był z niego przystojniak ;)

      Usuń
  2. Nie zastanawiałam się nigdy nad ilustracjami, ale faktycznie, dzięki nim książka nabiera jakiegoś specyficznego kolorytu. Szkoda, że u nas raczej się książek nie ilustruje, a przynajmniej ja kojarzę obrazki właśnie z klasyką, i to w starszym wydaniu.

    Z jakiegoś powodu strasznie mi się podoba, że istnieje ilustracją przedstawiająca krowę Martinów :)
    A wydanie dla niemowląt! Że też ktoś to kupił XD Ale ten ostatni obrazek jest nieziemski, parsknęłam śmiechem na widok obrażonej Emmy - kukiełki z założonymi rękami i wymachującego pana Knightleya : D

    Karmena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, ta krowa Martinów, to też jest ilustrowanie tego, co się dzieje "poza kadrem". Sama w sobie bardzo sielska :)

      No właśnie, te kukiełki są fantastyczne, a jak wiele wyrażają! Historia też zostaje opowiedziana, mimo wszystko, biorąc pod uwagę formę, całkiem nieźle. Z drugiej strony to jakby spojlerowanie dziecku przyszłej lektury.

      Usuń
  3. Rewelacyjny post, czytałam z ogromnym zainteresowaniem :-). Najbardziej podobają mi się ilustracje Hugh Thomsona, a zaraz potem Charlesa Brocka, chętnie oba takie wydania postawiłabym na własnej półce ;-). Żal, że dziś ilustracja w książkach dla dorosłych praktycznie nie istnieje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, żal... Ale ja sobie kiedyś kupiłam tanie wydanie "Perswazji" Wordsworth Classics z ilustracjami Thomsona. Ale Brock w kolorze chyba byłby zbyt drogi do wydrukowania w tanich wydaniach ;)

      Usuń
  4. Czekałam na ciszę w domu, aby delektować się czytaniem dzisiejszych postów. Mnie osobiście urzekają grafiki Hugh Thomson oraz akwarelowe Brocka. Pełne są uroku, romantyczności, takiej specyficznej tkliwości. Czarują odbiorcę. Szkoda rzeczywiście, że jeszcze nie pokuszono się dotąd w Polsce o wydanie ilustrowanej wersji książek Jane Austen. Myślę, że cieszyłyby się powodzeniem. Wystarczy przytoczyć ilustrowaną wersję "Pana Tadeusza". Oczywiście wiem, że to "nasz" Mickiewicz, ale zapewne i na Jane Austen znaleźliby się chętni nabywcy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, z książek dla dzieci ilustracje też zresztą znikają. Nie mogę np. odżałować, że zginęła mi "Niekończąca się opowieść" z ilustracjami Boratyńskiego (które zresztą w dzieciństwie wywoływały we mnie niepokój, ale teraz bardziej bym je doceniła).
      A ilustrowaną Austen chętnie bym kupiła :)

      Usuń
  5. Super! Coś czuję, że muszę zainwestować w kolejne wydania Emmy (a mam już trzy!).

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz.