poniedziałek, 1 grudnia 2014

Birdsong

*** "Birdsong" (2012). Kadr z filmu ***


Odwieczny dylemat* - co lepiej zrobić najpierw: obejrzeć film, czy przeczytać książkę? Oba podejścia do tego problemu mają swoje zalety i wady. Czytając powieści, zazwyczaj wyobrażam sobie, jakie świetne filmy można by zrobić na ich podstawie. Jednak prawda jest taka, że kiedy ogląda się ekranizację ulubionej książki, to nawet jeżeli jest ona arcydziełem, trudno się powstrzymać od reakcji typu: zaraz, zaraz, to było inaczej, to opuścili, a tamtego w ogóle nie było. Dlatego skłaniam się raczej ku opcji, żeby (jeśli mamy taki wybór) dać najpierw szansę adaptacji filmowej. A potem sięgnąć po książkę. Bo książka to zazwyczaj dużo, dużo więcej.

Tę konkretną parę filmowo-książkową zauważyłam już prawie dwa lata temu, ale tak się złożyło, że zupełnie przegapiłam polskie wydanie książki (luty 2014), a film obejrzałam dopiero w miniony weekend. "Birdsong" to dwuczęściowy brytyjski film zrealizowany dla telewizji BBC na podstawie powieści Sebastiana Faulksa pod tym samym tytułem. W wersji polskiej nadano mu bardzo wyeksploatowany tytuł "Wojna i miłość", na szczęście książka ukazała się jako "Ptasi śpiew". Po obejrzeniu filmu spodziewam się po niej wszystkiego najlepszego.

*** "Birdsong" (2012). Kadry z filmu ***
***

Jest rok 1916. Francja. Młody Anglik, porucznik Stephen Wraysford (Eddie Redmayne) w okopach na linii frontu zachodniego I wojny światowej powraca pamięcią do czasów swojej jedynej, krótkiej miłości. Sześć lat wstecz, gdy jako praktykant w fabryce tekstyliów w Amiens, bardzo blisko miejsca, gdzie znajduje się teraz, mieszkał w domu swojego pracodawcy, przeżył romans z jego młodą żoną. W filmie sekwencje z roku 1916 są przeplatane scenami z roku 1910 pokazującymi historię tej zakazanej miłości. Rzeczywiście mamy więc tu "wojnę i miłość" i film mógłby z łatwością osunąć się w stronę kiczu i nadmiernego sentymentalizmu, ale tak się nie stało (choć zakończenie budzi u mnie pewne zastrzeżenia).

"Birdsong" jest filmem eleganckim, pięknym plastycznie i dopracowanym w każdym szczególe. Płynie powolnym rytmem, pełno w nim długich, intensywnych spojrzeń, zamyśleń, pauz. Wolne tempo nie jest tu jednak wadą, przeciwnie, bardzo pasuje do tej opowieści. Nawet sekwencje frontowe, choć niepozbawione dramatyzmu i napięcia prowadzone są w jakby spowolnionym rytmie. Napięcie nie jest rodem z filmów akcji, jest to raczej wyczuwalny stały ciężar przytłaczający bohaterów i wydaje mi się, że "Birdsong" bardzo dobrze pozwala wczuć się widzowi w klimat wojny pozycyjnej.

Od strony wizualnej część wojenna filmu pokazana jest w przytłumionej, wyblakłej palecie barw, kontrastującej ze scenami sprzed wojny, wywołującymi skojarzenia z Arkadią. Intensywne kolory, zieleń, kwiaty, bujne ogrody, piękne wnętrza, wspaniałe stroje sprawią niemałą przyjemność wielbicielom filmów kostiumowych. Z perspektywy kurzu okopów to wszystko sprawia wrażenie raju utraconego. Ale życie w tej Arkadii jest oczywiście dalekie od beztroski. Isabelle Azaire (Clémence Poésy) jest nieszczęśliwa w małżeństwie i choć wszystkie okoliczności zdają się pchać ją i Stephena ku sobie, to jednak wydaje się również oczywiste, że ich uczucie/namiętność, stojące w sprzeczności z powinnością, nie może przynieść obojgu szczęścia.

