wtorek, 9 września 2014

Z MOJEJ PÓŁKI: sir Arthur i ktoś jeszcze

(Wpis pierwotnie opublikowany 10.05.2014 na moim starszym blogu "Dom Pracy Twórczej TARNINA")




Nie tylko jego dzieła wciąż inspirują (patrz: fenomenalny, inteligentnie zabawny "Sherlock" na miarę naszych czasów), również życie sir Arthura Conan Doyle'a jest pożywką dla współczesnej twórczości. Doyle - niespełniony okulista, ale uznany pisarz, szacowny ojciec rodziny i członek elity edwardiańskiej Anglii jest jednym z tytułowych bohaterów powieści Juliana Barnesa "Arthur & George", niezwykłej podwójnej biografii. Drugim jest George Edalji, syn anglikańskiego pastora, skromny prawnik.

Arthur i George żyją w różnych światach, ich ścieżki skrzyżują się w pierwszych latach XX w. w dramatycznych okolicznościach. W wiosce Great Wyrley dochodzi do serii brutalnych okaleczeń zwierząt. Oskarżenie pada na George'a, który zostaje postawiony przed sądem i otrzymuje drakoński wyrok. Oskarżenie jest absurdalne i nie ma żadnych racjonalnych podstaw. George zostaje wytypowany jako sprawca wyłącznie z jednego powodu: lokalna społeczność jest zdania, że "żaden Anglik nie byłby zdolny do popełnienia takiej zbrodni", a społeczność ta widzi w George'u obcego. George bowiem, choć urodził się w Anglii, otrzymał angielskie wychowanie i wykształcenie i sam uważa się za Brytyjczyka, w pełni identyfikując się z brytyjską kulturą, przez innych nie jest tak postrzegany. Różni go jeden, z pozoru bez znaczenia, szczegół: nieco ciemniejszy odcień skóry. Ojciec Georga, ów anglikański pastor, wyemigrował do Anglii z Indii - jest Hindusem.


Pomimo oczywistych błędów w dochodzeniu i postępowaniu sądowym George zostaje skazany na ciężkie roboty i nie ma żadnej możliwości odwołania - w Anglii nie funkcjonują wówczas sądy apelacyjne, wyrok jest ostateczny. Wtedy właśnie w życie George'a wkracza Arthur. Doyle na chwilę wciela się w swojego bohatera Sherlocka i prowadzi śledztwo, które ma wskazać prawdziwego sprawcę wydarzeń z Great Wyrley. Organizuje też kampanię społeczną mającą na celu oczyszczenie imienia George'a, która wpłynęła na wprowadzenie do systemu wymiaru sprawiedliwości sądów apelacyjnych.

Julian Barnes dotarł do listów, dokumentów sądowych, rządowych raportów i tekstów z ówczesnych gazet związanych ze sprawą z Great Wyrley. Na jej kanwie snuje opowieść o brytyjskości, tożsamości, rasizmie, winie. Ale również o miłości, wierności i granicach poznania. Sprawa procesu George'a i walki o jego uniewinnienie jest klamrą spinającą powieść, ale w warstwie fabularnej poznajemy też dzieciństwo obydwu bohaterów, a także ich późniejsze losy. Barnes pokazuje również dzieje pierwszego małżeństwa Doyle'a, jego związku z Jean Leckie, z którą Doyle ożeni się po śmierci pierwszej żony, a także zaangażowania pisarza (lekarza i racjonalisty!) w ruch spirytystyczny. Fascynująca lektura.

A wracając do "Sherlocka", który zasługuje na osobny esej (ale się powstrzymam), to nie przypominam sobie, kiedy ostatnio oglądałam serial, który tak by mnie rozbawił. Jednak widzom TVP2, którzy musieli oglądać go w tłumaczeniu i z lektorem, należą się wyrazy współczucia, w telewizyjnym tłumaczeniu "Sherlock" był dwa razy mniej śmieszny niż w oryginale. Tłumacz serialu chyba nie zrozumiał niektórych żartów i sytuacji, a w wielu przypadkach zamiast tłumaczyć słowa bohaterów, obrażał inteligencję widzów (zapewne sądził po sobie) i tłumaczył, co bohaterowie mają na myśli. A inteligencja to tutaj słowo-klucz. No skandal jednym słowem.

---
Julian Barnes "Arthur & George". Świat Książki, Warszawa 2010. Przekład Joanna Puchalska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz.