środa, 13 maja 2015

Carlos María Domínguez, "Dom z papieru"


"Dom z papieru" to cacko, które przeleżało osiem lat w magazynie, żeby w końcu wpaść w moje ręce za cenę pęczka rzodkiewek. Mała książeczka, której z pewnością nie można nazwać powieścią - jest zaledwie opowiadaniem. Nieco ponad sto niewielkich rozmiarów stron z grubego, kremowego papieru, zadrukowanych czcionką w łagodnym dla oka brązowym kolorze. Przyjemnie wziąć ją do ręki, ale też lektura "Domu z papieru" sprawia dużo przyjemności, choć nie jest to czytelnicza uczta. Raczej przystawka, albo deser.

"Dom z papieru" to hołd złożony książkom.
"Są […] moimi przyjaciółmi. Dają mi schronienie. Cień latem. Osłaniają mnie od wiatrów. Książki są moim domem."

Domínguez opowiada o intymnych relacjach książek i ludzi. "Stosunki ludzkości z tymi trwałymi przedmiotami, zdolnymi przekroczyć jeden wiek, dwa, dwadzieścia, pokonać, że tak powiem, piasek czasu, nigdy nie były niewinne. Przywiązały do celulozowej masy, miękkiej i niezniszczalnej, jakieś ludzkie powołanie." 

Nieuchwytny bohater "Domu z papieru", z którym czytelnik nigdy nie staje oko w oko, a poznaje go tylko z opowieści osób trzecich, książki kochał namiętnie. Gotów wydać na nie wszystkie pieniądze, odstąpić im całą przestrzeń swojego mieszkania. Nie był typowym bibliofilem, który czerpie przyjemność z posiadania pięknych i rzadkich egzemplarzy, drogocenne inkunabuły traktował tak, jak zupełnie tuzinkowe współczesne wydania. Książki służyły mu do czytania. Były, bez żadnej przesady, treścią jego życia.

Nie tylko "książki zmieniają los ludzi". "Widziałem książki podłożone pod zbyt krótką nogę stołu, przekształcone w stolik nocny, spiętrzone w kształcie wieży i przykryte serwetką; wiele słowników prasowało i przyciskało przedmioty znacznie częściej, niż były otwierane, i niemało książek przechowywało listy, pieniądze i sekrety ukryte na regałach. Ludzie też mogą zmieniać przeznaczenie książek."

Opowiadanie oparte jest na pomyśle przeniesienia metafory na poziom dosłowności - oczywiście wykreowana w ten sposób literacka rzeczywistość również jest metaforą. Której głębi, przyznam się, nie mam wielkiej ochoty roztrząsać, bo to opowiadanie jako całość mnie nie porwało. Wydało mi się jednak nieco pretensjonalne i napuszone. Co nie zmienia faktu, że smakowanie poszczególnych akapitów, chłonięcie malowanych w nich obrazów sprawiło mi dużą satysfakcję. Jak już wspomniałam, czytelnik "Domem z papieru" raczej się nie naje, a przynajmniej nie stało się to moim udziałem, ale na zaostrzenie apetytu - świetna rzecz.

---
Carlos María Domínguez, "Dom z papieru". Przełożył Andrzej Sobol-Jurczykowski. Świat Książki, Warszawa 2007.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz.