czwartek, 31 grudnia 2015

Magdalena Grzebałkowska, „1945. Wojna i pokój”


31 grudnia to albo czas podsumowań, albo przygotowań do szampańskiej zabawy. U mnie podsumowań przy tej okazji nie będzie, zamiast tego postanowiłam po prostu napisać o kolejnej przeczytanej książce. Z góry przepraszam, że tematyka tego wpisu nie licuje z nastrojem dzisiejszego dnia. Będzie to spojrzenie 70 lat wstecz: w końcu roku 2015 patrzę na rok 1945 oczami Magdaleny Grzebałkowskiej i jej bohaterów. Książka ukazała się w kwietniu, a więc straciła już status nowości i czuję się zwolniona z „obowiązku” recenzowania – jej recenzji zresztą ukazało się bardzo wiele – i przedstawię po prostu swoje wrażenia z lektury w formie luźnych uwag, niekoniecznie całkiem wyważonych.

Zacznę od tego, że bardzo na tę książkę czekałam. O tym, że Magdalena Grzebałkowska pisze książkę o roku ’45 dowiedziałam się kiedyś z radia, w wywiadzie autorka mówiła o tym przedsięwzięciu w sposób, który zgadzał się z moimi przemyśleniami: że to był temat spychany na margines, przemilczany, że wiemy bardzo niewiele o tym, jak wyglądało wtedy życie zwykłych ludzi, bo wszelkie niewygodne kwestie były przykrywane przez oficjalną propagandę. Że ci, którzy te czasy przeżyli, nigdy o nich nie mówili, a my nie pytaliśmy – pewnie nigdy nie przyszło nam to do głowy. Że właśnie odchodzą ostatni świadkowie tego czasu i mamy ostatnią szansę, żeby usłyszeć ich bezpośrednie relacje. Ja już straciłam szansę, żeby zapytać moich dziadków jak wtedy było, co czuli w roku 1945, kiedy wojna wreszcie się skończyła i nastał... właśnie, co wtedy nastało?

niedziela, 27 grudnia 2015

Festiwal Dwustulecia "Emmy" - podsumowanie



Powyższy obrazek przypomina mi kartkę świąteczną. Możemy sobie wyobrazić, że to trzej królowie podążający na spotkanie z Dzieciątkiem - wyjątkowo nie na wielbłądach lub im podobnych stworzeniach, jak zazwyczaj ich sobie wyobrażamy, ale powozem zaprzężonym w parę koni (dzięki moim "studiom" nad środkami transportu w powieściach Jane Austen wiem, że tym powozem jest chaise). Obrazek jest w rzeczywistości ilustracją do "Emmy" autorstwa Philipa Gougha. Ilustracją jak najbardziej na czasie, przedstawia powrót Woodhouse'ów w wigilijną noc z przyjęcia w Randalls. Poświąteczna niedziela jest chyba dobrym momentem na podsumowanie Festiwalu.

środa, 23 grudnia 2015

Naprawdę jaka jesteś, Emmo…



Zamierzam stworzyć bohaterkę, której nikt oprócz mnie nie będzie lubił…” Tak zapowiedziała Jane Austen, przystępując na początku roku 1814 do pisania nowej powieści. Ile w tym stwierdzeniu prawdy, a ile przekory? „Emma” jest o zagadkach, Emma jest zagadką. Nic nie jest takie, jakim się wydaje, ostrzega czytelnika autorka już na początku. Nie przypadkiem Emma i jej przyjaciółka zabawiają się kolekcjonowaniem szarad.  Masz przed sobą szaradę, czytelniku, zdaje się mówić Jane Austen, czy uda ci się ją rozwiązać? P.D. James, angielska autorka kryminałów, nazwała „Emmę” powieścią detektywistyczną. „Detektywistyczna” zagadka jest oczywiście związana z pojawieniem się w mikrokosmosie Highbury światowego młodzieńca. Jaki jest naprawdę i jakie są jego prawdziwe intencje? To ważne pytanie dla głównej bohaterki, ale Emma musi odkryć jeszcze ważniejszą tajemnicę, poznać samą siebie. 

Jak większość powieści Jane Austen, „Emma” to przede wszystkim bildungsroman, towarzyszymy protagonistce we wkraczaniu w dorosłość. Poznajemy Emmę Woodhouse jako „osóbkę blisko dwudziestojednoletnią”, rozstajemy się z nią rok później, zostawiając  ją z wszelkimi widokami na szczęście. W tym czasie Emma stała się pełnoletnia w sensie prawnym, ale co ważniejsze, stała się w pełni dojrzałą osobą. Drogą do dojrzałości jest samopoznanie, bohaterka musi odrzucić dziecięce przekonanie o własnej nieomylności i doskonałości, musi nauczyć się patrzeć  - na innych i na siebie – tak, żeby widzieć.

wtorek, 22 grudnia 2015

"Przyjadą swoim landem" - wehikulogia stosowana Jane Austen


To oczywiste, że podróżowanie 200 lat temu było znacznie trudniejsze niż obecnie. Ale tak jak i dzisiaj to, czym się podróżowało, wiele mówiło podróżującym. O tym, że powóz to nie tylko środek lokomocji, ale i oznaka statusu społecznego, możemy się zorientować z tej sceny:

[Emma] zajechała przed drzwi państwa Cole w ślad za innym powozem i stwierdziła z zadowoleniem, że należy on do pana Knightleya, nie trzymał on bowiem koni. Miewał zazwyczaj mało pieniędzy na zbyciu, że zaś był zdrów, ruchliwy i przedsiębiorczy, zbyt często, zdaniem Emmy, chadzał piechotą i znacznie rzadziej używał powozu, niżby przystało właścicielowi Donwell Abbey.
Potem następuje smakowita wymiana zdań między Emmą a Knightleyem na temat „bycia dżentelmenem”.

Tłumaczenie nie jest szczególnie zgrabne, mimo wszystko wiele możemy z tego fragmentu wyczytać o obojgu bohaterach. Kupno powozu dużo kosztowało, utrzymanie koni było drogie, a więc samo posiadanie tych dóbr plasowało człowieka w określonej sferze. W „Dumie i uprzedzeniu” władcza i snobistyczna lady Catherine wypytuje impertynencko Elizabeth o wiele szczegółów z życia Bennetów, w tym między innymi o rodzaj powozu posiadanego przez jej ojca. Emma do tego by się nie posunęła, ale wydaje się, że byłaby skłonna zgodzić się z lady Catherine, że ludzi można oceniać po ich powozach. Jane Austen używa w swoich powieściach pojazdów do charakterystyki postaci, ale robi to nie tylko w taki sposób, jak Emma i lady Catherine, czyli do pokazania ich stanu majątkowego. Stosunek bohatera do posiadanego pojazdu mówi nam o nim znacznie więcej. To nie przypadek, że Knightley chodzi na piechotę.

Przyjrzyjmy się zatem jak i czym podróżowano w powieściach Jane Austen i co nam ów sposób podróżowania mówi o ich bohaterach.

   James Pollard, "The London-Faringdon Coach passing Buckland House, Berkshire", 1835










  

poniedziałek, 21 grudnia 2015

„Tak mało białego atłasu, tak mało koronkowych welonów, pożal się Boże!” Przewodnik modowy po prozie Jane Austen cz.2



W pierwszej części „Modowego przewodnika…” wspomniałam, że Jane Austen pilnie śledziła trendy mody i znaczną część jej korespondencji z siostrą zajmują modowe ploteczki i przyziemne uwagi na temat zakupów czy przeróbek artykułów odzieżowych. Powinnam była podkreślić, że chodzi o zachowaną korespondencję. Wiemy, że znaczna część listów pisarki została zniszczona po jej śmierci przez rodzinę. Zapewne przetrwały właśnie te najbardziej błahe, najmniej prywatne, w których drobnostki dnia codziennego są nadreprezentowane. Ale z tych listów widać też, że Austen często przyjmowała postawę recenzentki mody, a nie jej ślepej wyznawczyni.  W jej powieściach widać wyraźnie, że dama nie poświęca zagadnieniom stroju nadmiernej uwagi, strojenie się a prawdziwa elegancja to dwie różne sprawy.


***

niedziela, 20 grudnia 2015

PIKNIKI Z KLASYKĄ: Panowie z Highbury, czyli Festiwalu "Emmy" ciąg dalszy


Czas i miejsce akcji:

Box Hill, hrabstwo Surrey, UK.
Jest upalny, letni dzień. Św. Jana roku 18... Nie, może nie cofajmy się w przeszłość aż tak daleko. Wyobraźmy sobie, że spotykamy się 24 czerwca roku 2014. Dokładnie dwieście lat temu w tym samym miejscu znalazła się panna Emma Woodhouse w towarzystwie grupy znajomych z Highbury. Wtedy piknik nie bardzo się udał, wszyscy wrócili do domu w minorowych nastrojach, choć każdy z innego powodu. Ale my postaramy lepiej się bawić. W koszach piknikowych mamy oczywiście truskawki zebrane na słynnych grządkach Donwell Abbey. Zaraz, zaraz, czy Knightley na pewno hodował truskawki? A jeśli tak, to jakie? O tym opowiem w Truskawkowym Suplemencie. A tymczasem możemy się rozsiąść wygodnie i przystąpić do dzieła, czyli do rozmowy.

***

sobota, 19 grudnia 2015

Emma zilustrowana

O ile wiem, do rąk polskich czytelników nie trafiło jeszcze ani jedno ilustrowane wydanie żadnej z powieści Jane Austen - i raczej nie zanosi się na to w najbliżej przyszłości. Być może wiąże się to z faktem, że popularność Austen to w Polsce zjawisko zaistniałe dopiero w kilku ostatnich dekadach, kiedy czas świetności książek ilustrowanych (mam na myśli oczywiście literaturę przeznaczoną dla dorosłych czytelników) już dawno minął. Zupełnie inaczej ta sprawa przedstawia się w ojczyźnie pisarki (lub szerzej: w krajach anglosaskich), gdzie ilustracje jej dzieł pojawiły się kilkanaście lat po pierwszych wydaniach i wciąż powstają nowe. Jednak pierwsze w ogóle ilustracje powieści Jane Austen pochodzą z... Francji. "Pirackie" - najprawdopodobniej spadkobiercy pisarki nie byli świadomi ich istnienia - francuskie przekłady wydano z ilustracjami na frontyspisach już w latach 20. XIX w.


piątek, 18 grudnia 2015

Mężczyźni, którym podobała się "Emma"


Od kiedy zostałam wielbicielką twórczości Jane Austen - bo nie zawsze nią byłam - staram się walczyć z błędnymi obiegowymi opiniami o niej. Obserwuję u siebie w tym względzie nawet gorliwość charakterystyczną dla konwertytów: po prostu nie mogę ścierpieć, że ktoś mógłby trwać w mrokach niewiedzy, krzywdząc siebie i nie oddając sprawiedliwości tej genialnej pisarce. Jednym z takich krzywdzących mitów jest przekonanie, że powieści Jane Austen to "literatura kobieca".

Temat "literatury kobiecej" był już na blogach książkowych podnoszony wiele razy i będzie podnoszony nadal. Choć nie ma zgody, co właściwie się tym mianem określa, nie ulega wątpliwości, że jest to określenie o zabarwieniu pejoratywnym, a nie afirmatywnym. "Literatura kobieca", czyli taka, której mężczyzna czytał nie będzie. A więc skoro nie nadaje się dla ogółu czytelników, musi być gorsza. Rzeczywiście wiele książek, które się do tej kategorii zalicza, to utwory literacko bardzo słabe, odbijane z jednej sztancy, zaprojektowane na miarę jakiejś wyimaginowanej kobiety, która oczekuje kiczu, tandety i tanich wzruszeń. A każdą z powieści Jane Austen złośliwie można podsumować tak: najpierw dużo gadają, a na końcu jest ślub. Jak nic "literatura kobieca"!

Żeby ośmielić panów, którzy być może zrażeni tą łatką przypinaną powieściom Jane Austen, obawiają się po nie sięgnąć, przygotowałam krótkie zestawienie (mogłoby być znacznie dłuższe, ale to już pozostawiam dociekliwości czytelników). Znaleźli się w nim słynni mężczyźni, którzy nie tylko "Emmę" przeczytali, ale także się nią zachwycili.

czwartek, 17 grudnia 2015

„Tak mało białego atłasu, tak mało koronkowych welonów, pożal się Boże!” Przewodnik modowy po prozie Jane Austen cz.1


Cytat w tytule to oczywiście opinia pani Elton o ślubie Emmy i Knightleya, ale można go równie dobrze odnieść do stylu pisarskiego Jane Austen. Jej proza jest niemal zupełnie wyzuta z wszelkich opisów, a żadne zdanie nie służy wyłącznie dekoracji. Opisów strojów też w niej nie znajdziemy i choć w każdej powieści występuje przynajmniej jedna panna młoda (w „Emmie” pada chyba rekord, jest ich w sumie pięć), białego atłasu i koronkowych welonów jest rzeczywiście bardzo niewiele. Wzmianki o elementach garderoby pojawiają się jednak od czasu do czasu, mówiąc więcej, niż się pozornie wydaje. Dlatego aby lepiej orientować się w świecie Jane Austen i jej bohaterek, warto zapoznać się z regułami rządzącymi ubiorem w jej czasach.

Sama Austen bardzo się interesowała modą. Ilekroć przebywała z dala od swojej siostry Cassandry, prowadziła z nią ożywioną korespondencję, której znaczną część stanowiły modowe ploteczki i sprawy związane z garderobą. Skromna sytuacja majątkowa pisarki sprawiła, że każdy zakup pantofli czy tkaniny na suknię (oczywiście w tamtym czasie nie można było kupić gotowej sukni) urastał do rangi wydarzenia, poprzedzonego głębokim namysłem. W 1798 Jane pisała: „Jestem tak zawstydzona stanem połowy mojej garderoby, że rumienię się na sam widok szafy, która ją przechowuje.1 Jest rzeczą powszechnie znaną, że kobiecie rzadko kiedy jest wszystko jedno, co na siebie włoży, i Jane Austen nie była wyjątkiem.

Z góry przepraszam panów, ale w tym wpisie zajmę się wyłącznie modą damską. A moda w tym okresie – w Anglii umownie zwanym regencją, u nas erą napoleońską lub empire – była wyjątkowo urokliwa i bardzo lekka, w porównaniu z wcześniejszą i późniejszą epoką. Skoncentruję się na latach 1813-14, czyli czasie, w którym toczy się akcja „Emmy”. Zaczniemy od przyjrzenia się elementom empirowego/regencyjnego stroju. W części drugiej sprawdzimy, jakie modowe informacje można wyłowić z powieści Jane Austen i co nam one mówią. Ostrzegam, że niniejsze opracowanie ma charakter amatorski, choć dołożyłam wszelkich starań, żeby było jak najbardziej rzetelne.

Fashion victim roku 1814. Ilustracja modowa. Źródło

środa, 16 grudnia 2015

Festiwal "Emmy" uważam za otwarty! Quiz: Jak dobrze znasz Emmę?


Pewno już od jakiegoś czasu oczekiwałaś wiadomości z Hampshire i może trochę się dziwiłaś, że my, tacy starzy, tak źle umiemy rachować, bo też w rzeczy samej Cassy spodziewała się rozwiązania już miesiąc temu, lecz wreszcie wczoraj wieczór przyszedł czas i bez dłuższych wstępów wszystko się dobrze skończyło. Mamy drugą córeczkę (…) Nazwiemy ją Jenny. Twoja bratowa czuje się, Bogu dzięki, zupełnie dobrze po tym wszystkim.1

Tak 140 lat temu pewien pastor z małej wioski w Hampshire pisał w liście do siostry o narodzinach swojej córki. Jane Austen przyszła na świat 16 grudnia 1775 roku w Steventon, jako siódme dziecko wielebnego George’a Austena i jego żony Cassandry. Czterdzieści lat później, już jako autorka trzech wydanych powieści, powołała do życia Emmę Woodhouse. Austen pracowała nad „Emmą” od stycznia 1814 do marca 1815. „Zamierzam stworzyć bohaterkę, której nikt oprócz mnie nie będzie lubił” – poinformowała rodzinę.2 Jeśli Emma irytuje, dzieje się tak z woli jej twórczyni. Nie powinniśmy jednak traktować tych słów Jane Austen całkiem serio – jej czytelnik zawsze musi być czujny – w przeciwnym razie musielibyśmy przyznać, że zamiar pisarki powiódł się tylko częściowo. W ciągu dwustu lat, jakie upłynęły od jej „narodzin”, rzesze czytelników pokochały pannę Woodhouse, choć zapewne większość z nich przeszła przez fazę irytacji. Jaka jest zatem Emma? Na to pytanie być może odpowiemy w ciągu kolejnych dni Festiwalu. Na razie zaryzykuję stwierdzenie, że jest najbardziej uroczą snobką w historii literatury.


wtorek, 15 grudnia 2015

Zaproszenie


Przypominałam o tym dosyć często, a dzisiaj przypomnę po raz ostatni. Już jutro, w rocznicę urodzin Jane Austen, otwarcie blogowego Festiwalu "Emmy"! Świętujemy dwusetną rocznicę wydania powieści. Do 23 grudnia na blogach biorących udział w Festiwalu będą się ukazywać wpisy poświęcone "Emmie" i jej autorce.

Jutro Padma z Miasta Książek wyjaśni, dlaczego "Emma" wielką powieścią jest, a Pyza z Pierogów pruskich przyjrzy się tłu historycznemu utworów Jane Austen. Oczywiście zapraszam też do mnie, na wpis-niespodziankę!






czwartek, 10 grudnia 2015

Obrazki


 

To zdjęcie jest częściowo inspirowane niedawnym wpisem Pyzy o nietypowych książkowych prezentach (propozycje świetne i jeszcze można zdążyć przed Gwiazdką), częściowo pomysłem, który chodził mi po głowie od dawna. Poza tym przeniosłam się na nowy komputer i kupiłam wreszcie nowy tusz do drukarki, a oba te doniosłe wydarzenia przyczyniły się do podniesienia jakości moich doznań czytelniczych. Wygląda na to, że w tym tygodniu również będą u mnie wyłącznie posty "niepiśmienne", ale to się całkowicie zmieni już od środy. Oczywiście nie chodzi o to, że czytam teraz mało i nie mam o czym pisać. Czytam dużo (i piszę), ale ciągle o tej samej książce. A ponieważ to książka bardzo interesująca (co widać po ilości samoprzylepnych karteczek, które do niej wkleiłam) i co chwilę odkrywam w niej coś nowego, bez żalu odkładam inne lektury - chyba dopiero na Święta.

(Tak na marginesie: co sądzicie o tej rybiej łusce w tle blogu?)

niedziela, 6 grudnia 2015

SZTUKA CZYTANIA: Vincent van Gogh

*** Vincent van Gogh (1853-1890), "Otwarta Biblia"/"Martwa natura z otwartą Biblią" ***

Otwarta Biblia, 1885
63 × 78 cm, Rijksmuseum, Amsterdam

Biblia rodzinna otwarta jest na „Księdze Izajasza”. Nie widać tego wyraźnie, lecz jej dwukolumnowe stronice dorównują pędzlowi Fransa Halsa, za którego przykładem van Gogh wierzył, że prawdziwy kolorysta nie powinien gardzić czernią. Według jego szacunku, Hals uzyskał przynajmniej dwadzieścia siedem odmian czerni.

                W tej martwej naturze, ustawionej sześć miesięcy po śmierci ojca i namalowanej „w pośpiechu, w jeden dzień”, czerń jest zduszona, jak po całonocnym czuwaniu przy świecy. Biblia leżąca na pulpicie przemawia językiem najlepiej zrozumiałym dla pastora. Izajasz, rozdział 53, werset 3: „Wzgardzony był i opuszczony przez ludzi, mąż boleści, doświadczony w cierpieniu”. Sfatygowana książka w żółtej oprawie – okrutnie pesymistyczna Radość życia – to replika Vincenta: Izajasz czasów współczesnych.

                Widać tu, jak konfliktowy, jeśli nie jałowy, był pomiędzy nimi związek. Ojciec denerwował się i trapił dziwacznym zachowaniem syna: jego pobytem w górniczych slumsach Borinage, brataniem się z biedotą, pożyciem z prostytutką, znieważaniem parafian, niewłaściwym odżywianiem.

                A co mógłby odrzec Vincent? „Zaczynasz od beznadziejnych zmagań, żeby odtworzyć naturą – i nic ci się nie udaje; kończysz na spokojnym tworzeniu z paletą w ręku, a natura akceptuje to i sama się dostosowuje”.

                Jesienią 1885 roku matka, najmłodszy brat i siostra van Gogha przygotowywali się do opuszczenia plebanii. Vincent, mieszkający w Nuenen oddzielnie, był bez grosza. Kolekcjonował ptasie gniazda, miał ich w szafie całe tuziny. „Będę teraz rysował gniazda ptasie i gniazda ludzkie – chaty na wrzosowisku i ich mieszkańców” – zwierzył się bratu Theo. Surowość Otwartej Biblii (prostokątne kartki, wyraźny, biały margines) stanowi zupełne przeciwieństwo małych, przytulnych gniazd, ukrytych w drzewnej plątaninie, solidnie przymocowanych do ułamanych gałęzi.

William Feaver, „Van Gogh”. Oficyna Panda, Warszawa 1994.




niedziela, 29 listopada 2015

SZTUKA CZYTANIA: Mały chłopiec, wielka księga


*** Johann Zoffany (1733-1810), "Wielebny Randall Burroughs i jego syn Ellis" (1769) ***


Nie jestem pewna, czy panowie czytają, czy tylko oglądają obrazki, ale scenka jest urocza, zaskakująco ciepła i swobodna.

Zoffany urodził się w Niemczech, ale większość swojego życia spędził w Anglii, gdzie cieszył się mecenatem samego króla Jerzego III.

środa, 25 listopada 2015

Winter is coming!




