niedziela, 29 listopada 2015

SZTUKA CZYTANIA: Mały chłopiec, wielka księga


*** Johann Zoffany (1733-1810), "Wielebny Randall Burroughs i jego syn Ellis" (1769) ***


Nie jestem pewna, czy panowie czytają, czy tylko oglądają obrazki, ale scenka jest urocza, zaskakująco ciepła i swobodna.

Zoffany urodził się w Niemczech, ale większość swojego życia spędził w Anglii, gdzie cieszył się mecenatem samego króla Jerzego III.

środa, 25 listopada 2015

Winter is coming!




Tytuł dzisiejszego wpisu nie oddaje dokładnie obecnej sytuacji pogodowej - zima już nadeszła. Ale nie chodzi o raport meteorologiczny, tylko o książkową fotoilustrację. Chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego tę psią głowę głowę białego wilkora można uznać za ilustrację do książki. Wilkor ze zdjęcia prywatnie jest moim słodkim pieseczkiem i właściwie mógłby grać jeszcze jednego bohatera literackiego. Zgadniecie, kogo mam na myśli?


niedziela, 22 listopada 2015

SZTUKA CZYTANIA: Prerafaelicka św. Cecylia


*** John William Waterhouse (1849-1917) "Św. Cecylia" (1895) ***

22 listopada to wspomnienie św. Cecylii, rzymskiej patrycjuszki z III w., która została męczennicą, a Kościół katolicki, właściwie za sprawą pomyłki, czci ją jako patronkę organistów, chórzystów i lutników, oraz muzyki kościelnej i muzyków w ogóle. Jej atrybutami są instrumenty muzyczne, cytra, lutnia, harfa, organy, a także wieniec z białych i czerwonych róż, symbolizujący niewinność i męczeństwo. W malarstwie św. Cecylia pojawia się najczęściej grając na instrumencie.

Związany z grupą prerafaelitów John William Waterhouse, angielski malarz urodzony w Rzymie, na obrazie przedstawiającym św. Cecylię umieścił jej wszystkie tradycyjne atrybuty, ale samo jej przedstawienie nie jest tradycyjne. Święta śpi z księgą na kolanach, w ogrodzie, wśród krzewów róż. Zasnęła, słuchając anielskiej muzyki.




Obraz zaprezentowano w Królewskiej Akademii Sztuki w roku 1895. Towarzyszył mu cytat z "The Palace of Art" Tennysona:
In a clear walled city on the sea,
Near gilded organ pipes - slept St. Cecily.
 

piątek, 20 listopada 2015

PIKNIKI Z KLASYKĄ: Charles Dickens, "Samotnia"



Przeczytanie „Samotni” należy do poważnych przedsięwzięć czytelniczych: ponad tysiąc stron drobnym druczkiem. Współcześni Dickensa mogli sobie tę przyjemność rozłożyć na raty, powieść ukazywała się w odcinkach pomiędzy 1852 a 1853. Co miesiąc można sobie było za szylinga kupić broszurkę zawierającą zazwyczaj trzy rozdziały „Bleak House” i dwie ilustracje autorstwa Phiza. Dzisiaj widok opasłego tomu o pożółkłych kartkach być może odstręcza czytelników. Tak, kartki na pewno będą pożółkłe, bo „Samotnia” ostatni raz była wydana w Polsce 40 lat temu (Czytelnik 1975, w tłumaczeniu Tadeusza Jana Dehnela)! Było to zresztą w ogóle jedyne do tej pory pełne wydanie tej powieści po polsku. Przyznam się, że odkrycie tego faktu mnie zdumiało, bo „Samotnia” jest uznawana przez wielu za największe osiągnięcie Dickensa, zajmuje poczesne miejsce w kanonie literatury światowej, co samo w sobie może być wystarczającym powodem, żeby się z nią zapoznać. A jeśli to się komuś wyda niewystarczającym powodem, powiem więcej: po ponad 160 latach „Samotnię” wciąż się świetnie czyta. Z chęcią postawiłabym sobie własny egzemplarz na półce. Wydawcy! Czytelnicy domagają się wznowienia „Samotni”!

środa, 18 listopada 2015

Jeden dzień Dorriga Evansa. Richard Flanagan, „Ścieżki Północy” – recenzja



   
Zazwyczaj Nagrodę Bookera otrzymują bardzo dobre książki, ale w tym roku wyróżniliśmy arcydzieło” – powiedział o „Ścieżkach Północy” A.C. Grayling, przewodniczący jury ubiegłorocznej edycji Man Booker Prize1. Nie uważam powieści Flanagana za arcydzieło. Nie jestem nawet pewna, czy jest to bardzo dobra książka (co zakrawa na bluźnierstwo, zważywszy na laur, jakim uhonorowano autora). Ale nie ulega wątpliwości, że „Ścieżki Północy” to książka, którą warto przeczytać, a Richard Flanagan jest pisarzem zasługującym na uwagę.

wtorek, 17 listopada 2015

MARTWA NATURA Z KSIĄŻKĄ: "Emma", eskapistycznie


W czasie ubiegłego bardzo ponurego weekendu (niestety nie mam tu na myśli pogody), pewnie nie tylko mnie było trudno skupić się na spokojnej lekturze. Mimo to, jedną książkę udało mi się skończyć. O niej napiszę jutro, bo jej temat jest równie przytłaczający jak wydarzenia z Paryża, choć kontekst zupełnie inny - mówi o tym, co, i w imię czego, człowiek jest w stanie zrobić drugiemu człowiekowi.

Ale to jutro, a dziś chwila wytchnienia. Uciekniemy do świata, który jest uporządkowany i przewidywalny, a przyszłość świetlana (zwłaszcza, jeśli się ma ze trzydzieści tysięcy funtów na trzy procent). Świata, w którym możemy się zajmować wyłącznie malowaniem i układaniem szarad, ewentualnie zbieraniem truskawek, jeśli szarady nas znużą. Krótko mówiąc, proponuję chwilę w towarzystwie Emmy.





czwartek, 12 listopada 2015

Stary człowiek, pszczoły i harmonika szklana. Mitch Cullin, "Pan Holmes" - recenzja


               


It was a slight trick of the mind, a game of sorts, though often beneficial: Within the rocks’ domain, he could meditate, thinking warmly of those who were gone – and later, when stepping beyond the patch, whatever grief he’d brought into the space was kept there, if only for a short time. “Mens sana in corpore sano” was his incantation, spoken once inside the patch, repeated afterword when stepping from it. “Everything comes in circles, even the poet Juvenal.”
Był to taki trik umysłu, swoista gra, która jednak często okazywała się zbawienna: w obrębie kamieni Holmes mógł oddawać się kontemplacjom, myśląc ciepło o tych, którzy odeszli – a później wychodził poza krąg, uwolniony choćby na krótką chwilę od smutku, który go przygnał między kamienie.
    Mens sana in corpore sano – brzmiało jego zaklęcie, wypowiadane po wejściu w krąg i powtarzane przy wychodzeniu. – Wszystko zatacza koła, nawet poeta Juwenalis.

Tłum. Nina Dzierżawska
                    

Zastanawia mnie zwyczaj wydawnictw promowania publikowanych książek jako czegoś zupełnie innego niż to, czym są w rzeczywistości, i sprzedawania ich tym czytelnikom, którzy w konsekwencji najprawdopodobniej poczują się rozczarowani. Coś takiego chyba przydarzyło się wydanemu we wrześniu „Panu Holmesowi”.

Książka ukazała się u nas dopiero w tym roku, ale nie jest to rzecz nowa. Mitch Cullin opublikował „A Slight Trick of the Mind” – taki jest oryginalny tytuł – w r. 2005, a więc już dekadę temu. Powieść przeżyła swoisty renesans w zeszłym roku, kiedy rozeszła się wieść o powstającej ekranizacji z Ianem McKellenem w roli głównej. Pojawiły się wznowienia, sypnęło znów recenzjami w prasie, a nawet wystosowany został pozew sądowy o naruszenie praw autorskich wobec pisarza i producentów filmu, a wobec samego Cullina również o plagiat. (Przedstawiciele spadkobierców Doyle’a twierdzą, że postać Sherlocka-Holmesa-na-emeryturze jest w USA wciąż objęta majątkowymi prawami autorskimi). To wszystko świadczy z jednej strony o sukcesie powieści, ale z drugiej o tym, że towarzyszący jej rozgłos zawdzięcza pośrednictwu wielkiego ekranu. Polski przekład też zapewne powstał na fali zainteresowania filmem (który jednak jakoś wciąż nie może się u nas doczekać dystrybucji, choć premierę na świecie miał na początku roku). Tytuł polskiej edycji nawiązuje właśnie do filmu („Mr. Holmes”) zamiast do subtelnego (i znacznie trudniejszego do przetłumaczenia) tytułu powieści. „Wyobrażasz sobie Sherlocka Holmesa na emeryturze? Masz rację, to niemożliwe!” – możemy przeczytać na skrzydełku okładki. W tym momencie przed oczami staje nam obraz dziarskiego staruszka, który pomimo trapiących go dolegliwości związanych z wiekiem, jeszcze raz dowiedzie swojego geniuszu, w błyskotliwy sposób rozwiązując jakąś niezwykle zawikłaną zagadkę kryminalną sprzed lat. Ale ten, kto właśnie tego będzie oczekiwał od „Pana Holmesa”, zapewne się zawiedzie.

piątek, 6 listopada 2015

MARTWA NATURA Z KSIĄŻKĄ: Listopad


Miałam zamiar napisać dziś o nowej książce, ale kiedy człowiek chory - a to właśnie mi się przytrafiło - to nie zawsze ma ochotę na wysiłek intelektualny. Dlatego w zamian postanowiłam obfotografować książkę starą. Poza tym czytanie tej właśnie książki tak mnie obecnie pochłania, że nie chciałam jej porzucać na czas potrzebny do napisania recenzji. Jeśli ktoś jest znużony tym, że ostatnio wszystkie książki pojawiają się u mnie w towarzystwie róż, to bardzo mi przykro, ale ten stan jeszcze trochę potrwa. Do czasu aż mróz zetnie wszystkie pąki. A co to za książka? Wyjaśni się to niebawem, a tymczasem - wracam do lektury.
 



wtorek, 3 listopada 2015

Sarah Waters, "Złodziejka". Pozwól się oszukać



Chciałaby panienka poznać swoją przyszłość? Można odczytać ją z kart. Król karo, rycerz pik. Królowa karo. Dwójka kier. Podróż i bogactwo. Miłość.

Ale co jest prawdą, a co grą? I kto rozdaje w niej karty?

Londyn, rok 1862. Wiatr hula, deszcz zacina, psy wyją, a ogień na kominku i nikłe płomyki lamp naftowych nie są w stanie rozproszyć mroku. W taki wieczór do domu w podejrzanym zaułku, zajmowanego przez równie podejrzanych pana Ibbsa, panią Sucksby oraz dziwną gromadkę ich „podopiecznych”, wkracza Richard Rivers zwany Dżentelmenem, i składa wychowanicy pani Sucksby propozycję nie do odrzucenia. Jej przedmiotem jest udział w iście szatańskim przedsięwzięciu. W ten sposób splatają się ścieżki Susan Trinder, sieroty z półświatka, córki morderczyni, i Maud Lilly, panienki z wyższych sfer, również sieroty, która od swego wuja i opiekuna – w tym miejscu nazwijmy go bibliofilem – otrzymała nader szczególne wychowanie. Wkrótce Susan opuszcza Londyn i udaje się na wieś, do posiadłości Briar, gdzie zostaje pokojówką panny Lilly. Jeśli wiecie cokolwiek o pisarstwie Sary Waters, to możecie się domyślić, że między młodymi kobietami, a właściwie dziewczynami, które dopiero poznają same siebie, coś się wydarzy. Coś, czego żadna z nich się nie spodziewała. To jednak dopiero początek tej opowieści, bo przecież Susan nie przybyła do Briar tylko po to, żeby ubierać panienkę i dotrzymywać jej towarzystwa. Powierzono jej jeszcze inne zadanie, które skrzętnie skrywa przed Maud.

niedziela, 1 listopada 2015

SZTUKA CZYTANIA: Madonna z książką

Wczoraj za sprawą naszej rozmowy o twórczości M.R. Jamesa po Czytam to i owo... snuły się duchy i demony, ale dzisiaj już zupełnie po chrześcijańsku, kolejny odcinek cyklu "Madonna z książką". A jako że dzisiaj przypada święto Wszystkich Świętych, Madonna pojawia się właśnie w towarzystwie świętych, na obrazie autorstwa Ambrosiusa Bensona (Ambrogio Benzone) - urodzonego  we Włoszech niderlandzkiego malarza okresu renesansu.



*** Ambrosius Benson, "Madonna z Dzieciątkiem i świętymi" (1530-32)***