piątek, 30 grudnia 2016

PIKNIKI Z KLASYKĄ: Straszny dwór. "Jalna" Mazo de la Roche



  

Czytanie „Jalny” to była dla mnie swego rodzaju podróż sentymentalna. Bo ja tę powieść (a także większość cyklu o rodzinie Whiteoaków) już kiedyś czytałam. Złamałam więc tutaj zasadę, którą kierujemy się z Pyzą, że tematem naszych Pikników mają być książki, których dotychczas nie przeczytałyśmy. Było to – czytanie „Jalny” – jednak na tyle dawno, że uznałam, że powrót do tej lektury jest usprawiedliwiony. Rzut oka na datę wydania uświadomił mi, że musiałam się zapoznać z „Jalną” jako jedenastolatka, co mnie samą nieco zaskoczyło, bo to nie jest najbardziej oczywisty wybór czytelniczy dla jedenastolatki. Powiedzmy sobie otwarcie, to nie jest proza young adult (jak się obecnie mówi) w stylu innej słynnej Kanadyjki, L.M. Montgomery. (Chociaż, jak się teraz nad tym zastanawiam, to właśnie to skojarzenie musiało mnie do tych książek przyciągnąć: tu Kanada, tam Kanada, a pamiętam też, że wówczas marzyłam o zamieszkaniu w Kanadzie (zresztą dziś też, gdyby nadarzyła się taka okazja, zapewne chętnie bym z niej skorzystała)). Mazo de la Roche zdecydowanie celowała w dorosłego odbiorcę, czy też raczej odbiorczynię, bo przecież czytelnikami powieści obyczajowych są w większości kobiety (w ogóle czytelnikami są w większości kobiety). Tak, „Jalna” to obyczajówka, a nie romans, gdyby ktoś – patrząc na okładki większości edycji, choć akurat nie tej, o której piszę, ta ma okładkę bardzo przyzwoitą – miał wątpliwości. 

wtorek, 6 grudnia 2016

Kobieta w zielonej sukni. Kobieta? – Diana Gabaldon, „Lord John and the Private Matter”( „Lord John i sprawa osobista”)




Ponieważ w tym roku mój blog bardzo podupadł (mam jednak wielką nadzieję, że podźwignie się w 2017), nie dziwi mnie wcale, że w wyzwaniu „Zielona sukienka” również panuje zastój. Ale wyzwanie jednak trwa i wciąż można przesyłać swoje zgłoszenia, do czego gorąco zachęcam.

Tak się nieszczęśliwie złożyło, że wśród moich tegorocznych lektur również panowała posucha na zielone sukienki, dopiero niedawno natknęłam się na zieloną suknię, która nie tylko się w książce pojawia, ale w dodatku odgrywa istotną rolę w fabule.

Londyn, rok 1757. Pewnego przyjemnego czerwcowego dnia angielski arystokrata major John Grey dokonuje bardzo nieprzyjemnego odkrycia. Natury osobistej. Nie chodzi o jego sobę, ale sprawa dotyczy kogoś, kto niedługo ma wejść do rodziny majora. To znaczy ożenić się z jego kuzynką. A na to w zaistniałych okolicznościach, jeśli to rzeczywiście prawda, a nie pomyłka, Grey nie może pozwolić. Jakby tego było mało, spada na niego jeszcze jeden niemiły obowiązek: major Grey zostaje wyznaczony do przeprowadzenia śledztwa w sprawie brutalnego morderstwa popełnionego na żołnierzu z jego pułku. Sprawa jest delikatna i nagląca, bo zaginęły również poufne dokumenty wojskowe, które byłyby łakomym kąskiem dla walczących z Anglikami Francuzów, a zamordowany żołnierz był podejrzewany o szpiegostwo. I tak wkraczamy w świat angielskiej armii i arystokracji, i tajnych służb, by razem z lordem Johnem przemierzać londyńskie zaułki i zaglądać do przybytków uciech i domów schadzek... dla specyficznej klienteli. Podążamy śladem tajemniczej kobiety w zielonej aksamitnej sukni, która może być kluczem do rozwiązania obu zagadek. Albo zaprowadzić Greya w ślepy zaułek.