niedziela, 20 marca 2016

PIKNIKI Z KLASYKĄ": Prowincjonalne misteczko "Middlemarch" George Eliot





Przyznam się, że "Middlemarch" to mój pierwszy kontakt z twórczością George Eliot - tylko po części satysfakcjonujący. Tu muszę się przyznać również do drugiej rzeczy: nie skończyłam jeszcze lektury i w chwili, gdy czytacie ten tekst, ja wciąż tkwię w prowincjonalnym angielskim miasteczku na przełomie lat 20. i 30. XIX w.* Po pierwsze przewidziałam zbyt mało czasu na przeczytanie tej, jednak bardzo obszernej, powieści, a po drugie - zbyt późno zorientowałam się, że nie mam skąd zdobyć polskiego przekładu i jestem zmuszona czytać "Middlemarch" w oryginale. Tutaj czekała mnie kolejna niemiła niespodzianka. O ile do tej pory angielska dziewiętnastowieczna literatura nie sprawiała mi poważniejszych trudności językowych, przez prozę George Eliot brnę jak po grudzie. Jej złożone zdania są dla mnie na tyle zawiłe, że nawet jeśli rozumiem każdą poszczególną frazę, to złożenie ich wszystkich i wydobycie ogólnego sensu zdania sprawia mi niekiedy spore problemy. Poza tym Eliot pisze bardzo rozwlekle, a jej nieskończenie długie akapity potrafią być nużące i, nie potrafię tego ukryć, po prostu nudne. Nie oznacza to, że tak właśnie określiłabym całą powieść - "Middlemarch" nie jest nudne, ale jest to książka, która może sprawić czytelnikowi, a zwłaszcza nie-Brytyjczykowi, spore trudności. Wikipedia poinformowała mnie, że Virginia Woolf określiła "Middlemarch" jako "jedną z niewielu angielskich powieści napisanych dla ludzi dorosłych". Nawet jeśli nie całkiem zgadzam się z tą opinią, to wcale mnie ona nie dziwi - wszystko w tej powieści sugeruje, że mamy do czynienia z poważnym dziełem dla poważnych czytelników: począwszy od męskiego pseudonimu autorki (naprawdę Mary Ann Evans), poprzez poważny, skomplikowany język (przebłyski humoru pojawiają się od czasu do czasu, ale nie nadają tonu stylowi powieści), rozmach dzieła, głębię i złożoną tematykę.

środa, 2 marca 2016

Krótka literacko-filmowa historia walca.* Część I





Początek był taki:

Znowu zaczął się taniec i przez czas jakiś zabawialiśmy się splataniem i rozplataniem ramion. Z jakimże powabem, z jaką lekkością poruszała się! A gdy przyszło do walca i zaczęliśmy się toczyć dokoła siebie, niby dwie kule, szło nam zrazu nieskładnie, gdyż większość tańczących nie umiała tańczyć walca, z czego powstał pewien zamęt. Uczyniliśmy roztropnie i pozwoliliśmy się im wyhasać. Gdy najniezdarniejsi usunęli się z pola, zaczęliśmy wirować i wraz z drugą parą, Audranem i jego danserką, trzymaliśmy się mężnie. Nigdy mi dotąd nie szło tak dobrze. Nie czułem się istotą ludzką. Trzymałem w objęciach niezrównane stworzenie, szalałem niby burza, miotająca się wokół i oto… na uczciwość powiadam ci, uczyniłem ślub, że nie zezwolę pod żadnym warunkiem, choćby szło o me własne życie, by dziewczyna, którą będę kochał, do której będę miał prawo, tańczyła walca z kimś innym poza mną. Wszak mnie rozumiesz!

Johann Wolfgang von Goethe, "Cierpienia młodego Wertera"
Tłum. Franciszek Mirandola