Jednak emocjonalnie to sceny wojenne są mocniejszą częścią filmu. Okrucieństwo wojny momentami pokazane jest w sposób bardzo naturalistyczny. Śmierć żołnierzy jest bezsensowna, zarówno w sensie uniwersalnym - bo jaki był sens i cel tamtej wojny, w imię czego walczyli i umierali młodzi chłopcy i ojcowie rodzin? - jak i jednostkowym. Oglądając sekwencję pokazującą natarcie Anglików w czasie bitwy nad Sommą, wiemy, że żołnierze idą na rzeź, nie będąc w stanie osiągnąć celów militarnych sztabu. Podobnie jak u Remarque'a w "Na zachodzie bez zmian" żołnierze giną również w momencie, kiedy wojna właściwie przestała się już toczyć.

Nie mam zastrzeżeń do występu Clémence Poésy, choć równocześnie wydaje mi się, że gdyby zastąpić ją inną blond aktorką o delikatnej urodzie, nie wpłynęłoby to zasadniczo na wartość filmu.W rolach drugoplanowych wystąpili też między innymi Matthew Goode (jako kapitan Gray), Richard Madden (jako kapitan Weir) i Joseph Mawle (jako Jack Firebrace). W pamięć zapada szczególnie rola - i postać - tego ostatniego. Ale "Birdsong" to właściwie film jednego aktora. Jeżeli więc komuś nie odpowiada uroda Eddie'ego Redmayne'a, on sam, albo obsadzenie go w roli - jak to się kiedyś mówiło - amanta (podejrzewam, że teraz mówi się romantic lead), to właściwie może sobie ten film podarować. Moim zdaniem trudno wyobrazić sobie lepszego odtwórcę roli Wraysforda. (Stephen Wraysford dla mnie już zawsze będzie miał twarz Eddie'ego Redmayne'a - co mi zupełnie nie przeszkadza). Specyficzny typ urody Eddie'ego predestynuje go do ról wrażliwych, nieco zagubionych chłopców i do grania postaci młodszych niż on sam (oraz do mówienia o nim "Eddie"). Zaskoczyło mnie jednak, jak dobrze wypadł w roli Stephena z roku 1916, już nie chłopca, ale mężczyzny, którego wrażliwość musiała zostać stępiona przez lata w okopach, wyalienowanego, zimnego, nieco antypatycznego, nawet bezwzględnego.

Oglądając "Birdsong" łatwiej jest zrozumieć, dlaczego I wojna światowa tak mocno odcisnęła się w zbiorowej świadomości wielu narodów - choć nie w naszej. Polecam. A po książce spodziewam się dużo, dużo więcej.


*** "Birdsong" (2012). Kadr z filmu ***




  

---
"Birdsong"/"Wojna i miłość". Working Title Films dla BBC (2012). Reż. Philip Martin. Scenariusz Abi Morgan na podstawie powieści Sebastiana Faulksa.

* "Odwieczny" w sensie całkiem dosłownym, bo przenoszenie literatury na ekran jest zjawiskiem prawie tak starym jak samo kino. Pierwszą zekranizowaną książką było "Quo vadis", a stało się to w roku 1912 (podaję za Wikipedią).

3 komentarze:

  1. Czy film jest/był szerzej dostępny? Co prawda wolałabym najpierw przeczytać książkę, ale to może jeszcze potrwać lata.;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Film wyświetlała telewizja BBC, w Polsce prawdopodobnie też, ale dawno. Można obejrzeć w Internecie :)

      Tak, to straszne, jak wiele jest książek, które chciałoby się przeczytać ;)

      Usuń
    2. Jeśli można w internecie, to pewnie kiedyś go znajdę. Albo prędzej doczekam projekcji w TVP.;)
      Wolę nie myśleć o tych setkach książek, które każdy mól książkowy chciałby skonsumować.;(

      Usuń

Dziękuję za komentarz.