Tytuł dzisiejszego wpisu nie oddaje dokładnie obecnej sytuacji pogodowej - zima już nadeszła. Ale nie chodzi o raport meteorologiczny, tylko o książkową fotoilustrację. Chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego tę psią głowę głowę białego wilkora można uznać za ilustrację do książki. Wilkor ze zdjęcia prywatnie jest moim słodkim pieseczkiem i właściwie mógłby grać jeszcze jednego bohatera literackiego. Zgadniecie, kogo mam na myśli?


niedziela, 22 listopada 2015

SZTUKA CZYTANIA: Prerafaelicka św. Cecylia


*** John William Waterhouse (1849-1917) "Św. Cecylia" (1895) ***

22 listopada to wspomnienie św. Cecylii, rzymskiej patrycjuszki z III w., która została męczennicą, a Kościół katolicki, właściwie za sprawą pomyłki, czci ją jako patronkę organistów, chórzystów i lutników, oraz muzyki kościelnej i muzyków w ogóle. Jej atrybutami są instrumenty muzyczne, cytra, lutnia, harfa, organy, a także wieniec z białych i czerwonych róż, symbolizujący niewinność i męczeństwo. W malarstwie św. Cecylia pojawia się najczęściej grając na instrumencie.

Związany z grupą prerafaelitów John William Waterhouse, angielski malarz urodzony w Rzymie, na obrazie przedstawiającym św. Cecylię umieścił jej wszystkie tradycyjne atrybuty, ale samo jej przedstawienie nie jest tradycyjne. Święta śpi z księgą na kolanach, w ogrodzie, wśród krzewów róż. Zasnęła, słuchając anielskiej muzyki.




Obraz zaprezentowano w Królewskiej Akademii Sztuki w roku 1895. Towarzyszył mu cytat z "The Palace of Art" Tennysona:
In a clear walled city on the sea,
Near gilded organ pipes - slept St. Cecily.
 

piątek, 20 listopada 2015

PIKNIKI Z KLASYKĄ: Charles Dickens, "Samotnia"



Przeczytanie „Samotni” należy do poważnych przedsięwzięć czytelniczych: ponad tysiąc stron drobnym druczkiem. Współcześni Dickensa mogli sobie tę przyjemność rozłożyć na raty, powieść ukazywała się w odcinkach pomiędzy 1852 a 1853. Co miesiąc można sobie było za szylinga kupić broszurkę zawierającą zazwyczaj trzy rozdziały „Bleak House” i dwie ilustracje autorstwa Phiza. Dzisiaj widok opasłego tomu o pożółkłych kartkach być może odstręcza czytelników. Tak, kartki na pewno będą pożółkłe, bo „Samotnia” ostatni raz była wydana w Polsce 40 lat temu (Czytelnik 1975, w tłumaczeniu Tadeusza Jana Dehnela)! Było to zresztą w ogóle jedyne do tej pory pełne wydanie tej powieści po polsku. Przyznam się, że odkrycie tego faktu mnie zdumiało, bo „Samotnia” jest uznawana przez wielu za największe osiągnięcie Dickensa, zajmuje poczesne miejsce w kanonie literatury światowej, co samo w sobie może być wystarczającym powodem, żeby się z nią zapoznać. A jeśli to się komuś wyda niewystarczającym powodem, powiem więcej: po ponad 160 latach „Samotnię” wciąż się świetnie czyta. Z chęcią postawiłabym sobie własny egzemplarz na półce. Wydawcy! Czytelnicy domagają się wznowienia „Samotni”!

środa, 18 listopada 2015

Jeden dzień Dorriga Evansa. Richard Flanagan, „Ścieżki Północy” – recenzja



   
Zazwyczaj Nagrodę Bookera otrzymują bardzo dobre książki, ale w tym roku wyróżniliśmy arcydzieło” – powiedział o „Ścieżkach Północy” A.C. Grayling, przewodniczący jury ubiegłorocznej edycji Man Booker Prize1. Nie uważam powieści Flanagana za arcydzieło. Nie jestem nawet pewna, czy jest to bardzo dobra książka (co zakrawa na bluźnierstwo, zważywszy na laur, jakim uhonorowano autora). Ale nie ulega wątpliwości, że „Ścieżki Północy” to książka, którą warto przeczytać, a Richard Flanagan jest pisarzem zasługującym na uwagę.

wtorek, 17 listopada 2015

MARTWA NATURA Z KSIĄŻKĄ: "Emma", eskapistycznie


W czasie ubiegłego bardzo ponurego weekendu (niestety nie mam tu na myśli pogody), pewnie nie tylko mnie było trudno skupić się na spokojnej lekturze. Mimo to, jedną książkę udało mi się skończyć. O niej napiszę jutro, bo jej temat jest równie przytłaczający jak wydarzenia z Paryża, choć kontekst zupełnie inny - mówi o tym, co, i w imię czego, człowiek jest w stanie zrobić drugiemu człowiekowi.

