poniedziałek, 2 lutego 2015

Charlotte Gray

"Charlotte Gray", Vintage
To moje drugie spotkanie z Sebastianem Faulksem. O "Ptasim śpiewie", wcześniejszej książce tego autora, pisałam w grudniu. Osoby, którym spodobał się "Ptasi śpiew" mogą sięgnąć również po "Charlotte Gray", bo książka do niego nawiązuje: Charlotte jest córką kapitana Graya, jednego z drugoplanowych bohaterów "Ptasiego śpiewu", choć w zasadzie brak powiązań fabularnych. (Sięgnąć trzeba po wydanie angielskie, powieści nie przetłumaczono na język polski).

Tytułowa bohaterka, młoda Szkotka, chcąc włączyć się w wysiłek wojenny swojego kraju, w roku 1942 wyjeżdża do Londynu. Po przybyciu do stolicy poznaje Petera Gregory'ego, angażującego się w straceńcze misje porucznika RAF-u. Świetnie mówiąca po francusku Charlotte otrzymuje propozycję współpracy z Sekcją G (fikcyjna wersja SOE). Charlotte i Peter zakochują się w sobie, jednak ich romans wkrótce zostaje przerwany wiadomością o zaginięciu Gregory'ego podczas misji nad Francją. Charlotte pomyślnie kończy szkolenie w Sekcji G, niedługo ma zostać przerzucona do Francji i wykonać tam pierwsze zadanie. Postanawia wykorzystać tę okazję i spróbować odnaleźć ukochanego.

"Charlotte Gray" mogłaby być szpiegowskim thrillerem wojennym z romansem w tle. Mogłaby - gdyby jej autorem nie był Faulks, który ma zdecydowanie inne ambicje (choć ma w swoim dorobku również jedną część przygód Jamesa Bonda). "Charlotte Gray" jest więc powieścią wielowątkową, opowiadającą o polityce francuskiej lat czterdziestych, antysemityzmie, holocauście, moralności. Faulks zagłębia się w psychikę swoich postaci, a także w relacje rodzinne. Powracają tematy obecne w "Ptasim śpiewie", echa "wielkiej wojny" wciąż prześladują bohaterów, którzy muszą się zmierzyć z nowym kataklizmem. Jest wielka miłość, są też - jak na thriller szpiegowski przystało - gry i gierki tajnych służb. Ta mnogość, waga i różnorodność tematów wydaje się wręcz zbyt wielka jak na jedną książkę i gdyby wziął ją na warsztat mniej sprawny pisarz, całość mogłaby się okazać mało strawna. (Z całą pewnością obfitość tematów jest zbyt duża, żebym potrafiła wszystkie swoje spostrzeżenia na temat książki zmieścić w jednym wpisie). Faulks sobie z tym radzi i powieść czyta się dobrze, ale jednocześnie mam wrażenie, że autor stara się przekonać czytelnika, że znajduje się na innej literackiej półce niż ta, na której jest w rzeczywistości.

Charlotte, zrzucona na terytorium Francji, trafia do małego miasteczka w "wolnej strefie", rządzonej przez marionetkowy gabinet marszałka Pétaina z Vichy. Jej kontaktem jest młody architekt Julien Levade, szef lokalnej komórki sponsorowanego przez Brytyjczyków ruchu oporu. Julien pomaga również ukrywać dwóch żydowskich chłopców, André i Jacoba, których rodzice zostali deportowani. Nie zdoławszy się dowiedzieć niczego o losie ukochanego, Charlotte postanawia nie wracać planowanym transportem do Anglii i przyłączyć się do siatki Juliena. Oficjalnie zostaje gosposią u jego ojca, mieszkającego w willi poza miasteczkiem Auguste'a Levade'a - żołnierza w poprzedniej wojnie, ekscentrycznego malarza, który stracił talent, francuskiego patrioty, gorliwego katolika, a z pochodzenia Żyda. W r. 1943 tylko ten ostatni fakt będzie miał znaczenie dla jego dalszego losu.

