Warto czasem sięgnąć na zakurzoną półkę i zetrzeć pył z okładki jakiegoś zapomnianego klasyka. W krótkim czasie trwania naszej piknikowej akcji zdążyłam się już o tym przekonać kilkukrotnie. Warto było i tym razem, powiedzmy to sobie bez ogródek. Warto tym bardziej, że zapoznanie się ze „Zbrodnią Sylwestra Bonnard” Anatole’a France’a nie zajmie nam wiele czasu.
Ta króciutka, licząca zaledwie sto kilkadziesiąt stron powieść, składa się dwóch części: „Polano” i „Joasia Alexandre”, powiązanych osobą narratora i bohatera, starego filologa, historyka i bibliofila Sylwestra Bonnard. W dzienniku pana Bonnard, bo taką formę przybiera powieść, wpisy pojawiają się nader rzadko: raz na rok lub nawet kilka lat. Wyjątkiem są okresy burzliwych zawirowań w jego życiu, jak wyprawa na Sycylię po cenny manuskrypt czy znajomość z wnuczką niegdysiejszej ukochanej, sierotą bez grosza przy duszy. Z tego dziennika wyłania się obraz życia starego kawalera pełen ciepła, ale i melancholii. Sylwester Bonnard spędza swe dni w towarzystwie kota Hamilkara, pod skrzydłami troskliwej, choć apodyktycznej gosposi Teresy, wśród książek i pism, oddając się badaniom historii opactwa Saint Germain des Prés, nad którego monografią pracuje już od lat czterdziestu.
„Przepędziłem zimę przykładnie jak mędrzec in angelo cum libello i oto jaskółki z quai Malaqais po powrocie zastają mnie takim mniej więcej, jakim mniej opuściły. Kto mało żyje, mało się zmienia, a prawie nie jest życiem trawienie dni nad starymi tekstami.”
Eugène Galien-Laloue "Opactwo St.Germain des Prés" (fragment) |
Jaką więc zbrodnię mógł popełnić tak uroczy i zacny człowiek? W powieści widzimy dwie, lecz słowo „zbrodnia” należy tu ująć w ironiczny cudzysłów. Pierwszą był czyn prawy, lecz według prawa przestępczy. Drugą, określoną tak przez samego Bonnarda, było drobniutkie, biorąc pod uwagę skalę, pofolgowanie własnym namiętnościom w wielkim akcie samowyrzeczenia. Ale prawdziwą zbrodnią Sylwestra Bonnard było co innego: pozwolenie, by miłość do starych pism wzięła górę nad miłością do życia. Bo taka to jest przewrotna książka.
Wydanie Czytelnika z 1959 (źródło) |
Nie będę rozwodzić się bardziej szczegółowo nad fabułą „Zbrodni…” i głębiej jej w tym miejscu analizować, bo przypuszczam, że jest to obecnie książka nieznana większości czytelników. Nie chcę psuć przyjemności odkrywania samemu „co było dalej” tym, którzy, mam nadzieję, zechcą po nią sięgnąć. O „Zbrodni…” pisze też dzisiaj oczywiście Pyza z Pierogów pruskich i właśnie tam (a dokładnie TUTAJ) zapraszam do dyskusji – zbieramy nasze opinie w jednym miejscu, więc opcja komentarzy pod moim wpisem jest wyłączona.
***
Za miesiąc, na szóstym już Pikniku z klasyką, przyjrzymy się dokładnie „Małym
kobietkom” Louisy May Alcott. Zapraszam!
---
Anatol France, „Zbrodnia Sylwestra Bonnard”. Tłumaczył Jan Sten. Wydawnictwo
Zielona Sowa, Kraków 2005.