Ale to jutro, a dziś chwila wytchnienia. Uciekniemy do świata, który jest uporządkowany i przewidywalny, a przyszłość świetlana (zwłaszcza, jeśli się ma ze trzydzieści tysięcy funtów na trzy procent). Świata, w którym możemy się zajmować wyłącznie malowaniem i układaniem szarad, ewentualnie zbieraniem truskawek, jeśli szarady nas znużą. Krótko mówiąc, proponuję chwilę w towarzystwie Emmy.





czwartek, 12 listopada 2015

Stary człowiek, pszczoły i harmonika szklana. Mitch Cullin, "Pan Holmes" - recenzja


               


It was a slight trick of the mind, a game of sorts, though often beneficial: Within the rocks’ domain, he could meditate, thinking warmly of those who were gone – and later, when stepping beyond the patch, whatever grief he’d brought into the space was kept there, if only for a short time. “Mens sana in corpore sano” was his incantation, spoken once inside the patch, repeated afterword when stepping from it. “Everything comes in circles, even the poet Juvenal.”
Był to taki trik umysłu, swoista gra, która jednak często okazywała się zbawienna: w obrębie kamieni Holmes mógł oddawać się kontemplacjom, myśląc ciepło o tych, którzy odeszli – a później wychodził poza krąg, uwolniony choćby na krótką chwilę od smutku, który go przygnał między kamienie.
    Mens sana in corpore sano – brzmiało jego zaklęcie, wypowiadane po wejściu w krąg i powtarzane przy wychodzeniu. – Wszystko zatacza koła, nawet poeta Juwenalis.

Tłum. Nina Dzierżawska
                    

Zastanawia mnie zwyczaj wydawnictw promowania publikowanych książek jako czegoś zupełnie innego niż to, czym są w rzeczywistości, i sprzedawania ich tym czytelnikom, którzy w konsekwencji najprawdopodobniej poczują się rozczarowani. Coś takiego chyba przydarzyło się wydanemu we wrześniu „Panu Holmesowi”.

Książka ukazała się u nas dopiero w tym roku, ale nie jest to rzecz nowa. Mitch Cullin opublikował „A Slight Trick of the Mind” – taki jest oryginalny tytuł – w r. 2005, a więc już dekadę temu. Powieść przeżyła swoisty renesans w zeszłym roku, kiedy rozeszła się wieść o powstającej ekranizacji z Ianem McKellenem w roli głównej. Pojawiły się wznowienia, sypnęło znów recenzjami w prasie, a nawet wystosowany został pozew sądowy o naruszenie praw autorskich wobec pisarza i producentów filmu, a wobec samego Cullina również o plagiat. (Przedstawiciele spadkobierców Doyle’a twierdzą, że postać Sherlocka-Holmesa-na-emeryturze jest w USA wciąż objęta majątkowymi prawami autorskimi). To wszystko świadczy z jednej strony o sukcesie powieści, ale z drugiej o tym, że towarzyszący jej rozgłos zawdzięcza pośrednictwu wielkiego ekranu. Polski przekład też zapewne powstał na fali zainteresowania filmem (który jednak jakoś wciąż nie może się u nas doczekać dystrybucji, choć premierę na świecie miał na początku roku). Tytuł polskiej edycji nawiązuje właśnie do filmu („Mr. Holmes”) zamiast do subtelnego (i znacznie trudniejszego do przetłumaczenia) tytułu powieści. „Wyobrażasz sobie Sherlocka Holmesa na emeryturze? Masz rację, to niemożliwe!” – możemy przeczytać na skrzydełku okładki. W tym momencie przed oczami staje nam obraz dziarskiego staruszka, który pomimo trapiących go dolegliwości związanych z wiekiem, jeszcze raz dowiedzie swojego geniuszu, w błyskotliwy sposób rozwiązując jakąś niezwykle zawikłaną zagadkę kryminalną sprzed lat. Ale ten, kto właśnie tego będzie oczekiwał od „Pana Holmesa”, zapewne się zawiedzie.

piątek, 6 listopada 2015

MARTWA NATURA Z KSIĄŻKĄ: Listopad


Miałam zamiar napisać dziś o nowej książce, ale kiedy człowiek chory - a to właśnie mi się przytrafiło - to nie zawsze ma ochotę na wysiłek intelektualny. Dlatego w zamian postanowiłam obfotografować książkę starą. Poza tym czytanie tej właśnie książki tak mnie obecnie pochłania, że nie chciałam jej porzucać na czas potrzebny do napisania recenzji. Jeśli ktoś jest znużony tym, że ostatnio wszystkie książki pojawiają się u mnie w towarzystwie róż, to bardzo mi przykro, ale ten stan jeszcze trochę potrwa. Do czasu aż mróz zetnie wszystkie pąki. A co to za książka? Wyjaśni się to niebawem, a tymczasem - wracam do lektury.
 



wtorek, 3 listopada 2015

Sarah Waters, "Złodziejka". Pozwól się oszukać



Chciałaby panienka poznać swoją przyszłość? Można odczytać ją z kart. Król karo, rycerz pik. Królowa karo. Dwójka kier. Podróż i bogactwo. Miłość.

Ale co jest prawdą, a co grą? I kto rozdaje w niej karty?

Londyn, rok 1862. Wiatr hula, deszcz zacina, psy wyją, a ogień na kominku i nikłe płomyki lamp naftowych nie są w stanie rozproszyć mroku. W taki wieczór do domu w podejrzanym zaułku, zajmowanego przez równie podejrzanych pana Ibbsa, panią Sucksby oraz dziwną gromadkę ich „podopiecznych”, wkracza Richard Rivers zwany Dżentelmenem, i składa wychowanicy pani Sucksby propozycję nie do odrzucenia. Jej przedmiotem jest udział w iście szatańskim przedsięwzięciu. W ten sposób splatają się ścieżki Susan Trinder, sieroty z półświatka, córki morderczyni, i Maud Lilly, panienki z wyższych sfer, również sieroty, która od swego wuja i opiekuna – w tym miejscu nazwijmy go bibliofilem – otrzymała nader szczególne wychowanie. Wkrótce Susan opuszcza Londyn i udaje się na wieś, do posiadłości Briar, gdzie zostaje pokojówką panny Lilly. Jeśli wiecie cokolwiek o pisarstwie Sary Waters, to możecie się domyślić, że między młodymi kobietami, a właściwie dziewczynami, które dopiero poznają same siebie, coś się wydarzy. Coś, czego żadna z nich się nie spodziewała. To jednak dopiero początek tej opowieści, bo przecież Susan nie przybyła do Briar tylko po to, żeby ubierać panienkę i dotrzymywać jej towarzystwa. Powierzono jej jeszcze inne zadanie, które skrzętnie skrywa przed Maud.