Jeśli chodzi o fabułę powieści, to można oczywiście stwierdzić, że od początku wiadomo, jak rzecz się skończy. Ale nie miałam wrażenia podążania jakimś utartym schematem. Charlotte wróci bezpiecznie do Anglii lub nie. Odnajdzie Petera lub nie. A może tamta wielka miłość (którą, prawdę mówiąc, czytelnik musi przyjąć trochę "na wiarę") wyblaknie i zostanie przesłonięta przez nowe uczucie? Bo przecież Julien z pewnością mógłby być kimś więcej niż współpracownikiem z ruchu oporu. Jaki los czeka André i Jacoba, starego Levade'a, a wreszcie samego Juliena? Znając realia historyczne (a jeśli nie znamy, to z książki Faulksa sporo się dowiemy) możemy snuć domysły, ale być może pisarz nie zdecyduje się na opisanie najbardziej statystycznie prawdopodobnych przypadków? Przyznam się, że przynajmniej co do rozwiązania jednego wątku obstawiałam inne zakończenie. Fabuła "Charlotte Gray" ma jednak pewną szczególną cechę - jest nią dziwne, falujące napięcie. Zbierają się czarne chmury, niemal cierpnie nam skóra w oczekiwaniu na rozwój sytuacji - z pewnością tragiczny dla naszych bohaterów - po czym napięcie opada, czasem na zasadzie "z dużej chmury mały deszcz" (a więc jakby rozczarowująco), po to, by za jakiś czas znów zaczęło narastać. Nie jestem pewna, czy to błąd w sztuce, czy Faulks buduje sytuacje, których nie umie potem w odpowiedni sposób rozwiązać, czy też jest to przemyślany, celowy zabieg. Dochodzę jednak do wniosku, że to falujące napięcie jest zaletą powieści.

Nie zdążę już napisać o tym, czy Sebastian Faulks jest dobrym psychologiem dziecięcym i że w tej powieści zburzył mój obraz kapitana Graya, który sobie stworzyłam czytając "Ptasi śpiew", i o wielu innych kwestiach. Zainteresowanych odsyłam do książki. Na zakończenie wspomnę o polskim akcencie, który pojawia się w "Charlotte Gray". Najbliższym przyjacielem Petera Gregory'ego jest Borowski "a Polish pilot of daring but erratic skill whose survival was a cause of constant wonder" (tzn. pilotował z "ułańską fantazją"). To taka "męska przyjaźń" towarzyszy broni, żaden nie wie chyba nic o przedwojennym życiu drugiego, i bardzo niewiele o obecnym prywatnym życiu, ale widać, że ta relacja, a nawet zwyczajne przebywanie w swoim towarzystwie, wiele dla obu znaczy. Borowski nie jest istotną postacią dla rozwoju akcji (zresztą sam Gregory też jest w powieści głównie nieobecny) i został scharakteryzowany zaledwie kilkoma zdaniami. Ale co mnie w jego postaci rozbawiło, to fakt, że Faulks opisał Borowskiego tak, że sami (tzn. my, Polacy) inaczej byśmy tego nie zrobili. Dzielny, odważny pilot (o "fantazji" już wspominałam), wspaniały kompan (oczywiście do kieliszka też), zapewne - choć to nie jest napisane, ale nietrudno nam to sobie wyobrazić - przystojny i mający powodzenie u kobiet, poza tym świetny mechanik i bardzo zaradny człowiek, potrafiący sobie wszystko "zorganizować" (te zdolności do "organizowania" są może nawet ciut za daleko posunięte). Za Borowskiego przyznaję Faulksowi dodatkowy punkt, chociaż ciekawi mnie, czy przeciętny brytyjski albo amerykański czytelnik powieści Faulksa zdaje sobie sprawę, skąd się wziął Polak wśród pilotów RAF-u, i że takich jak on było więcej (w powieści wspomniany jest jeszcze jeden polski pilot, który nie miał tyle szczęścia, co Borowski).

Sebastian Faulks wciąż pozostaje dla mnie pisarzem, o którym nie mam wyrobionej jednoznacznej opinii, ale który intryguje mnie na tyle, że mam zamiar sięgnąć po co najmniej jeszcze jedną jego książkę. Na podstawie "Charlotte Gray" powstał w 2001 r. film z Cate Blanchett, o ile pamiętam raczej przeciętny, książka jest zdecydowanie bardziej godna polecenia.



*** Cate Blanchett jako "Charlotte Gray" (2001), reż. Gillian Armstrong. Kadr z filmu. ***


---
Sebastian Faulks, "Charlotte Gray". Vintage, London. Pierwsze wydanie 1999.

2 komentarze:

  1. Dużo dobrego kiedyś o tej książce czytałam (mam ją nawet na półce) i wydaje się, że Blanchett została idealnie wybrana do roli Charlotte. Ona jest taka retro.;)
    Jak miło, że polski lotnik nie nazywa się Kowalski albo Nowak.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno Cate Blanchett była jasnym punktem tego filmu - bo jest bardzo dobrą aktorką i rzeczywiście kostiumy z lat 40 do niej pasują - ale Charlotte moim zdaniem powinna być bardziej dziewczęca.

      Jeśli chodzi o książkę to warstwa faktograficzna była dla mnie bardzo ciekawa, sporo miejsca jest poświęcone polityce rządu Vichy, a nie jest to temat często poruszany. Poza tym podrzuca kilka tematów do refleksji. O ile w "Ptasim śpiewie" postacie kobiece nie bardzo się Faulksowi udały, tutaj Charlotte wydała mi się ciekawa, natomiast Gregory był raczej płaski. W sumie najgorzej powieść sprawdza się w kategorii "melodramat".

      Usuń

Dziękuję za komentarz.