niedziela, 1 listopada 2015

SZTUKA CZYTANIA: Madonna z książką

Wczoraj za sprawą naszej rozmowy o twórczości M.R. Jamesa po Czytam to i owo... snuły się duchy i demony, ale dzisiaj już zupełnie po chrześcijańsku, kolejny odcinek cyklu "Madonna z książką". A jako że dzisiaj przypada święto Wszystkich Świętych, Madonna pojawia się właśnie w towarzystwie świętych, na obrazie autorstwa Ambrosiusa Bensona (Ambrogio Benzone) - urodzonego  we Włoszech niderlandzkiego malarza okresu renesansu.



*** Ambrosius Benson, "Madonna z Dzieciątkiem i świętymi" (1530-32)***


sobota, 31 października 2015

PIKNIK Z DUCHAMI, czyli M.R. James po raz wtóry



Dzisiaj zapraszamy z Pyzą na specjalny Pinik z klasyką, czyli "Piknik z duchami". Bohaterem, a raczej gościem honorowym, jest dobrze nam już znany M.R. James. Rozmawiamy (podkreślam to słowo, bo dzisiaj Piknik specjalny nie tylko ze względu na treść, ale i na formę) o jego opowieściach niesamowitych.
W odróżnieniu od Pikniku sierpniowego, kiedy wybrałyśmy zaledwie trzy opowiadania, będzie to rozmowa o całym jego dorobku w dziedzinie literatury grozy. Oczywiście gorąco zachęcam Was do przyłączenia się do naszej dyskusji.

piątek, 23 października 2015

Bo to zła kobieta była. Historia wzlotu i upadku w czterdziestu jeden listach i epilogu.


Bardzo żałuję, że powieść epistolarna nie cieszy się powodzeniem u współczesnych autorów. Moim zdaniem jest to gatunek bardzo ciekawy i - wbrew pozorom i obiegowym opiniom, powstałym na podstawie "Cierpień młodego Wertera" - szalenie atrakcyjny dla czytelnika. Większość z nas zapewne nigdy nie posunęłaby się do czytania cudzych listów, ale plik korespondencji sprzed kilkudziesięciu lat znaleziony gdzieś na strychu... o, to już co innego. Czytanie tego, co przeznaczone tylko na użytek prywatny, oglądnie ludzi z tej strony, z której nie pokazują się publicznie, jest w dziwny sposób pasjonujące. Czytając powieść epistolarną wchodzimy (a ściślej: mamy takie złudzenie) w sferę intymności innych osób, nie łamiąc przy tym żadnych norm etycznych. I chyba właśnie to wrażenie intymności, a zarazem naturalności, którego nie daje obecność narratora, jest tak szczególne w powieści epistolarnej. Wydaje nam się, że podglądamy fragmenty prawdziwego życia. Jednocześnie powieść epistolarna jest gatunkiem trudnym, wymagającym ogromnego kunsztu literackiego od autora, a od czytelnika umiejętności czytania między wierszami. W dobie e-maili powieść epistolarna była jeszcze możliwa. (Osobną kwestią jest, jak się to udawało). A w dobie tweetów i facebooka? Jednak zanim zaczniemy zastanawiać się nad perspektywami przetrwania lub śmierci tego gatunku, przyjrzyjmy się, jak konwencję utworu epistolarnego wykorzystała ponad dwieście lat temu pewna młoda i zdolna pisarka. Uwaga! Będą spoilery (a właściwie... zostały już zawarte w tytule).



czwartek, 22 października 2015

Teraz czytam...



Czytelniczo jestem obecnie w sytuacji przypominającej niedolę osiołka, któremu w żłoby dano. Tyle ciekawych książek mi się spiętrzyło - jak widać na powyższym zdjęciu - że po prostu nie wiem, za którą się zabrać. Wszystkie zaczęłam i, chcąc nie chcąc, czytam równolegle, co  oczywiście nie jest sytuacją idealną.

Z przodu, kolejno od góry:
  • Kończę opowiadania M.R. Jamesa, do których zamierzamy z Pyzą wrócić, mniej więcej w czasie wigilii Wszystkich Świętych
  • Bookery, Pulitzery, przyznam, że trochę to na mnie działa, a szczególnie kiedy tematyka nagradzanych książek mieści się w mojej sferze zainteresowań. Tak było w przypadku "Ścieżek północy" Richarda Flanagana. Bardzo na tę książkę czekałam, wrażenia po przeczytaniu około 1/3 mam jednak mieszane. Życie głównego bohatera ciągle skrywa dla mnie wiele tajemnic, co nieco wiem już o tym, co się z nim działo w czasie wojny w japońskim obozie jenieckim - te fragmenty są bardzo mocne. Ale wątek miłosny na razie jest dla mnie mało przekonujący.
  • Pulitzer 2015, czyli "Światło, którego nie widać" Anthony'ego Doerra. Zdążyłam tylko zajrzeć, jeszcze nie wiem, czy spełni moje oczekiwania, ale kusi coraz bardziej.
  • "Samotnia" Dickensa - zaczęłam czytać na listopadowy Piknik z klasyką.
  • Przeglądam też już Emmę i szukam inspiracji na grudniowy festiwal.
Z tyłu, od góry:
  • "Pana Holmesa" zdążyłam już przeczytać i wkrótce podzielę się z Wami swoimi wrażeniami.
  • O "Solfatarze" Macieja Hena słyszałam tyle dobrego, że po prostu musiałam ją zdobyć. Dobra powieść historyczna zawsze znajdzie u mnie miejsce, a ta jest podobno napisana i z rozmachem, i finezyjnie. I przez polskiego autora, co też nie było bez znaczenia.

Mogłabym jeszcze wśród zaczętych wymienić "Ty pierwszy, Max" Leeny Parkkinen. Na razie nie udało mi się na niej skupić, ale też sporo sobie po tej książce obiecuję. Wydana u nas parę lat temu powieść fińska, na naszym rynku wydawniczym to jednak rzadkość. I - wbrew temu, z czym się obecnie literatura z Północy kojarzy - nie jest to kryminał.

Macie swoje typy spośród wyżej wymienionych?


wtorek, 20 października 2015

PIKNIKI Z KLASYKĄ: O wychowaniu młodych dziewcząt. "Małe kobietki" Louisy May Alcott




Treść „Małych kobietek” Louisy May Alcott można streścić w jednym zdaniu: rok z życia rodziny Marchów. Opowieść zaczyna się przed Bożym Narodzeniem, a kończy po kolejnym Nowym Roku. Głównymi bohaterkami są cztery dorastające siostry:  najstarsza, szesnastoletnia Meg – rozważna piękność; piętnastoletnia, impulsywna Jo – chłopczyca o literackich ambicjach; łagodna i chorobliwie nieśmiała trzynastoletnia Beth – posiadaczka złotego serca i ogromnego talentu muzycznego; wreszcie – rozpieszczona dwunastoletnia artystka Amy,  „o niebieskich oczach i złotych lokach”. Trwa wojna secesyjna. Ojciec rodziny, pastor, służy jako kapelan w szeregach armii Unii. Dziewczynki mieszkają z matką, pieszczotliwie zwaną przez nie Marmisią, i wierną służącą Hanną. Z pogodą ducha i godnością znoszą biedę, w którą popadła rodzina, niegdyś zamożna, zapewne należąca do „wyższej klasy średniej”.  Powieść  śledzi ich dojrzewanie, drogę, na której „małe kobietki” staną się po prostu kobietami.

poniedziałek, 19 października 2015

Czas na PIKNIK!



Jutro w samo południe zapraszamy na kolejny, już szósty Piknik z klasyką. Tym razem sięgamy po klasykę literatury dla młodych panienek i będziemy się bawić w towarzystwie czterech sióstr March i ich Marmisi, czyli bohaterek "Małych kobietek" Louisy May Alcott.

Ponieważ mamy już jesień i pogoda jest niepewna, być może piknik trzeba będzie zamienić na proszoną kolację w domu. Poniżej menu przygotowane przez jedną z sióstr, Jo.



Kolacja według Jo March:

Duszona wołowina
Pełno ziemniaków
Jakieś szparagi i homar „na smak”
Sałatka z zielonej sałaty (Jo poszuka przepisu w książce)
Deser:
Galaretka mleczna
Truskawki
Nawet kawa (jeśli ma być elegancko)





Zapraszam!



niedziela, 18 października 2015

SZTUKA CZYTANIA: Czytanie z nut


Dziś małe odstępstwo od reguł, którymi kieruję się w doborze obrazów do Sztuki czytania. Młoda dama, sportretowana przez Williama Beecheya, czyta nie książkę, jak to zwykle w tym cyklu bywa, a zapis nutowy.
Jest za to wcieleniem pewnej bohaterki literackiej:


*** William Beechey (Anglia, 1753 - 1839) ***



Urok panny Crawford nie malał. Przywieziona harfa uwydatniła tylko urodę, dowcip i pogodę młodej panny, która grała bardzo chętnie, z dobrym gustem i ogromnie twarzowym przejęciem, a zawsze, po każdej piosence, miała coś interesującego do powiedzenia. Edmund bywał codziennie na plebanii, by się rozkoszować ulubionym instrumentem, zapraszany tam z dnia na dzień, dama bowiem lubiła mieć słuchacza, i tak to wkrótce weszło w zwyczaj.
      Młoda dama, ładna, żywa, z równie jak ona elegancką harfą, siedząca przy portfenetrze otwartym na trawnik obrośnięty krzewami o bujnym, letnim listowiu, to dość, by podbić serce każdego mężczyzny.


Jane Austen "Mansfield Park"
Tłum. A. Przedpełska-Trzeciakowska 

   
   
   
   
   
   
  
Zapomniany dzisiaj William Beechey był ulubionym portrecistą króla Jerzego III. Był to artysta niezwykle płodny - jak podaje Wikipedia, doczekał się z pierwszą żoną pięciorga dzieci, a z drugą szesnaściorga (wybaczcie mi ten mały żarcik). Śmiem zresztą w to wątpić, bo jego druga żona musiałaby urodzić najmłodszą córkę w wieku 58 lat. Bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że w poczet dzieci zaliczono kilkoro wnucząt. Ale, teraz już na poważnie, był rzeczywiście artystą płodnym i w swoim czasie bardzo cenionym, a pozowali mu nie tylko członkowie rodziny królewskiej, ale również wiele ówczesnych sławnych postaci. Powyższy portret znajduje się w zbiorach Spencer Museum of Art Uniwersytetu Kansas.
  
 
 

A skoro jesteśmy przy powieściach Jane Austen, to przypominam o czekającym nas festiwalu "Emmy". Wciąż można się zgłaszać, zapraszam!